„Od Kutza do Czekaja” – historia kina z Polską w tle vol. 2
Gdy półtora roku temu Barbara Hollender wydała pierwszy tom sylwetek polskich reżyserów, musiałem sprawdzić, jaki efekt osiągnęła. Trzydzieścioro ludzi kina słowami autorki rozbłysło mnóstwem barw, których nie zapomniałem do dziś. Ubolewałem tylko, że brakło wielu wartych przywołania nazwisk; chciałem Hoffmana, Munka, Pasikowskiego, Bareję, Kutza czy Hasa. Proponowałem nawet tytuł drugiego tomu: Od Munka do Palkowskiego. Kontynuacja powstała, w niej dwadzieścia pięć nieobecnych wcześniej nazwisk – i od razu opadło mnie dziwne niedowierzanie, w jaki sposób poprzednia część mogła się bez nich obejść. Pojawili się wreszcie Has i Kutz, lecz innych wspomnianych ciągle nie ma – a być muszą, więc liczę, że to nie ostatnie słowo Hollender. Jeszcze tylko tytuł, którego także nie przewidziałem: Od Kutza do Czekaja.
Pisać o publikacjach autorki wypada chyba tylko za pomocą anegdot i przykładów, bo podobną formę przyjmują biogramy jej rozmówców. Zawsze rozpoczynają się krótkim, kreatywnym wstępem do sylwetki postaci, ponieważ Hollender lubi zaczynać od większej myśli, kulis ostatniego sukcesu, a potem przenosić się do dzieciństwa. I zawsze stara się uchwycić w nim intymność, prawdę, zapach i wspomnienia. Zawsze też jej się udaje. Potem życie reżyserów przekuwa w słowa chronologicznie, ale wybiórczo – z każdym następnym akapitem coraz bardziej uszczegóławiając, a jednocześnie składając opowieść o człowieku z pojedynczych wydarzeń. Wszystko to w kontekście kolejnych filmów, z którymi też jest sprawa szczególna: jeśli bowiem dany reżyser ma ich w dorobku wiele, siłą rzeczy obecność części z nich jest zaznaczona tylko jednym zdaniem. Czasem jedynie wybór wydawał mi się nietrafiony – jak przy okazji Andrzeja Barańskiego, którego film Nad rzeką, której nie ma został zaledwie wspomniany, a w oczach widzów jest wizytówką reżysera (inny przykład: napomykanie o pierwowzorach literackich wszystkich adaptacji Hasa bez słowa o Uniłowskim przy okazji Wspólnego pokoju). Można jednak ten mały zarzut obalić; Barbara Hollender bardziej niż o filmach opowiada przecież o ludziach, ich dziełami wyściełając zaledwie tło pod indywidualne osobowości rozmówców. Ludzi pracujących, posiadających rodziny, wyrażających poglądy, żyjących w wielu Polskach na przestrzeni lat.
Dlatego potrzebny jest książce lekko gawędziarski styl wypowiedzi. Czuje się tę swobodę, przyjacielską atmosferę spotkań Hollender z bohaterami publikacji, ma się obraz odwiedzin w ich domach oraz rozmów przy kawie i ciastku, które dają autorce materiał do cytowania oraz przywoływania chwil i słów, co uwielbia robić. Dziennikarka dociera do ludzi, nie tylko informacji archiwalnych, a przez tych ludzi do innych, tkając wspólną sieć ludzkich losów i zaznaczając skrawki historii polskiej kinematografii. Wiele w Od Kutza do Czekaja ciekawych faktów i opowieści do zapamiętania i powtarzania: o Wojciechu Jerzym Hasie, którego wspomnieniowy, nieco mityzowany biogram zawiera obraz profesora idealnego ze skłonnością do faworyzowania studentów, o tym, którą studentkę zapraszał do siebie, aby przepalać płuca papierosami i oglądać Fashion TV, oraz w czym miał uprzedzić o blisko 30 lat Jaco Van Dormaela. O tym, jaki film zainspirował rodziców Lankosza do nadania mu imienia Borys, który polski reżyser chce zrobić komunistyczny Amarcord, czemu Konwicki nie sprzedał Glińskiemu praw do Bohinia, jak bardzo rzutem na taśmę powstał Nie lubię poniedziałków, co wspólnego mieli Trzaskalski i Skiba w studenckich latach oraz kto ma zamiar zrealizować Madame Antoniego Libery. Barbara Hollender tworzy teksty bardzo wartościowe – poznaje swoich rozmówców i potrafi określić ich stosunek do życia i kina. Bywa, że wchodzi w osobisty ton: gdy opisuje Andrzeja Barańskiego jako zwróconego ku przeszłości melancholika, opiekującego się od trzech lat ciężko chorą żoną, albo gdy wspomina Marcina Wronę, o którym rozdział napisała jeszcze przed jego tragiczną śmiercią, a teraz umieszcza w książce zdanie: „Tak trudno mi dziś zmieniać wszystko na czas przeszły”.
Już poprzednio doceniłem biogramy Hollender, chyba jeszcze o tym nie pisząc, za jej głębokie osadzenie w kulturze – autorka wybiera wypowiedzi, które odnoszą się do różnych dziedzin sztuki, przywołują artystów, powieści i wiersze, sprawiają, że z książki można wynieść znacznie więcej niż biografie i krótkie omówienia najważniejszych filmów w dorobku reżyserów. To efekt tego, że u Barbary Hollender filmowcy to naprawdę mądrzy ludzie, a my lubimy poznawać ludzi, którzy wiedzą, jak odbierać świat, albo przynajmniej mają na odbiór tego świata własną receptę. Autorkę cechuje dar wydobywania z nich tej mądrości i pokazywania znanych i mniej znanych nazwisk z zupełnie innej, nowej, najkorzystniejszej z możliwych perspektywy. A gdy tuż obok toczy się istotny dialog o historii polskiego kina – dostajemy publikację godną polecenia nie tylko zagorzałym widzom, ale wszystkim, którzy z filmem mają choć trochę wspólnego. A tom trzeci? Może wreszcie Od Munka do… Sakowskiego?
Tekst jest oficjalną recenzją dla portalu lubimyczytać.pl
Podsumowanie:
Tytuł: Od Kutza do Czekaja
Autor: Barbara Hollender
Wydawca: Prószyński i S-ka 2016
Moja ocena: 8/10
Adrian Kyć
[…] to już Barbara Hollender i Od Wajdy do Komasy (o drugim tomie jej publikacji pisałem kilka dni temu), fragment rozdziału o Wojciechu Smarzowskim, którego nie […]