Kiedy Lucky Luke był jeszcze młody
Ten nieco przewrotny tytuł o młodych latach Lucky Luke wziął się z tego, że albumy, o których chciałem tym razem napisać pochodzą z początku serii. To 10 i 11 tom opowieści o dzielnym kowboju, oba ukazały się w 1958.
Lucky Luke: Uwaga! Niebieskie Stopy!
To ostatni album, który stworzył samodzielnie Morris, przynajmniej tak wynika z informacji do których udało mi się dotrzeć. Tym razem, za sprawą pewnego Meksykanina nasz dzielny kowboj został wplątany w obronę pewnego miasteczka na prerii. Indiański wódz został wprowadzony w błąd przed podstępnego szulera, pozwolił, aby jego miłość do wody ognistej stała się początkiem niezłego zamieszania. Miasto oblegają Niebieskie stopy, ale na pomoc spieszą im już Zielone stopy i Żółte stopy. Oj będzie trudno się obronić.
Choć to jeden z pierwszych albumów, to potencjał jest już widoczny. Jest zabawnie, pomysłowo i nieźle pod względem graficznym, choć o tym więcej na końcu.
Lucky Luke: kontra Joss Jamon
Ten tom to dla odmiany dopiero drugie dzieło Gościnnego jako scenarzysty tej serii. Ten geniusz francuskiego komiksu jednak już tutaj pokazuje jak wiele potrafi. Opowieść o konfrontacji samotnego kowboja z barwną ekipą Jossa Jamona skrzy się dowcipem. Ale nie tylko. Przynosi także całe mnóstwo interesujących bohaterów, a niektórzy z nich już niedługo staną się jednym z najważniejszych w tej serii. Tak, to bracia Dalton, nazywani tutaj jeszcze kuzynami Daltonów. Dzieje się tak dlatego, bo Morris pisząc swoje historie inspirował się istniejącym gangiem Daltonów i to oni jako pierwsi pojawili się w 6 albumie serii pod tytułem Wyjęci spod prawa. A Gościnny dopasował się ładnie do tego.
Podsumowanie
Oba albumy trzymają poziom. Są zabawne, pełne niewymuszonego humoru i barwnych postaci. Owszem jeszcze nie wszystko jest dokładnie takie jakie znamy. Niektóre postacie pełnią jeszcze nieco inną rolę. Koń naszego kowboja jeszcze nie jest takim spryciarzem, brak psa Bzika, zwanego w oryginale Rantamplanem. Bracia Daltonowie nabrali już właściwego kształtu, ale nie nabrali jeszcze właściwego charakteru.
Owszem, oba komiksy momentami nieco trącą myszką, w żadnym z późniejszych jakie czytałem Lucky nie pozwolił sobie na tak niedopowiedziane zachowanie jak podpalenie prerii ;). Nie zmienia to jednak faktu, że warto zobaczyć jak ewoluował przez lata najpopularniejszy kowboj świata, zarówno fabularnie jak i graficznie. Bo właśnie to, w jaki sposób wygląda w tych albumach spowodowało, że wpis dostał taki, a nie inny tytuł. Luke tutaj to jeszcze nieopierzony młokos, który wkrótce stanie się legendą.
Info
Scenariusz: Morris
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Morris
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Wydawca: Egmont
O rajuśku… Jak ja kiedyś lubiłam tę ekipę. :)
Czemu przestałaś? :)
Samotny kowboj nadal bawi!
[…] stworzył René Goscinny. Tutaj jest jeszcze lepszy niż w poprzednim po który sięgnąłem, czyli Lucky Luke: kontra Joss Jamon. Tam było nieźle, tu jest znakomicie. Po raz pierwszy Bracia Dalton w formie jaką znamy dostali […]