[Czytam uczniom] „Tajemniczy ogród” – Furtka do magii…
Kto z nas nie słyszał o posępnym wuju Archibaldzie Cravenie, który podróżuje po świecie, by nie przebywać w wielkim domu o stu pokojach na skraju wrzosowisk, o chłopcu z tego domu, śmiertelnie chorym, uwięzionym w Paszkocim Dworze, pozbawionym impresji świeżego powietrza i wiosny, o niezauważanej, pomijanej, zapomnianej przez rodziców oraz skrajnie niesympatycznej dziewczynce, która wychodzi cało z epidemii cholery i trafia sama do posiadłości wuja, wreszcie o zagadkowym, ukrytym przed oczami świata ogrodzie, skrywającym w swoich labiryntach magiczne tajemnice i ponurą przeszłość? Zapewne kojarzy te migawki każde dziecko od ponad stu lat i każdy dorosły, który pamięta, jak był dzieckiem. Bo jednak coś jest w tej opowieści, że wciąż żyje w kulturze i jest na tyle zuchwała, by w XXI-wiecznych realiach nie planować zamrzeć i odejść w zapomnienie. Coś się w niej kryje, że od 1911 roku otrzymuje coraz piękniejsze wydania, regularnie co kilka lat.
Tajemniczy ogród to klasyk, przecież każdy zna historię „Panny Mary Kapryśnicy” i jej przyjaciół, każdy pragnął wejść do nieodwiedzanego przez 10 lat ogrodu za murem porośniętym bluszczem, przekroczyć próg starej furty prowadzącej do innego świata, a gdy już tam trafił, nie chciał opuszczać fantazyjnego wymiaru. W czym tkwi fenomen tej niepozornej, małej wielkiej powieści? Strzał w dziesiątkę to okraszenie fabuły dla młodszych delikatną, zwiewną tajemnicą, która otacza każde zdarzenie i chwilami potęgowana jest atmosferą barwnie gotycką – 100 pokoi i dziwny płacz dziecka dochodzący z głębi zamku pobudzają wyobraźnię! Gdy w miejscu celu staje tajemnica, zainteresowanie nie może zmaleć, póki jej nie odkryjemy, a czytelnik nie może nie wyczekiwać zderzenia z magią ogrodu, nie zapadać się coraz bardziej w to pragnienie jak Mary. Potencjałem edukacyjnym staje się fakt, że autorka postawiła właśnie na ogród – przebogaty w znaczenia, wypełniony wielopłaszczyznową symboliką, będący dla każdego z bohaterów miejscem o innym wydźwięku. Odkrywanie wraz z uczniami ukrytych warstw bajkowego miejsca oferuje niezmierzony krąg dyskusji, daje podnietę do pięknych, ale i pożytecznych rozmyślań. Można traktować ogród jako miejsce o wielu funkcjach albo jako autonomicznego bohatera, istotę niemal ludzką, która zapada w sen i wybudza się po latach. Na każdą teorię znajdzie się potwierdzenie w treści książki.
„Dwóch chłopców i jedna dziewczynka, którzy przyglądają się wiośnie”* – mówi w pewnym momencie powieści Dick. Proste słowa, a tyle w nich racji. Tajemniczy ogród niewątpliwie zawiera w sobie głęboką afirmację przyrody, poczucie zespolenia z naturą, ale na szczęście czyniąc z tych elementów kontekst całej historii, nie zamyka się w nich. Małemu lordowi zarzucałem brak równowagi między sielanką a dramatycznością – u Hodgson Burnett widać postęp, bo recenzowana powieść jest mądrzejsza i sprawiedliwsza w portretowaniu bohaterów. Świat ich problemów nabiera realnych kształtów, porzuca dwa wymiary książkowych stronic i zapewnia psychologiczną autentyczność na odpowiednim poziomie. Tę tezę potwierdza zakończenie, które pokazuje, co dla autorki było w stworzonej historii najważniejsze, co zasługiwało na to, aby nadać temu rolę wieńczenia opowieści. O jednym fragmencie muszę wspomnieć: pięknie opisano uświadomienie sobie przez Colina trwałości życia. „Będę żył! – zawołał na cały głos. – Odkryję tysiące rzeczy. Odkryję różne prawdy o ludziach, o zwierzętach i o wszystkim, co rośnie – tak jak czyni to Dick, i zawsze będę robił czary. Jestem zdrów! Jestem zdrów! Muszę o tym wołać, krzyczeć z wdzięczności i szczęścia!”**. Aż przypomina się inne młodzieńcze wyznanie świadomości życia, to skreślone piórem Raya Bradbury’ego w Słonecznym winie: „Chcę czuć wszystko, co można czuć – myślał. – Chcę czuć zmęczenie. Nie mogę zapomnieć, że żyję, nie mogę o tym zapomnieć dzisiaj, jutro, pojutrze”***.
Co dopełnia świetności nowego wydania Tajemniczego ogrodu? Ilustracje Ingi Moore, którymi utkałem cały ten krótki tekst. Wielkie, kilkustronicowe kolorowe mozaiki, oddające treść powieści w najdrobniejszych szczegółach szkice, nawet te zwierzątka rzucone gdzieniegdzie dla uatrakcyjnienia zapisanych stron – tak zgrabnie pomyślane, że gdy para dzieci się kłóci, na dole warczą na siebie dwa nastroszone liski, a gdy Colin zasypia, pod ostatnimi literami rozdziału leży we śnie zajączek z podkulonymi przednimi łapkami i wyciągniętymi długimi uszami. W tych obrazach można się zakochać!
Jeśli jeszcze nie macie na półce własnego Tajemniczego ogrodu, to duże, twardo oprawione wydanie Zysku będzie idealną okazją, by wreszcie móc wracać do opus magnum Frances Hodgson Burnett, kiedy tylko dusza zapragnie. Bo do czytania tej powieści nawet dziś chyba nie trzeba dodatkowo zachęcać?
* F. Burnett Hodgson, Tajemniczy ogród, Poznań 2015, s. 176.
** Tamże, s. 230.
*** R. Bradbury, Słoneczne wino, Warszawa 1965 s. 23.
Ilustracje: Inga Moore
Podsumowanie:
Tytuł: Tajemniczy ogród
Autor: Frances Hodgson Burnett
Tłumaczenie: Jadwiga Włodarkiewiczowa
Wydawca: Zysk i S-ka 2015 (premiera: 1909)
Moja ocena: 7++/10
Za książkę serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka!
Bardzo lubiłam tę książkę i ją wielokrotnie czytałam :). A ilustracje rzeczywiście cudne. Podoba mi się też pomysł z tymi małymi zwierzątkami :)
W przypadku „Tajemniczego ogrodu” chyba wszystkie stare, domowe wydania muszą być już sfatygowane od wielokrotnego czytania ;) A ten pomysł i mnie się spodobał, dodał troszkę uroku niektórym fragmentom.
Wydanie wygląda przepięknie i chociaż bohaterów wyobrażam sobie trochę inaczej (skutek przeniesienia lektury na ekran), to taki egzemplarz mógłby stanowić świetny prezent. Pozdrawiam :)
Chyba wszyscy ich kojarzymy bądź z ekranizacji Holland, bądź z z adaptacji animowanych, bądź z wydania, które czytaliśmy w dzieciństwie ;) Ale można się przyzwyczaić, rysunków jest naprawdę mnóstwo i towarzyszą większości stron. Na prezent dla młodszego czytelnika ta książka będzie idealna! Pozdrawiam.
7++? Pożałowałeś 8? Doprawdy, cóż za skąpstwo! ;-)
Piękne wydanie. Moje należało jeszcze do mamy Nasza Księgarnia 1956 – niemal rozsypuje się w ręku. Ale oszczędne ilustracje Bogdana Zieleńca są dla mnie częścią tej książki i mojego wyobrażenia postaci – zresztą Ania z Zielonego Wzgórza to też tylko z tych ilustracji (http://andrzej.budzyk.salon24.pl/636766,bogdan-zieleniec-przykladowe-ilustracje). Chociaż filmowo Megan Follows też kocham :)
Uwierz mi, walczyłem z sobą! Ale do ósemki zabrakło sentymentu wyniesionego z dzieciństwa, bo „Tajemniczy ogród” owszem, znałem, ale nie zaczytywałem się tak, by teraz wracać z rozrzewnieniem :) I troszkę tak po dorosłemu oceniłem… ale książka i tak jest fenomenalna!
Ach, te stare wydania miały swój urok, nawet kojarzę część ilustracji Zieleńca do „Ani…”. A jeśli się książka rozsypuje, a nie pokrywa kurzem, to nie ma dla niej lepszej rekomendacji :) Film sobie na dniach odświeżę, bo już dawno nie oglądałem (za to z dzieciństwa bardziej pamiętam wersję animowaną, głównie do połowy, bo była puszczana na świetlicy szkolnej na zmianę z „Jumanji” i „101 dalmatyńczykami”, a że na niektórych zastępstwach się tam chodziło, to pierwsze 45 minut znało się na pamięć).
Uwielbiam tę książkę, a wydania z ilustracjami zazdroszczę. Co ciekawe, choć książka ma już tyle lat, to wciąż znajduje swoich nie tylko nastoletnich fanów. Dla mnie ta powieść była odkryciem, bo wtedy nie należała do kanonu lektur – poznałam ją z własnej, nieprzymuszonej woli i nie żałuję.
Bardzo się ucieszyłem, gdy Zysk zapowiedział takie piękne wydanie, i nie mogłem sobie go odpuścić :) Ja w szkole też nie miałem obowiązku czytania jej całej, były chyba tylko fragmenty w podręczniku, ale choćby krótka próbka ogrodowej tajemnicy wystarczyła, by chcieć w tę historię wejść głębiej. I fakt, jest w niej coś niesamowitego, co sprawia, że w ogóle się nie starzeje i zaczarowuje kolejne pokolenia.
No w końcu! Wiedziałam, że Ci się spodoba :) Chociaż ja, szczerze mówiąc, nie jestem jakoś w tych obrazkach zakochana!
Jako całość są bardzo ładnym dopełnieniem, a patrząc pojedynczo: rzecz gustu, czy taka kreska się spodoba. Rysunki postaci też mnie nie zachwyciły, ale już odzwierciedlenie ogrodu – bajka :)
To mi chodzi bardziej o to, że nie mając żadnych rysunków, jestem w stanie lepiej sobie wyobrazić ogród i to, jak wygląda, zbudować go sobie w mojej głowie tak, jak chcę. Gdy mam ilustracje ten obraz jest nieco już zniekształcony, obrazek narzuca mi pewne wyobrażenia. Wolę bez :) I to się tyczy większości książek, a nie tylko tej jednej.
Chociaz faktycznie – dzieciom może pomaga rozwijać wyobraźnię:)
A, czyli nie chodzi o te konkretne obrazy, tylko w ogóle – o samą kwestię ilustrowania. No tak, ilustracje narzucają już konkretną interpretację, przejmują część zadań, jakie spełnia wyobraźnia. Sporo prac naukowych o tym napisano; o roli takiej konkretyzacji, różnych odmianach ilustrowania itp. Ja mam tak, że tekst zawsze mocniej do mnie docierał niż obraz, potrafiłem go odbierać pełniej i wciąż rozwijam się w tym kierunku, natomiast plastycznie i w kwestii wrażliwości na obraz zatrzymałem się na jakimś etapie ;) Dlatego gdy literatura jest dobra, to nawet jeśli mam ilustracje, przebija mi się mój własny wyobrażony obraz – taka percepcja ;) A tego typu wydania prezentują się wyśmienicie!
Podoba mi się, że nowe wydania oferują coś nowego.