Szepcz mi jeszcze, „Madame”
Skarbem jest wszystko, co ma duszę. Skarbem z wartością dodaną – to, co wśród swoich rówieśników duszę ma jedyne bądź jedno z niewielu. Dlatego zapamiętuję na długo, gdy jakaś realizacja sztuki słowa, dźwięku czy obrazu – jakkolwiek stworzona – raczy się przede mną otworzyć i pochwalić pięknym wnętrzem. W tym szczególnym miejscu muszę wyznać, że powieści z artystyczną duszą: poetycką, malarską, dramatyczną – to skarby. Kilka takich już poznałem, opiekuję się nimi, schowawszy je w bogato zdobionym (bo skarby lubią przepych!) kuferku pamięci. Madame jest moim najnowszym skarbem.
W 1998 roku Antoni Libera wywołał niemały wstrząs, publikując swoją debiutancką powieść, wstrząs porównywalny do tego, jakim ponad dziesięć lat wcześniej mógł się pochwalić Paweł Huelle. Wtedy zdanie „Przez wiele lat nie opuszczało mnie wrażenie, że urodziłem się za późno” zapoczątkowało historię pewnej szkolnej fascynacji młodego inteligenta. Główny bohater Madame z żalem oznajmia, że dawniej było lepiej, że czasy jego młodości nie mogły zaoferować chłonnym umysłom niczego nowego, a nawet tego, czym miniona wspaniałość raczyła jego rodziców i dziadków. Tę myśl zawieszamy wysoko w przestrzeni, gotową do konfrontacji z ostateczną wymową powieści, bo oto maluje się przed nami perspektywa licealnych wspomnień 18-latka żyjącego u schyłku lat 60., w PRL-u Władysława Gomułki. Tytułowa Madame zaś to dyrektorka szkoły i nauczycielka języka francuskiego – dystyngowana piękność, przed której wpływem nasz maturzysta początkowo się wzbrania, by w pewnym momencie całkowicie ulec jej kuszącej tajemnicy. I postanawia: wiedzieć wszystko, poznać, zbliżyć się, wszelkimi sposobami i za wszelką cenę. Stoczyć bój o młodzieńczą, platoniczną miłość w trudnych politycznie czasach.
Ale powoli: Madame jest powieścią aluzyjną, kontekstową, erudycyjną, może też elitarną (choć to mówię z pewną ostrożnością). Świadczy o tym droga narracji, jaką obiera autor. Intuicyjne, często naiwne i niedojrzałe decyzje i zachowania narratora przeplata z rozprawami na temat języka francuskiego, ówczesnej polityki, historii, literatury światowej i sztuki, ani na chwilę nie próbując przekonać czytelników, że jego bohater faktycznie jest do tego zdolny. Ma się wrażenie, że Antoni Libera pisze dla siebie, że on sobie tylko przypomina lektury, filmy, rozmowy z młodości, napomyka i intymnie przywołuje. Tylko że to bardzo ciekawe, więc podglądamy z wypiekami na twarzy te szkolne perypetie. Czego w Madame nie ma! Hiszpańska wojna domowa, krytyka obecnego ustroju, szczegółowe opisy muzyki (decyma w akordzie dominantowym, diaboliczny glissand…), cytaty z Renu Hölderlina i dzieł Racine’a, Zwycięstwo Conrada, Gdańskie wspomnienia młodości Joanny Schopenhauer, swoboda przywoływania Goethego i Szekspira, a to wszystko podlewane gdzieniegdzie płynną, poetycką francuszczyzną. Libera potrafi poświęcić dwa rozdziały Popiołom Żeromskiego, a właściwie kilku zdaniom powieści, spoglądając na nie inaczej, humorystycznie, ale z błyskiem inteligencji. Nasz maturzysta w jedną noc pisze 20-stronicowe wypracowanie wzorcowo po francusku, aby przypodobać się Madame. Ja wiem, że kiedyś matury były trudniejsze, że nie było Internetu, więc chodziło się do bibliotek i czytelni, ale bohater Libery to młody bóg, mózg nad mózgi, inteligent, jakich na świecie brak, aż trudno uwierzyć w tę postać. Z drugiej strony widzimy, że to tylko pretekst, aby autor wciągnął czytelnika w artystyczne dywagacje, chcąc swoją powieść wynieść ponad przeciętny poziom. To piękne, ale i denerwuje trochę, zwłaszcza filologa, że ten rozpieszczony młodzian tak wszystko wie, że odnajduje się w każdej sytuacji i błyszczy, że taki elokwentny, że kipi wzniosłą erudycją, a czeka dopiero na maturę, do studniówki się przygotowując. A właściwie to nawet nie, bo ma inne – ważniejsze – sprawy na głowie.
Chodzi mianowicie o samą Madame la Directrice. Zanim stanie się ona celem bohatera, otrzymujemy kilka historii wprowadzających nas w atmosferę opowieści, charakteryzujących młodego zalotnika – jednostkę ponadprzeciętną. Gdy postanawia poświęcić każdą wolną chwilę na rozpracowanie dyrektorki, książka przeradza się w to, czym nazwana jest w podtytule – romans edukacyjny. Najpierw jednak Libera smakuje konwencji kryminalnej, bardzo lubianej przez autorów jego pokolenia. Aby nadać fabule rumieńców, prowadzi w myślach i czynach ucznia śledztwo, które przyjmuje postać gry. Madame jest zagadką, jej przeszłość kluczem do serca, każdy najmniejszy trop krokiem ku zrozumieniu i obraniu przewagi w tym nierównym boju. Intryga naprawdę wciąga, bo chcemy rozwikłać tajemnice, które Libera z rozwagą podsuwa w pierwszych rozdziałach książki, a potem bawi się ich niejednoznacznością z odbiorcą.
Madame opisywana jest także w kontekście prozy inicjacyjnej, powieści rozwojowej (Entwicklungsroman) w szkolnej otoczce, a nawet Künstlerroman, jeśli za ścieżkę bohatera przyjmiemy podążanie ku artystycznej dojrzałości. I tutaj autor staje na wysokości zadania, idąc dobrze wydeptaną przez poprzedników drogą kreacji wspomnień oraz budując melancholijną krainę przeszłości. Głosem nostalgii jest ze wszech stron ukazująca się francuszczyzna – ustami mistrzów de belles lettres, naszego bohatera bądź jego muzy, istot w tym języku rozkochanych – a dopełnieniem obrazu staje się przeniesienie wielkich dramatów na grunt inicjacyjnej powieściowej podróży, stanowiące ocean aluzji, odniesień i przeniesień. „Dawniej to były czasy”? Trudno w pełni zgodzić się z tęsknym tonem bohatera, on sam później przewartościowuje swój osąd – bo właśnie ta rzeczywistość, o której mowa w Madame, jest mitem, gdzie wszystko było lepsze, młodzi ludzie mądrzejsi, namiętności wartościowsze, a anegdoty prawdziwsze, barwniejsze i bardziej szczere. I sztuka, ona była wszędzie, a nie tylko gdzieniegdzie, niewinna i cicha.
Są książki, które mają w sobie magnetyzm. Pisząc o takich, czuję się mały, bo słowa wydają się niewystarczające. Bo to, co zapisano na ich kartach, otwiera coś i ostatecznie zamyka, stanowi całość. Przy Madame cieszyłem się jak dziecko – na kolejne rozdziały i bieg wydarzeń. W momencie gdy czytanie zaczyna być rutyną, takie wrażenia są wybawieniem. Tu nie trzeba śledzić fabuły. Tu najważniejsze atuty tkwią w wartości intelektualnej, erudycyjnym zapleczu autora, backgroundzie budowanym przez lata. Mając takie aspiracje, można pisać o czym bądź, a lśnić po prostu, ubierając naukowe rozprawy w atrakcyjne szaty zwiewnej beletrystyki. Czytałem pierwszy raz, więc to zauroczenie wyłudziło ode mnie bezkrytyczność – kiedyś wrócę z równie dużą przyjemnością. Madame nie jest książką o sztuce i pięknie. Ona jest pięknem i sztuką. Aż chce się przywołać słowa Wojciecha Kaliszewskiego, który w entuzjastycznej recenzji dla „Więzi” niedługo po premierze książki pisał: „Nareszcie powieść”. Wtóruję więc bez śladu przesady – nareszcie powieść!
Podsumowanie:
Tytuł: Madame
Autor: Antoni Libera
Wydawca: Znak 2010
Moja ocena: 9/10
To jest książka mojej młodości! W moim liceum było wręcz obowiązkiem przeczytać „Madame”. Wspaniała książka! :)
A była przez Ciebie odświeżana już po czasach licealnych? :) Mam wrażenie, że ją będzie się czytać za każdym razem inaczej. Trochę szkoda, że ja w szkole średniej nie wiedziałem o istnieniu „Madame”, ale z drugiej strony… nie wiem, czy wtedy zachwyciłaby mnie tak jak teraz. Zdecydowanie wspaniała! ;)
Znajoma mnie do tej lektury bardzo zachęcała. Chcę przeczytać, ale wolałabym znaleźć jakiś tańszy egzemplarz, zanim się zdecyduję ;).
Mam nadzieję, że moja recenzja też jest zachętą – słuchać koleżanki, ma rację! ;) To wydanie faktycznie do tanich nie należy, ale jest warte swojej ceny: twarda, stylowa czarna oprawa z wgłębieniem na małe zdjęcie (w dużym powiększeniu w miniaturze wpisu), co przypomina gdańskie wersje Huellego i Chwina z lat 90., z ładną, śliską obwolutą. Czyta się znakomicie, a na półce błyszczy :D
Również pamiętam, jak popularna była ta powieść ładnych parę lat temu. Sama jednak nie miałam okazji jej wtedy jej przeczytać. Teraz czuję się zachęcona – zwłaszcza, że mam te wydania Huellego i Chwina z lat dziewięćdziesiątych (kartki zdążyły nawet nieco zżółknąć, ale autografy trzymają się nieźle). :)
Te wydania z wklejonymi do środka zdjęciami archiwalnymi? :D Wypożyczałem je z biblioteki, mocno już podniszczone, z żółtymi kartkami, kiedy jeszcze nie miałem własnych. Moje są nowsze i już bez tego czegoś (choć okładka „Weisera Dawidka” z chłopcem w tunelu bardzo mi odpowiada) – tak że zazdroszczę bardzo! Autograf Huellego zdobyłem w tym roku na Targach w Krakowie, spotkanie ze Stefanem Chwinem ciągle przede mną ;)
Tak względem wizerunku postaci: on jest oczywiście jakoś przesadzony, ale też znajduje to uzasadnienie w narracji — że ta płynność językowa na przykład została niejako wymuszona przez rodziców, kiedy kazali mu się uczyć, zamiast robić to, co akurat chciał robić. I że te sukcesy zostały okupione masą pracy. Ładnie to zostało napisane, bo tak gdzieś — z tego, co pamiętam — w 3/4 fabuły, trochę mimochodem, jakby bohaterowi było nieco głupio, że jednak nie jest taki „z urodzenia” albo chciał się trochę pożalić, że też czasami miał pod górkę ;). No i że czasami tak z czystej fantazji po coś sięgnął, co mu się przydało, albo że się sięgało z powodów innych niż takie górnolotne (jeśli dobrze pamiętam motywacje w czytaniu Żeromskiego ;)).
Bardzo fajny tekst, tak w ogóle :).
Tak, w nim jest ta naiwna, pełna sprzeczności młodość, ale przywalona – co dobrze zauważyłaś – wychowaniem w inteligenckim domu, gdzie pewne rzeczy po prostu trzeba było robić, pewne lektury musiało się czytać i towarzysko rozkwitać, aby bywać i brylować (choć wprost nie jest to powiedziane). Czasem zrobi coś mniej dojrzałego i wtedy czytelnikowi jest miło, że to jednak nie jakiś robot albo półbóg. Faktycznie, było o tym dzieciństwie pod górkę napomknięte, ale właśnie bliżej końca książki i bardzo szybko, tak że łatwo przemknąć oczami i nie zwrócić uwagi :) Czytanie Żeromskiego w żadnym wypadku nie były górnolotne, ale wzbraniał się długo nasz bohater, żeby nie pójść za tanią uciechą tłumu, a kiedy już poszedł z czystej ludzkiej ciekawości, to wiadomo – klops, został okrutnie przyłapany ;)
Bardzo, bardzo dziękuję!
Czyli jednak dobrze pamiętałam z tymi „Popiołami” :). Właśnie, bo jak sama je czytałam, to przy wiadomej scenie przypomniało mi się, że było o tym czytaniu pod ławką, ale nie byłam wcale pewna, w której lekturze o tym wzmiankowano — pamiętałam, że coś ze szkołą, ale że to była „Madame”, to mnie olśniło tak bardziej przy Twoim wpisie właśnie ;).
Tyle książek się już czytało, że te wszystkie charakterystyczne szczególiki się mieszają i pewność, że to było tu, a to tu zanika ;) Fajnie, że przyczyniłem się do odświeżenia pamięci! Sam motyw „Popiołów” w „Madame” jest świetny, od błahego sięgnięcia po „krzyk mody” męskiej części klasy Libera przeszedł do ciekawych wniosków i obnażenia tego rozbuchanego erotyzmu, z którego – bądź co bądź – Żeromski na tle sobie współczesnych słynie. No i to dobry ślad przeszłości, bo jeśli przyrównać owo czytanie pod ławką do dzisiejszych czasów, to cała scena wydaje się jeszcze bardziej komiczna ;)
Wielbię Madame !
Przepraszam, przez przypadek dodałam komentarz, zanim skończyłam go pisać. Wielbię Madame ! I to nie ze względu na fabułę, ale właśnie na styl Libery, na jego przepiękny język (Libera używa nawet czasu zaprzeszłego), absolutna perła polskiej literatury ! Pozdrawiam serdecznie :)
Taak, też zwróciłem uwagę, że Libera używał był czasu zaprzeszłego, ładnie się to wkomponowało w całość utworu :D Fantastyczny styl jest tu wiodący, fabuła schodzi na dalszy plan, a jej miejsce zajmuje ewentualnie sam temat, realia opowieści, wzbogacane właśnie przez język. Zdecydowanie dzieło wyjątkowe ;)
Również pozdrawiam!
Czytałam w liceum, bo polecił mi ją mój polonista, który był zachwycony powieścią Libery. Ten zachwyt i mnie się udzielił. Czytałam z wypiekami na policzkach, kupiłam własny egzemplarz i wracam do niego czasami. Wprawdzie pierwsza fascynacja minęła, ale nadal książka zachwyca, I do tej pory się zastanawiam, jak ma na imię główny bohater…
Jaki byłby z niego licealny everyman, gdybyśmy poznali jego imię? ;) Choć ja miałem łatwiej – mój nazywał się Adrian. Na początku trudno się było utożsamić, ale im zachwyt wzrastał, tym bardziej wchodziłem w historię. No i ten polonista to właściwy człowiek na właściwym miejscu!
tak, mój polonista to człowiek z pasją, to on mnie sprytnie podszedł i dzięki niemu złożyłam papiery na polonistykę :)
Oby było takich jak najwięcej i przyćmiewali tych, którym już dawno się odechciało ;)
[…] Tramwaj Nr 4 o „Madame” Antoniego Libery: TUTAJ […]
Ach, piękna książka! Czytałam ją kilka lat temu i zrobiła na mnie równie duże wrażenie, co na Tobie. I jeszcze jedno Ci chciałam napisać: to, w jaki sposób piszesz swoje notki, robi mi dobrze na mózg :)
To dlatego, że Libera zrobił mi podobnie, i widocznie się udzieliło ;) Dzięki, cieszą mnie takie słowa – o najlepszych książkach trzeba pisać jak najlepiej się potrafi.
Proszę bez tej skromności, bo to się tyczy nie tylko Twojej notki o Liberze :)
Proszę mi nie kazać bez tej skromności, bo ja ją lubię, ona mi się podoba i z nią mi do twarzy :P
No dobra, to sobie bądź, ale naucz się przyjmować komplementy :D
Będę ćwiczył :D Spróbuję coś dodać do grzecznego podziękowania i szerokiego uśmiechu ;)
Czytałem niemal dziesięć lat temu, ale teraz nabrałem ochoty, by zasiąść do niej po raz kolejny. Duża zasługa w tym Twojej recenzji, ale i bardzo pozytywnych wrażeń przeszłych. Jest to powieść fascynująca na wiele sposobów i kipiąca inteligencją.
Bardzo mi z tego powodu miło ;) Właśnie ze względu na tę wartość intelektualną „Madame” warto sobie ją przypominać w różnych etapach życia. Moja następna lektura na pewno będzie głębsza i bardziej analityczna – za kilka lat spojrzę na nią inaczej.
[…] zasadzie nieszczęśliwa, ale spełnienia jednak daleka. Nietypowo zaś dla siebie tym razem głos oddam Secrusowi z Tramwaju nr 4, który napisał świetną recenzję i boje się, że tylko bym go parafrazował. […]
[…] do rzeczy… zwycięską recenzję możecie przeczytać TUTAJ, zaś jej fragment […]
[…] się błąka, to jeszcze nic, ale on też trochę rozmyśla (spokojnie, nie jak młody geniusz z Madame) albo wysłuchuje porad innych, do tego bezkompromisowo ich ocenia, prawi o seksualności i […]