Słońce Arizony, czyli wyprawa na południe
Słońce Arizony, to właśnie od tego tomu zaczęła się moja przygoda z Wiesławem Wernicem i jego historiami z Dzikiego Zachodu. To po tę część sięgnąłem jako pierwszą, w czasach bez Internetu odkrycie właściwej kolejności serii nie zawsze było sprawą łatwą. Nie byli też wtedy serwisów aukcyjnych i księgarni internetowych, dzięki którym łatwo uzupełnić brakujące w cyklu książki. Zresztą może to i lepiej, że to właśnie od tej zacząłem, bo to jedna z bardziej klasycznych i dynamicznych fabuł, jakie wyszły spod pióra Wernica. Po dwóch tomach, które zabrały nas na północ Stanów Zjednoczonych i w okolice granicy z Kanadą, nadeszła pora na wyprawę w miejsce, które zdecydowanie bardziej młodemu czytelnikowi kojarzy się z Dzikim Zachodem.
Słońce Arizony
Fabuła tej odsłony przygód Karola Gordona i doktora Jana toczy się w najgorętszym amerykańskim stanie, w Arizonie. Dzielny traper, choć nie zna tych terenów za dobrze, zdecydował się spróbować zażegnać konflikt pomiędzy białymi i jednym z największych indiańskich plemion, z Nawahami. Czemu on? Tylko Gordon miał dość odwagi i determinacji, aby się tego podjąć. Bardzo istotne dla fabuły jest jeszcze to, co było początkiem niesnasek pomiędzy Nawahami, a białymi mieszkańcami tego jeszcze mało zaludnionego wówczas terytorium. Były to bandyckie napady, które dotykały jednak zarówno rdzennych mieszkańców, jak i tych przybyłych ze wschodu kontynentu. Cóż poradzić, skoro napastnicy byli biali i mocno dali się we znaki temu niezbyt wojowniczemu na co dzień plemieniu. Dobrze, że choć tym razem słońce pomogło naszym bohaterom.
Dynamiczna i wciągająca historia
Z trzech wznowionych już przez Siedmioróg części ta jest zdecydowanie najlepsza. Wciągająca, naprawdę ciekawa fabuła, duża dynamika opowiadanej historii, sporo zaskoczeń i garść klasycznych motywów. Tym razem bohaterowie muszą nie tylko odnaleźć się w zupełnie nowych dla obu realiach, ale także stanąć w szranki z dobrze zorganizowaną banda, której motywy nie są do końca jasne. Poznają kilku nowych przyjaciół, nawiążą kilka znajomości, które okażą się bardzo przydatne w kolejnych tomach i dostarczą czytelnikom mnóstwo frajdy. Są pościgi, preria zdecydowanie bardziej gorąca niż dotąd i szeryf oraz Indianie, którzy jeszcze bardziej przypominają tych znanych z dużego ekranu. Wciąż czyta się to znakomicie.
Odrobina wątpliwości
Przez moment miałem pewne wątpliwości jak spiszą się po latach dwa rozwiązania fabularne, dwie sytuacji w których udaje się bohaterom wyjść z opresji dzięki zbiegowi okoliczności. Okazało się, że nie jest źle, oba fragmenty fabuły których się obawiałem okazały się spójne i sensowne, choć nieco zaskakujące. Jedna blaszka i jedno słowo miały moc sprawczą, ale nie wypadły idiotycznie czy przesadnie naiwnie. Nie mam zastrzeżeń mimo obaw przed lekturą
Informacja tramwajowa
Oczywiście, czyta się najlepiej z dotychczasowych, wciąga i bawi. Choć przyznam szczerze, że może tym razem się zdarzyć, że uda się Wam pojechać za daleko.
Podsumowanie:
Tytuł: Słońce Arizony
Autor: Wiesław Wernic
Wydawca: Siedmioróg
Do tramwaju: tak
Ocena czytadłowa: 5/6
Ocena bezludnowyspowa: 4/6