Cień sułtana, czyli o co chodzi z tą okładką? + KONKURS!
Zaczyna się ta opowieść bardzo sensacyjnie, od porwania młodego bośniackiego chłopca, Bajo Sokolovića, który podobnie jak wcześniej kilku mężczyzn z jego rodziny trafia na służbę do tureckiego okupanta Bałkanów. Imperium osmańskie w tym okresie świeci ogromne tryumfy, a czas kiedy na tronie zasiadał Sulejman Prawodawca to jeden z momentów jego największej świetności.
Wiele lat później Bajo to już zdecydowanie inny człowiek, teraz to Mehmed Pasza Sokollu, wielki wezyr, bez którego pomocy Sulejman nie osiągnąłby tak wiele. Kiedy zatem podczas wyprawy przeciwko Habsburgom wszystko bierze w łeb tylko bośniacki malec, który stał się Turkiem, może odwrócić losy świata. Nie przesadzam, gdyby nie jego sprytny fortel historia państwa osmańskiego najpewniej potoczyłaby się w zupełnie inny sposób.
Za ten fragment tureckiej historii wzięła się Maria Paszyńska, autorka dwóch świetnych książek o przedwojennej Warszawie. Nie wiedziałem czy sobie poradzi, bo to wszak zupełnie co innego, tam przedwojenna polska stolica, a tu nie dość, że zupełnie odmienne czasy i miejsca, to jeszcze kultura tak odległa od naszej.
Autorka zrobiła to jednak znakomicie, błyskawicznie wciągnęła mnie w świat tureckiego wojska, pałacowych intryg i walk pomiędzy janczarami, a żołnierzami Nikoli Šubića Zrinskiego, dowódcy twierdzy w Szigetvárze. Wszystkie zalety jej wcześniejszych książek znajdziemy i tutaj. Znakomity język, solidne przygotowanie historyczne, bohaterowie z krwi i kości, to tylko niektóre zalety tej świetnej powieści. Dodatkowym elementem, który powoduje, że chyba mogę pokusić się o stwierdzenie, że Cień sułtana jest nawet lepszy niż wcześniejsze książki Pani Marii, jest odrobina egzotyki i bardzo mocne osadzanie go w realiach historycznych. Trzon fabuły to bowiem nie tylko prawdziwe wydarzenia i miejsca, ale także wiele postaci, wokół których zbudowano tę opowieść. Sulejman, Mehmed Pasza, czy chorwacki obrońca Szigetváru istnieli naprawdę, naprawdę stoczyli bitwę, a ostatnia wyprawa sułtana rzeczywiście była mocno pechowa.
Tę rzeczywistą oś Paszyńska dodatkowo obudowała w bardzo interesujący sposób fikcją, w której widać ogromną dbałość o szczegóły, dogłębne studia nad epoką, doprawione udanymi wymyślonymi postaciami i wydarzeniami.
A teraz sprawa okładki. Tak, wiem, czepiam się i jestem upierdliwą mendą, nie znam się na marketingu i wiem, że przystojniak z szablą oraz prawdziwa piękność w egzotycznych ciuchach z pewnością dobrze wpłyną na sprzedaż książki. Ba! Sugestia, że znajdziemy w niej kontynuację wątków popularnego serialu, też nie będzie obojętna, no ale co poradzę, ta okładka to jakiś koszmar krzywdzący nieco prozę nią okrytą.
Czemu? Bo to naprawdę znakomita literatura historyczna, wciągająca, napisana świetnym, bardzo plastycznym i przyjemnym w odbiorze językiem. Paszyńska naprawdę maluje słowem i to nie jest czcze gadanie z mojej strony, a odrobina egzotyki powoduje, że Cień sułtana to lektura naprawdę lepsza od Warszawkiego niebotyku, który zachwycił mnie jako pierwszy. Widać też, że z każdą książką autorka się rozwija, pisze coraz lepiej i tylko szkoda, że największa wada jej książek jest i tutaj obecna. Tak jak wcześniejsze, tak i ta nie jest jej pozbawiona, bo nie oszukujmy się, również Cień sułtana jest za krótki.
Informacja tramwajowa
Nie, bo wciąga i można przeoczyć przystanek, a jeszcze jak trafi się jakiś ksenofobiczny młodzieniec to i kłopoty z tego mogą wyniknąć, czytajcie lepiej w domu.
Podsumowanie:
Tytuł: Cień sułtana
Autor: Maria Paszyńska
Wydawca: czwarta Strona
Do tramwaju: nie
Ocena czytadłowa: 6/6
Ocena bezludnowyspowa: 4/6
Konkurs!
Wspólnie z Czwartą stroną mamy dla was konkurs, startujemy teraz, zakończenie 3 grudnia o godzinie 23:59, a wyniki dzień później.
Napiszcie proszę w komentarzu tutaj lub na Facebooku jaki jest wasz ulubiony element arabskiej kultury, dowolny. Potrawa, baśń, ornament na słupie w odwiedzonym kiedyś Maroku, macie pole do popisu, a do wygrania są aż trzy egzemplarze książki. Regulamin znajdziecie TUTAJ.
Element arabskiej kultury spotkał mnie sam na plaży w Tunezji kilka lat temu. Po przedstawieniu mi w języku angielskim bogatej oferty naszyjników z muszelek i zarejestrowawszy brak entuzjazmu zakupowego, płynnie przeszedł na francuski. Znów nie sięgałam po portfel, więc spróbował z niemieckim. Patrzyłam na jego determinację, której pozazdrościć mogły wszystkie działy sprzedażowe razem wzięte i zagadnęłam do męża
– I co myślisz?
Na twarzy arabskiego sprzedawcy zagościł szeroki uśmiech.
– A, Polska! To brać! Ja nie drę!
Arabowie to najlepsi sprzedawcy na świecie :)
Mój ulubiony kawałek (bo pierwszy w życiu) Arabii jest cytatem:
„– To zapach krwi! – powiedziała aktorka cicho i prawie spokojnie. – Wszystkie pachnidła Arabii nie zmienią zapachu tej drobnej dłoni. Och!
Ostatni wykrzyknik był pełen cichego zdziwienia i równocześnie tak pełen szaleństwa, że Alex przetarł oczy. Nigdy nawet nie przypuszczał, że można zawrzeć całe tomy spraw psychologicznych, całą mękę człowieka i całe oddalenie szalonego mózgu od świata w jednym kompletnie nic nie znaczącym słowie, wypowiedzianym w dodatku tak cicho, że gdyby nie zupełna cisza w teatrze, nie dotarłoby ono chyba do słuchaczy.”
Nigdy nie byłem i raczej nie odwiedzę tych rejonów, ale ornamenty i architektura – piękne, bogate, symetryczne i odwieczne, całkowicie odmienne od sztuki, z którą obcujemy. Smutno patrzeć, jak barbarzyńcy z tzw. IS wysadzają je w powietrze…
Mój ulubiony element z kultury arabskiej?Niestety nie byłam jeszcze w tamtych rejonach, ale podobają mi się piękne, kolorowe, błyszczące suknie kobiet,które zawsze kojarzą mi się z tą kulturą.
OOOO…. jaki fajny konkurs! Ale trudny, bo ja mam wiele ulubionych elementów arabskiej kultury: kocham język (nie znam, ale lubię go słuchać), kocham jedzenie – wyraziste, fantastycznie przyprawione, kocham arabskie bazary z ich magicznymi zaułkami, wielością barw i zapachów i ze sprzedawcami, którzy w ramach tradycyjnych negocjacji zaproszą na przepyszną herbatę… Uwielbiam arabską poezję, jakże inną od naszej, która jest wyrazem szczególnej wrażliwości ludzi z tego kręgu kulturowego…
Ale najbardziej lubię… taniec orientalny. Tak! ten popularny u nas także taniec brzucha. Ale nie w tej wersji zeuropeizowanej, gdzie wszystko jest, mam wrażenie, mocno spłycone. Raczej w tej wersji tradycyjnej, plemiennej, z dużą ilością wyrazistych rytmów wygrywanych na bębnach. Taniec, w którym tancerka mocno stąpa po ziemi, akcentując w ten sposób pierwotne związki z naturą. Taniec, który jest z jednej strony wyrazem takiej pierwotnej arabskiej filozofii życia blisko natury, z drugiej zaś daje możliwość kobiecie pokazania swoich emocji…
Moim ulubionym elementem arabskiej kultury jest arabska kultura :D.
Wiem, wiem, brzmi idiotycznie, ale jest w moim przypadku najprawdziwszą prawdą. Kocham nawet samo słowo „arabski”, budzi we mnie setki nieuświadomionych tęsknot i tysiące dreszczy. Uwielbiam arabskie pismo (umiem je czytać! nauczyłam się z zachwytu) i arabską ornamentykę, moglabym godzinami patrzeć na arabskie budowle i te wszystkie esy-floresy, feerię barw, wszystko krzykliwe i intensywne, i nieustannie zadawać sobie pytanie: „JAK oni to robią, że wszystko do wszystkiego pasuje? Że te jaskrawe kolory nie tworzą kiczowatego misz maszu?” Nigdy nie widziałam udanego, europejskiego naśladownictwa arabskiego stylu, zawsze, nawet w najlepszym, ten cień kiczu się pojawia.
Przepraszam, ze tak długo, to dlatego, że powyższe pytanie dotknęło mojego szmergla (i mogłabym tu popełnić wpis na pięć tysięcy słów, prosze mi wierzyć, ze się hamuję), ale tak się składa, że dokładnie pamiętam, jak ten szmergiel się zaczął, i opowieść o tym będzie właśnie moją odpowiedzią.
Miałam siedem lat. Kolega mojego taty, przebywający w Iraku na kontrakcie, przyslał tacie pocztówkę z pozdrowieniami. Zobaczyłam ją i doznałam jednego z pierwszych w moim życiu wielkich olśnień.
Pocztówka przedstawiała Meczet Męczenników z Bagdadu. Białe, subtelne wieże ozdobione koronkami muru, strzelające w niebo błękitne jak kryształ. Nigdy w życiu nie widziałam niczego podobnego. Nie miałam pojęcia, że takie cudowności istnieją. Nie miałam pojęcia, że można tak budować. Wyżebrałam od taty tę pocztówkę, przypięłam nad swoim łóżkiem i wreszcie mogłam patrzeć, patrzeć, patrzeć. Mam ją do dziś. Zerkam na nią, pisząc. Nadal to, co na niej widzę jest doskonale piękne.
I właśnie to – kamienne koronki wplecione w budowle strzelające w niebo, biel na błękicie, mozaiki we wściekłych kolorach tworzące subtelną całość (jak? jak? JAK?), ornamenty z pisma tak pięknego, że samo w sobie stanowi dekorację i wcale go nie trzeba jakoś dodatkowo upiększać, wieżyczki, wieże, kolumienki na oko tak delikatne, że mogłyby się załamać od silniejszego powiewu wiatru – prawdziwe budowle elfów – to jest mój ulubiony (a nawet ukochany) element kultury arabskiej.
Mój ulubiony element arabskiej kultury, to ornamenty,mandale . Jestem zauroczona tymi wzorami ! Taniec…melodia…oraz jedzenie :) Literatura z arabskimi elementami :) Dużo tego…trudno wybrac jedną konkretną odpowiedz :) pozdrawiam
Moim ulubiony element kultury arabskiej jest gościnność. Doświadczyłam jej wielokrotnie w Turcji, która nie jest krajem arabskim, ale o tej gościnności słyszałam od znajomych którzy mieli okazji podróżować przez Syrię jeszcze przed wojną. Herbata, którą częstuje się na każdym kroku to tylko namiastka: podzielenie się posiłkiem z nieznajomym na szlaku czy przyjęcie podróżnego pod swój dach nie jest niczym niezwykłym. Zaraz też przychodzi mi na myśl gościnność szejków arabskich wobec europejskich podróżnych w XIX wieku, a szczególnie historia brytyjskiej podróżniczki Gertrude Bell, która była kobietą a nie bała się wędrować po Bliskim Wschodzie i zyskała sobie przyjaźń wielu lokalnych przywódców, którzy gościli ją w swoich namiotach.
W kulturze arabskiej najbardziej lubię kolory, zapachy i smaki. Eksplozja i mieszanka niemal wybuchowa dla naszych podniebień, ale jak już ugasić się pierwszy szok – jest bosko! Mmmmniam ☺️. A ostatnio jeszcze kosmetyki marokanskie, ale co ja będę facetowi o jakichś mazidłach i pachnidłach opowiadać .
Maria Paszyńska świetnie piszę i jestem bardzo ciekawa jej nowej powieści, ale pytanie chyba dla mnie za trudne. Nie znam kultury arabskiej, mogę opierać się tylko na skojarzeniach, a te fruną raczej w mroczne strony. Nie będę wykorzystywać wujka Google, nie chodzi przecież o pisanie oczywistości. Mogę pochwalić niezwykłą dbałość o więzy rodzinne i tradycję. Przyznam się również, że Arabowie są przystojni (ta ciemna karnacja, czarne włosy i przenikliwe, wojownicze spojrzenie) ;) Stroje kobiet też mogą przyprawić o zawrót głowy, tych tkanin aż się chce dotykać, kolory przykuwają spojrzenie…no bajka! Jakieś plusy jednak znalazłam :) Wiedza moja jest mimo wszystko uboga w tym zakresie, możliwości podróży praktycznie żadne, ale pytaniem nieco wjechałeś mi na ambicje i muszę trochę zgłębić temat ;)