„Siedem minut po północy” – Pomóż mi, potworze!
Siedem minut po północy olbrzymi potwór wyrosły z cmentarnego cisu, który rośnie na wzgórzu, odwiedził mnie, gdy próbowałem usnąć. Cyk, cyk… 12.07 była jego godziną – godziną spotkania z chłopcami takimi jak ja; ponoć to my go zapraszamy, my czegoś od niego potrzebujemy, choć wydaje się, że jest zupełnie odwrotnie. Dobrze, że wybudził mnie z tego okropnego koszmaru, który potrafi dręczyć całymi godzinami. Cyk, cyk…*
Chłopiec ma na imię Conor. Mieszka z matką chorą na raka, ojciec opuścił ich kilka lat wcześniej dla innej kobiety. W szkole Conor nie ma lekko – dręczy go grupa rówieśników, narażając na pośmiewisko. Odkąd jego przyjaciółka zdradziła koleżankom powód zmiany Conora, przyczynę jego smutku i oderwania myślami od świata – nowotwór matki – stał się w szkole niewidzialny. Zachowuje się dziwne, miewa napady złości, bywa, że puszczają mu nerwy i atakuje kolegów (nie bez wpływu potwora) bądź rozrzuca wokół siebie przedmioty. Zdaje się, że zagubiony chłopak potrzebuje zwyczajnej kary za to, co robi, ale wszyscy się nad nim litują. Przecież nauczyciele nie będą dokładać mu zmartwień, gdy w domu jest trudno, gdy Conor codziennie po powrocie ze szkoły musi patrzeć na umierającą matkę. A on chce tylko normalności, bo im bardziej zatapia się w rozpaczy i im dalej ucieka od świata, tym gorzej dla niego.
Mówi, że w trzy noce, zawsze siedem minut po północy, nawiedzi mnie i opowie trzy historie, a czwartą opiszę ja. Tylko o czym mam mu opowiedzieć? Nie wiem. Może się od tego wywinę, choć lepiej na to nie liczyć – zostawił po sobie ślady, więc to nie był sen… Cyk, cyk… Ten potwór jest bardziej realny niż każda z moich koszmarnych wizji.*
Conora nawiedza koszmar, którego nikomu nie chce zdradzić. Koszmar, który jest prawdą, jedyną właściwą. Ten koszmar będzie historią numer 4, jaką chłopiec opowie potworowi w zamian za jego trzy. Siedem minut po północy jest właśnie taką prozą – pielęgnującą kult opowieści, małych historii, których młodzi ludzie nie doceniają, a przecież dorośli (albo drzewne potwory) zawierają w nich wskazówki. Ożywiony cis mówi o nich: „Opowieści to dzikie stworzenia (…) Gdy je uwolnisz, kto wie, jakiego spustoszenia mogą narobić”**. I choć powieść Patricka Nessa korzysta z baśniowych historii, to odziera je z łatwej moralności, czarno-białej maski i oczywistego dydaktyzmu. Są mroczne, tajemnicze, ale ponieważ opowiadają o mitycznym potworze i jego wędrówkach, pokonywaniu wrogów, przywierają do życia zagubionego Conora jak puzzle. Ale wszyscy wiemy, ile wysiłku potrzeba, aby ułożyć z nich choć malutki spójny obraz.
Nie rozumiem tych jego historii. W czym miałyby mi pomóc? Bo oczywiście przybył, aby mi doradzić? Cisy to drzewa o własnościach zdrowotnych, to nie może być przypadek. Mój nocny towarzysz ocali mamę, wyrwie ją z rąk śmierci, aby mogła dalej się mną opiekować i aby wszystko było po staremu. Normalnie.*
Siedem minut po północy jest książką o umieraniu, ale autor nie chce oswajać ze śmiercią, tylko po prostu o niej mówi, o radzeniu sobie z tym trudnym faktem w takim okresie życia, który jest ogromnie niebezpieczny w obliczu traumy. Doświadczamy tu bardzo blisko dużej krzywdy, jaka dzieje się dziecku. Umierająca matka to jedno, ale milczenie otoczenia, samotność, gdy najbardziej potrzebuje się zrozumienia i wysłuchania, rozmowy, przeraża najbardziej, rodząc ból, który odgradza Conora od świata. Dlatego chłopiec chce, by wszystko się już skończyło, a oczekiwanie minęło. Choć powieść Nessa jest historią dla młodzieży, a momentami sprawia wrażenie grozy, to oszczędny, ale wtapiający się w najskrytsze uczucia dramat – symboliczny, a zarazem bardzo dosłowny, smutny i przygnębiający, ale okraszony pasującym do konwencji humorem – przeważa, zespalając czytelników z opowieścią, powoduje lęk, smutek i wzruszenie, masę skrajnych emocji.
Z babcią nie mogę mieszkać, ona jest straszna, nie rozumie mnie, nie wie, jak ze mną rozmawiać. Gdy doktor znajdzie lek, przestanę być niewidzialny, a koszmar przestanie mnie nawiedzać co noc.*
Niezaprzeczalnym walorem powieści są relacje między postaciami. Z rozmów Conora z matką bije czysta, nieskazitelna miłość, której kres czują oboje, choćby się do tego nie przyznawali. Niemożność znalezienia wspólnego języka z apodyktyczną babcią i aż bolesny brak więzi na linii ojciec – syn to kolejne przykłady tego, że bohaterowie żyją na kartach powieści, sprawiając wrażenie, że mogą je niemal opuścić i przechadzać się między nami. Rozwój dramatu wzbogaca nocny nastrój, który nie odpuszcza nawet w środku dnia, jakby wydarzenia były obserwowane przez rozmytą, przyciemniającą soczewkę – to może wynik stylu autora, spowijającej całą opowieść śmierci albo wyjątkowych ilustracji kreślonych mocną, czarną kreską Jima Kaya (wydanie chwilami przypomina powieść graficzną, to ważny element całości, który przyczynia się do stworzenia niezapomnianej atmosfery).
Cyk, cyk… 12.07, potwór znów nadchodzi, już ostatni raz. Dzięki jego opowieściom choć przez chwilę nie czułem się samotny. Teraz muszę oddać moją prawdę jemu, światu, mamie. Już wiem, o czym chcę opowiedzieć, chociaż się boję. Każdy z was miałby w głowie inną opowieść, ale czy potrafilibyście się do nich przyznać i je wyszeptać?*
A jednak czegoś tu zabrakło. Spodziewałem się trochę silniejszych emocji, mimo że był moment, gdy nie mogłem uciec od wzruszenia. Poza tym wiadomo, do czego zmierza ta historia, jaka będzie jej wymowa – ujęta pięknie, ale jednak przewidywalna. Choć tu, w opowieści opartej na pomyśle Siobhan Dowd, cenionej autorki książek dla młodzieży, a doprowadzonej do finału dzięki zaangażowaniu Patricka Nessa, chodzi o odkrywanie istotnych stempli życia, a nie zaskakującą fabułę – jak przystało na historię alegoryczną. W tym odkrywaniu nie obeszło się jednak bez prostego dydaktyzmu; potwór na końcu uczy dość typowymi zdaniami, które są słuszne, ale uniemożliwiają jakąś głębszą refleksję ciut starszym odbiorcom. Szczęście, że do typowych nie należą za to opowieści potwora i one mogą istnieć samodzielnie; jako mądre, małe całostki.
„Opowieści to dzikie bestie, które zawsze chodzą swoimi drogami” – powiedział potwór. Chadzają w mroku i zatrzymują się przy czyimś domu, gdzie światło lampki przebija przez okno. Zawsze o 12.07.*
Choć powieść Nessa nie jest arcydziełem, jak chce wielu recenzentów, to traktuje czytelnika poważnie i naucza bardzo szczerze i wyczerpująco. Ta ocena na dole urośnie przez dni, tygodnie i lata, jestem tego pewny. Tak jak tego, że Siedem minut po północy jest książką, do której się wraca – króciutką, a tak pełną treści, stanowiącą tak smutną, ale piękną przygodę, słowną i graficzną, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. A gdy już się w nią wejdzie, role się odwracają i to ona wchodzi w człowieka, zostając na długo – jak dobrze opowiedziane historie.
* Pierwszoosobowe wstawki między akapitami nie są cytatami z książki, to próby narracyjne recenzenta, mające wzbogacić przekaz tekstu.
** Patrick Ness, Siedem minut po północy, Słupsk 2013, s. 61.
Ilustracje: Jim Kay
Podsumowanie:
Tytuł: Siedem minut po północy
Autor: Patrick Ness
Wydawca: Papierowy Księżyc 2013
Moja ocena: 7++/10
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję księgarni internetowej bookmaster.com.pl
Mnie specjalnie zachęcać do tej książki nie trzeba, bo wiem, że jest zajebista i mi się spodoba. Chociaż wiele, naprawdę wiele jest pozytywnych opinii. To jest znów literatura dziecięca z poważnym przesłaniem, którą warto sprawdzić. na pewno oto zrobię. A recka, jak zwykle, konkret. ;)
Może nie dziecięca, ale młodzieżowa na pewno i raczej nie tylko taka, bo naprawdę można ją czytać w wieku 20+ i nie naginać swojego odbioru do języka czy fabuły (wyjątkiem jest może ten chwilowy dydaktyzm, o którym wspomniałem w recenzji). Że zachęcać nie trzeba, to wiem – ona przyciąga sama, i to bardzo skutecznie ;) No i Papierowy Księżyc wyjątkowo zadbał o jej szatę, która jest cudowna (z redakcją językową trochę gorzej ;p), Nie wiem, czy miałeś tę książkę w rękach, ale zdjęcia ilustracji to tylko wierzchołek góry lodowej, ona jest całym projektem graficznym. Czytaj, czytaj, Tobie na pewno bardzo się spodoba :)
Wyraziłem się niepoprawnie (ze lenistwa). Chodziło mi o literaturę, gdzie głównym bohaterem jest dziecko/młodociany bohater a jest przeznaczona dla dojrzalszego czytelnika i ma mocniejszy przekaz, jak już omawiane przez nas kiedyś „Jakiś potwór”, „Ocean na końcu drogi” itp. ;) Miałem przez chwilę będąc w Empiku. Bardzo ładne wydanie. Papierowy coś ostatnio ożył, bo poprzednie miesiące to była posucha wydawnicza i PRowska.
No, to się jak najbardziej zgadza; lenistwo jest złe! :D A Papierowy faktycznie zebrał się w sobie, jest sporo zapowiedzi na marzec, ruszyły wznowienia, mają być kolejne (w tym książek, których teraz ze świecą szukać w księgarniach), więc wszystko idzie w dobrym kierunku. Ostatnio było cicho, ale teraz zaczyna się coś dziać. Liczę, że znów trafią na jakąś perłę, w której się zaczytam bez opamiętania ;)
„Dziewczynę z sąsiedztwa” Ketchuma znasz? Też będą wznawiać.
Chyba nawet już na dniach ;) Ketchuma jeszcze nie czytałem, bardzo możliwe, że skuszę się na „Dziewczynę…” ale najbardziej czekam na wznowienie „Jedynego dziecka”, które od dłuższego czasu trudno gdziekolwiek dostać (a wznowienie ma być – Ketchum jest w planach wydawnictwa na najbliższe miesiące). Oceny i recenzje bardzo zachęcają.
Czytałem prawie wszystko od Ketchuma. Bardzo lubię tego autora, bo jest cholernie autentyczny, bezpośredni i szokujący. Jedynie seria z kanibalami to takie typowe slashery. Ale „Poza sezonem” mi się podobało i wgniotło w fotel, bo pierwszy raz coś takiego czytałem. :) Jedyne dziecko, Dziewczyna z sąsiedztwa, Rudy i Prawo do życia, Straceni, to wszystko thrillery po części pokrywające się z faktami. Warto poznać Ketchuma. :)
Od dłuższego czasu tak właśnie myślę, ale dotąd nie było okazji :) Papierowy taką okazję teraz stwarza, więc pewnie skorzystam. Książkowe thrillery to trochę nie moja bajka, ale jeśli już je czytać, to takie, które wgniatają w fotel i szokują najmocniej, jak się da, a Ketchum chyba mieści się w czołówce takich autorów? ;) „Rudego” też mam na oku od jakiegoś czasu, recenzja Olgi z Wielkiego Buka dodatkowo mnie zachęciła – tak że przyjmijmy, że swoją Ketchumowską trójcę mam, pytanie tylko, kiedy i w jakiej kolejności przeczytam. Liczę, że podyskutujemy na równi, gdy już po coś sięgnę ;)
Zdecydowanie jest w czołówce. Dziewczynę i Jedynie dziecko czytałem zaciskając usta lub pięść, i nie przypominam sobie, żebym przy jakimś innym thrillerze tak robił.
Oż Ty, trochę żałuję, że mam takie zaległości recenzenckie, bo po Twoich rekomendacjach kupiłbym „Dziewczynę z sąsiedztwa” w ciemno… choć może i tak to zrobię. A na wznowienie „Jedynego dziecka” czekam już ponad rok, więc tu nie będę się wahał ani chwili. Tylko skoro Ketchum wywołuje takie emocje, pewnie lepiej go sobie dawkować. W każdym razie o czymś takim myślę, gdy mam w głowie dobry thriller filmowy albo książkowy – o zaciskaniu ust lub pięści ze zdenerwowania i mocnych wrażeń.
Dziewczyna to była jedna z najgłośniejszych książek kilka lat temu u nas. Mocno polecał ją Kinga. To w sumie dwaj przyjaciele i Ketchum się spotyka z Kingiem często. Jeszcze jest Edward Lee, który też jedzie po bandzie, ale to już rasowe horrory są. On straszy ludzi potworami (i mu to wychodzi dobrze). Ketchum ludzi ludźmi. Czy wartować? Te książki są stosunkowo cienkie, do przeczytania w 2-3 wieczory, więc bardzo szybko się czyta. Tylko gotuje się w człowieku jak czyta, co się tam dzieje. Szczególnie mnie ruszyło to „Jedyne dziecko”, bo problem napastowania dzieci był w Ameryce spory, dlatego że tam kwestie prawne były BARDZO niesprawiedliwe. Ojciec, który zgwałcił swoje dziecko to ciągle ojciec, który ma prawo się z tym dzieckiem widywać. Tam była taka luka w prawie. Ketchum o tym w książce bliżej pisze. A „Dziewczyna” to niemal żywcem spisana na faktach, tylko pórem Ketchuma.
Nawet teraz, we wznowieniu, King będzie miał jakąś przedmowę ;) Co do Edwarda Lee – kojarzę, ale nic nie czytałem; on jest u nas raczej średnio poczytny, a przynajmniej nie dorównuje sławą Kingowi czy Ketchumowi. Właśnie zauważyłem, że te książki oscylują wokół 300 stron, więc faktycznie są do przeczytania w 2-3 wieczory. Tylko właśnie pod znakiem zapytania staje to „szybkie czytanie”, skoro te historie są tak mocne i angażujące czytelnika, pewnie co wrażliwsi potrzebują przerw w lekturze. To, co piszesz o „Jedynym dziecku” – okropne; domyślam się, ze mnie też trudno będzie przebrnąć przez niektóre fragmenty. Co do „Dziewczyny…”: czytałem dyskusje w internecie, że zarówno książka, jak i film sporo faktów zmieniają czy przeinaczają, że prawdziwe wydarzenia były jeszcze okropniejsze. Ale cóż, licentia poetica – ważne, aby Ketchum przedstawił to wiarygodnie i nie korzystał z półśrodków, a na to się zapowiada. Szczegóły zawsze można gdzieś doczytać, a tu liczy się literatura.
On już przedmowę miał w poprzednich i dobra rada ode mnie – NIE CZYTAJ TEGO ZANIM NIE SKOŃCZYSZ POWIEŚCI. ;) Chyba, że lubisz spoilery. ;) No tak, fakt, zależy od stopnia wrażliwości. Ale ogólnie duża czcionka i niewiele stron, więc czyta się szybko, tak czy siak.
Dobra, nie tknę się przed lekturą, dzięki za ostrzeżenie! ;)
Niewatpliwie jest to ksiazka, która nikogo nie pozostawia obojetnym.
Oj, nie, naprawdę potrafi zaangażować.
Wspaniała, mądra książka, generująca niesamowicie silne emocje.
i z takim atutem, że do czytania niemal w każdym wieku – tu nie ma bariery, która blokowałaby te emocje.
Przyznaję, że już recenzja wprowadziła mnie w nocny i poważny nastrój. Widać, że powieść dotyka ważnego tematu i skłania do niejednej refleksji. Zachęcasz bardzo do przeczytania. Pozdrawiam :)
Starałem się choć trochę przybliżyć klimat samej książki, więc cieszę się, że ten nocny nastrój wystąpił podczas czytania ;) Zachęcam i mam pewność, że nie jestem w tych pozytywnych wrażeniach odosobniony.
Również pozdrawiam!
Uważam, że książka jest naprawdę wspaniała! I cudownie wydana!
Bookeaterreality
Wypada mi się tylko zgodzić ; )
zaintrygowana się czuję naprawdę.
Warto się z tym zmierzyć, bo takich książek nie ma wiele.