Trójca, czyli pierwsze spotkanie
Ta opowieść zaczyna się klasycznie….
Dawno, dawno temu, nie było niczego, aż w roku 1938 z odmętów chaosu wyłonił się Supermen i stał się jednym z najważniejszych bohaterów komiksowego świata firmy DC Comics, a może nawet jednym z najważniejszych superbohaterów na świecie. Chwilkę potem swoją egzystencję rozpoczął mój ulubiony facet w dziwnym wdzianku czyli Batman, znamienne jest to, że był to rok, w którym wybuchła wojna. Dwa lata później dołączyła do nich Wonder Woman, czyli pierwsza kobieca bohaterka, która odcięła na tym uniwersum ogromne piętno. Owszem po drodze była jeszcze Catwoman, ale ona raczej nie zostałaby powołana do życia, gdyby nie Batman.
Ta trójka to chyba najbardziej rozpoznawalny zestaw bohaterów DC, ale niezależnie od tego jak bardzo są oni super, to musiał kiedyś nastąpić dzień, w którym zobaczyli się po raz pierwszy, dzień który zadecydował o ich późniejszych relacjach, ten moment, kiedy mieli okazję zrobić pierwsze wrażenie na pozostałych. Noż cholera, nie da się przecież zrobić drugiego pierwszego wrażenia :)
Wersji tego fundamentalnego dla DC momentu mamy wiele, ale od jakiegoś czasu na rynku polskim obecna jest Trójca Matta Wagnera z jego własnymi rysunkami. Podchodziłem do tego komiksu niczym pies do jeża, bo z jednej strony opinie zachęcające, fabuła wydaje się być wciągająca, ale cena boli i rysunki niekoniecznie zachęcają przy pierwszym przeglądaniu. Pojawił się jednak na moim koncie któregoś dnia wolne środki i zdecydowałem się je przeznaczyć na zakup tej historii, to był zdecydowanie dobry pomysł.
Główną osią fabuły jest spotkanie się wyżej wymienionej trójki bohaterów, zaczynają powoli rozumieć swoje motywy, zaczynają efektywnie i efektownie współpracować ze sobą. Właściwie po drugiej stronie konfliktu również znajdziemy ich odpowiedniki, bo przyjdzie im się zmierzyć z Ras Al-Ghulem, zbuntowaną Amazonką i klonem Supermana czyli Bizarro. Wagner zrobił naprawdę interesujący komiks, z jednaj strony pokazał wszystkie znane elementy ikon DC, a z drugiej uczłowieczył ich, pokazał, że mają też klasyczne ludzkie przywary i że nawet taki zespół superbohaterów musi poświęcić nieco energii i czasu na dopasowanie się do siebie. Cała historia jest też na szczęście odarta z tej pompatyczności, prężenia muskułów i pustej górnolotności, które regularnie DC próbuje nam wcisnąć w swoich filmach. Panowie znają swoje możliwości, są pewnymi siebie dojrzałymi mężczyznami, którzy nie muszą niczym ratlerek obszczekiwać każdego. No i każdy z nich ma do siebie i swojej pracy spory dystans. A Wonder Women w żaden sposób im w niczym nie ustępuje i choć w dziwnym kolorowym wdzianku może wyglądać nieco niepoważnie, to feministki nie mają powodu się na nią obrażać.
Oczywiście uwagę zwrócić trzeba też na rysunki, w końcu to także historia obrazkowa. W pierwszym momencie najlepiej je określić mianem poprawnych, idealnie pasujących do konwencji superbohaterów i opowiadanej historii. Przy drugim, czy trzecim przeglądaniu zaczyna się jednak znajdować sporo smaczków i świetnych kadrów, im dłużej się im przyglądałem, tym bardziej mis ie podobały. Choć bądźmy szczerzy Rosiński to to nie jest ;)
Polecam, choć cena jaką trzeba za niego zapłacić powala, ale dostajemy świetną historię wydaną w znakomity sposób, w końcu to DC Deluxe.
Scenariusz i rysunki: Matt Wagner
Do tramwaju: komiksów nie czytamy w tramwaju :)
Jeśli jednak chcecie sami sprawdzić, to komiks kupicie na przykład w