[Z zakurzonej półki] „Świat według Garpa” – Karykatura życia…
Absurd, groteska, dziwaczność, ironia, brutalność, smutek, żart, tragikomedia, karykatura, prześmiewczość, przesada, obscena, farsa. Gdy zaczynałem poznawać Irvinga, te słowa obijały się o ścianki czytelniczej maszyny losującej. Przerzucałem kartki, a one wciąż tam były – trudne do prostej oceny. Przypuszczam, że przenikną też do tego tekstu i zawładną nim, będą się kryć za innymi słowami, żeby definiować każdy drobny element powieści, utrudniając wyartykułowanie wrażeń po lekturze Świata według Garpa. Ale co poradzić, gdy ten świat faktycznie taki jest?
Jenny Fields to kobieta trudna – rodzina ją krytykuje, znajomi w pracy nie rozumieją; jest taką pielęgniarką samotniczką, zawsze w białym, pielęgniarskim stroju. Unika mężczyzn, choć pragnie dziecka – przez to wszystko staje się dla społeczeństwa „seksualnie podejrzana”, z czego później zrobi użytek, publikując pod tym tytułem swoją bestsellerową autobiografię. Pewnego dnia Jenny seksualnie wykorzystuje umierającego żołnierza, sierżanta technika Garpa, w wyniku czego zachodzi w ciążę. Swojego synka nazwie S. T. Garp, a ten przez całe życie będzie się trudził z wyjaśnianiem ludziom, co oznaczają inicjały – przecież nie powie, że „sierżant technik”. To dopiero początek, a już przemilczałem kilka fabularnych absurdów. One się u Irvinga mnożą i klonują, za nic mając zdrowe odstępy między tragedią a komedią, niewybrednym żartem a śmiertelną traumą. Ale na razie ćśś, do tego jeszcze wrócimy…
Świat według Garpa to, najprościej mówiąc, powieść obyczajowa. Stawiając w centrum wydarzeń tytułowego bohatera – trenera zapasów w szkole Steering, syna sławnej matki, która zapoczątkowała w Ameryce ruch feministyczny, męża i ojca, wreszcie pisarza – John Irving roztacza przed czytelnikiem panoramę życiowych dramatów, wykrzywionych przez dziwaczność losu, którą można rozszerzać w każdym kierunku za pomocą wielkiej narracji, literackiej opowieści zahaczającej o wszystko, co w zasięgu wzroku, co ludzkie i karykaturalnie nieludzkie. Wszystko, co może wydarzyć się w życiu jednego człowieka, łącznie z tym, co pachnie tak czystą groteską i absurdem, że wydarzyć się nie powinno. To przesadne korzystanie z kwantyfikatorów muszę jakoś usprawiedliwić – najpopularniejszej powieści Irvinga nie sposób opowiedzieć bez nich, liczba wątków i barwnych, wyjątkowych postaci, składających się na całą plejadę osobowości, skutecznie zniechęca do prób klasyfikowania wydarzeń.
Ponieważ powieść w dużej mierze skupia się na studium pisarskiej kariery Garpa, jego rozwoju i zmianach w postrzeganiu świata, autor dość obficie wplótł w narrację fragmenty twórczości głównego bohatera, które istnieją jakby obok podstawowej osi fabularnej (pierwsze opowiadanie Garpa, Pensjonat Grillparzer, napisane w Wiedniu i będące kartą przetargową w staraniu się o miłość Helen, która – jak mówi – wyjdzie tylko za pisarza, ma swój osobny rozdział i jest zamieszczone niemal w całości, potem spory fragment stanowi pierwszą część trzeciej powieści Garpa). Mówię o tym dlatego, bo widzę pewną analogię: książka Świat według Garpa jest jak dzieła tytułowego bohatera w powieści: przesadzona, w osobliwy sposób barokowa, karykaturalna, a przede wszystkim dramatyczna w opozycji do żartobliwej, czasem wulgarnie humorystycznej i obscenicznej, przez co traci szansę bycia jedną bądź drugą, a byciem obiema wzbudza kontrowersje. To łączenie skrajnych uczuć, śmierci i śmiechu, często niebezpiecznie blisko siebie, może odrzucać. Gdy Irving równolegle serwuje najbardziej depresyjny moment powieści i żart o przypadkowym odgryzieniu trzech czwartych penisa, ani jednego, ani drugiego nie można odczuwać prawdziwie – rubasznie się zaśmiać i uronić łzę – a oba pomysły na to zasługują. Dla niektórych taka konwencja będzie oczywiście perfekcyjna, będą się taplać w tragifarsowym sosie bez opamiętania (albo uznają, że takie w istocie jest życie – walczę z sobą, gdy chcę przyznać im rację), ale bywa u Irvinga, że tego rodzaju podejście zabija jego opowieść. Pisząc te słowa, czuję się trochę jak jeden z tych recenzentów, na których Garp sarkał i wieszał koty (nie znosił krytyki!), gdy ci błędnie odczytywali jego literackie intencje. Cóż, jakoś to przeżyję.
Choć znajomość z Irvingiem zaczyna się niepewnie i na dystans – chłodną obserwacją absurdów, które są utrudnieniem w odnalezieniu własnego rytmu lektury – to potem przychodzi etap całkowitego zaadaptowania jego myśli. Nagle Irving to gawędziarz, którego historie kipią od prześmiewczości i karykatur, ale owe karykatury zaczynają przybierać pozytywne kształty, przestają zasłaniać to, co kryje się głębiej. Ten moment przychodzi, gdy życie Garpa się stabilizuje, przybierając formę rodzinnej codzienności – powoli normalnieje, choć wciąż zaskakuje co krok, obfitując w mnóstwo ważnych tematów i przemyśleń autora o małżeństwie, zdradzie, pracy pisarza, miłości rodziców do dzieci i wielu innych. Na pochwałę zasługuje fakt, że autor nie osadza tych dylematów w próżni, ale stwarza, pokazany w krzywym zwierciadle, w pełni autonomiczny świat, podkreślany przez prywatny język bohaterów, do którego często się odnosi. Choć początkowo byłem sceptyczny, w pewnym momencie doznałem olśnienia, że John Irving to przenikliwy, zabójczo ironiczny, ale uważny obserwator życia: zarówno codziennego, jak i ukazującego się drukiem w gazetach. I to wrażenie nie opuściło mnie już do końca, mimo że niektórych perypetii bohaterów wciąż nie mogłem odbierać osobiście, bo autor konstruował je tak, że musiały coś obrazować – były na tyle mocno wrośnięte w swoją parodystyczną uniwersalność, że nie zawsze podejmowałem trud, aby je zrozumieć i poczuć. Choć z szerszej perspektywy nie ukrywam, że naprawdę mogły na to zasługiwać i najbardziej docenią je ci, którzy sami przeżyli problemy bohaterów – oni ominą tę farsę i od razu trafią do sedna.
Świat według Garpa startuje z pozycji powieści, w której trudno kogokolwiek polubić – chyba że przepada się za różnej maści freakami. Czołowa historia Irvinga najwięcej chyba mówi o skrajnej nieprzewidywalności życia, o jego paradoksach i niezrozumiałym, prześmiewczym grymasie losu, który zjawia się na chwilę, niebezpieczny i obcy, aby wybuchnąć tragedią lub szczęściem, czarnym żartem i czarną powagą. W tym tkwi cała karykatura życia według Irvinga – wyolbrzymiająca przywary, ośmieszająca je z dystansem, ale zespolona z rzeczywistością; przecież każdy, kto ogląda karykaturę, widzi w niej ślad prawdy, nie odbiera deformacji jako tworu wyimaginowanego, ale jako odbicie świata, życia. To książka ceniąca sobie opinie jednych ludzi o drugich, przecinające się perspektywy i spojrzenia, a ponieważ najbardziej liczą się tu ci, którzy tych spojrzeń użyczają narratorowi – bohaterowie – to trzeba docenić, że ich epilogowe streszczenia dalszych losów czyta się z dużym sentymentem oraz rozrzewnieniem. I jeśli takie pozytywne wrażenia wyrosły na przestrzeni 600 stron z początkowego zniesmaczenia, to jednak mamy do czynienia z powieścią przynajmniej dobrą, a na pewno taką, której się nie zapomina.
Tekst jest oficjalną recenzją dla portalu lubimyczytać.pl
Podsumowanie:
Tytuł: Świat według Garpa
Autor: John Irving
Tłumaczenie: Zofia Uhrynowska-Hanasz
Wydawca: Prószyński i S-ka 2015 (premiera: 1978)
Moja ocena: 7/10
Jakaż to zakurzona półka, u licha? Chociaż jak wspomnę, że czytałem to wielokrotnie w połowie liceum, to faktycznie :P A co do bohaterów, to o ile sam Garp mnie wkurzał swoimi obsesjami, to Jenny i Roberta są świetne i obie lubię. I Ellen James.
’78, czy to nie prehistoria literatury?! :D A tak bardziej serio: muszę być konsekwentny, pojawiały się już na Zakurzonej książki nawet z końca lat 80. Irving zakurzony u nas nie jest, Prószyński się o to stara, ale fakt faktem – premiera była już kawałek czasu temu ;) Mnie wkurzała właśnie Jenny, Garp mniej, a Roberta była znakomita! (Polubiłem ją jeszcze bardziej po filmowej roli Johna Lithgowa).
Ja Ci dam prehistoria :P Książka młodsza ode mnie :D Powinieneś rozważyć zmianę zasięgu chronologicznego swojego cyklu :P Prószyński się stara, bo Irving jest wciąć popularny, a napisał cztery świetne książki i kilka na bardzo różnym poziomie. Adaptacja filmowa mnie urzekła, zresztą najpierw obejrzałem film i bohaterowie zawsze już będą dla mnie mieli twarze aktorów.
Ja obejrzałem film godzinę po skończeniu książki, ale był na tyle dobry, że przebił nawet kilka wizerunków postaci przez moją wyobraźnię. No i kojarzyłem Garpa z twarzą Williamsa z trailerów, fotosów itp. ;)
Ilu ludzi, tyle perspektyw – ja już do Garpa to powinienem per Pan! Mówisz, że wkurzam tym swoim kurzeniem moich, hm… dojrzalszych odbiorców? :P To jednak poważnie zastanowię się nad drobną zmianą.
Które to te świetne? Bo teraz ogromnie się ucieszyłem, że Prószyński ponownie wznawia „Modlitwę za Owena”, którą na pewno przeczytam, a poza tym liczę na „Regulamin tłoczni win” (mam audiobooka). Stawiam, że tą czwartą jest „Hotel New Hempshire” ;)
Zgadłeś, Sherlocku :) Modlitwa jest chyba nawet lepsza od Garpa, a Hotel zupełnie zakręcony (ale film taki sobie).
Dojrzalszych wkurzasz, tak. Za dojrzalszego też bym się obraził, ale powiesz, że starzy rzucają fochami :P
Właśnie na „Modlitwę…” liczę szczególnie, już po opisie historii i fragmentach recenzji poczułem się bardzo zachęcony. A i film jest, który sobie od jakiegoś czasu odkładam… Jeśli „Hotel…” jeszcze mocniej od Garpa kręci z niektórymi tematami, to jak łatwo wywnioskować z mojej recenzji – może być różnie ;)
Przecież „dojrzalszy” to taki zgrabny eufemizm! Byłem przekonany, że mi się udał :P
Hotel kręci ze wszystkim, ale ma bardzo interesujący motyw niedźwiedzia (idee fixe Irvinga zresztą :P). Plus wiedeńskie prostytutki (kolejne idee fixe).
Spuszczę zasłonę miłosierdzia na wykręty dotyczące eufemizmów, poproszę Janka, żeby z Tobą po ojcowsku pogadał :D
O, czuję znajome rejony :D Akurat one były niezłe, warto się tam jeszcze raz zapuścić ;P (Ten Wiedeń u Irvinga!)
Nie, proszę! Tylko nie ojcowski ton Janka, już nie będę! ;)
Wiedeń, czyli kolejna obsesja autora :) Nie wiem, czy starczy Ci sił na Uwolnić niedźwiedzie, ale tam też Wiednia ile chcieć :)
Ooo, czyżby znalazł na Ciebie sposób? Janeeeeek, cho no tu…
Daj odetchnąć! :D Chyba nie starczy, bo coś opinie raczej chłodne… Pewnie byłaby na szarym końcu kolejki, a ja i tak będę sobie Irvinga dawkować – sam zobacz, że wcale Garpa tak wysoko nie oceniłem :)
Motornicza solidarność każe mi wierzyć, że Janek stanie po mojej stronie! Choć kogo ja oszukuję…
Nie łudź się, dostaniesz w skórę, tu będzie działała ojcowska solidarność, a nie solidarność motorniczych :)
7/10 to nie jest źle, aczkolwiek pamiętam własne młodzieńcze spazmy zachwytu, przerzucanie się z koleżeństwem co lepszymi kwestiami i ogólne zauroczenie.
Jednak bardziej rygorystycznie ode mnie niż myślałem. :) Być może wynika to z faktu, że przeczytałeś więcej wielkich dzieł, które powodują, że z ich punktu widzenia Irving nie powoduje u Ciebie takich ochów i achów. Ja jednak czytałem bardzo zadowolony i taki też byłem przewracając ostatnią kartkę. I po kilku tygodniach tak też wspominam. Nie wyobrażam sobie nie sprawdzić jeszcze książek tego autora, mimo iż czytałem, że powiela niektóre elementy u siebie. Ale jeśli potrafi pisać, to potrafi pisać o tej samej historii za każdym razem tak, że się spodoba. Zobaczymy. :)
Bo serio miałem chwile załamania przy pierwszych rozdziałach ;) Hm, nie wiem, czy w tym wypadku chodziło o doświadczenie literackie – sposób prowadzenia historii u Irvinga był tak odmienny od wszystkiego, co do tej pory czytałem, że to była tabula rasa :) Ochy i achy też miałem, mam nadzieję, że to widać w recenzji, a przewracając ostatnią kartkę, również byłem bardzo zadowolony (choć ktoś krytykował, że SPOILER autor rozumie dokańczanie wątków postaci w ostatnim rozdziale poprzez uśmiercanie ich wszystkich, na co też zwróciłem uwagę). Dobrze napisałeś o tym pisaniu Irvinga, że nawet jeśli się powtarza, to jego umiejętności sprawiają, że to wciąż się podoba i wygląda na świeże. Ktoś kiedyś powiedział, że pisarz tak naprawdę stale opowiada tę samą historię… a może to był jakiś pisarz, który tak o sobie mówił – nie pamiętam :P Przynajmniej jeszcze jedną powieść Johna Irvinga na pewno sprawdzę, i to całkiem niedługo, a coś wróżę, że będą i następne ;)
Cudowna recenzja. Mnie ta książka zachwyciła od samego początku, minęło już kilka miesięcy od jej przeczytania, a ciągle jestem pod wrażeniem. Bo tak jak piszesz pomimo tego, że tak karykaturalnie przedstawiona została w niej rzeczywistość to po jej przeczytaniu czujesz, że to prawda w pełnej okazałości. Takie małe objawienie, z którym na początku nawet nie wiadomo co zrobić.
Bardzo mi miło! Muszę się zgodzić, że i u mnie im dalej od lektury, tym bardziej „Garpa” doceniam, bo ciągle żyje w głowie i nie daje o sobie zapomnieć. Właśnie, to początkowe skołowanie konwencją Irvinga jest trudne i trochę zaważyło na ocenie, ale za dużo tu świetnych pomysłów i wrażeń, by się długo na niego gniewać :)
Właśnie skończyłem książkę i zabrałem się za recenzje (zazwyczaj robię to w tej kolejności) i w zasadzie to chciałbym tylko napisać, że to bardzo dobry tekst, chyba najlepszy polskojęzyczny, jaki czytałem. :)
Książka może nie porywająca – chyba ze dwa miesiące czytałem, odkładając i wracając, czasami czując się zmęczony po jednym rozdziale, czasami spędzając naprawdę długi czas na „jeden rzut” i czuję, że to książka (i postacie!), które ze mną zostanie na dłużej. Trudno będzie tego pokracznego Garpa i jego niesamowite historie wyrzucić z pamięci. A Irving na pewno zachęcił mnie do tego, by sięgnąć po kolejne jego tytuły.
Mój ulubiony fragment to historia o psie. :)