Krafftówna, czyli rozmowa dwójki przyjaciół
Barbara Krafftówna to dla mnie przede wszystkim Kabaret Starszych Panów i Czterej Pancerni, piosenka w czasie Deszczu dzieci się nudzą i Honorata z obrączką z nakrętki. Zdaję sobie sprawę, że ograniczenie się tylko do tego repertuaru jest dla Pani Barbary krzywdzące i wiem, że po tak wielu latach na ekranie oraz deskach scenicznych ma za sobą jeszcze całe mnóstwo ważnych ról, jednak te dwa wspomnienia o niej są ze mną już ponad 30 lat i pewnie zostaną do śmierci.
Tym razem aktorka wciela się w rozmówczynię Remigiusza Grzeli, pozwala mu w tej rozmowie na wiele, ale też i co nieco przemilcza. Ale po kolei.
Pan Remigiusz i Pani Barbara znają się już od jakiegoś czasu, on przygotował dla niej monodram, ona zdecydowała się ten monodram zagrać, choć nie lubi tej formy wyrazu scenicznego. On ją podczas rozmów nagrywa, żeby nic mu nie umknęło, ona nagrywa jego, żeby niczego nie dodał od siebie. Ale podczas czytania czuć, że się lubią, że aktorka coraz bardziej ufa swojemu interlokutorowi. A czyta się to wszystko świetnie.
Zaczynamy od najwcześniejszych wspomnień Pani Barbary, od dzieciństwa na Kresach, przez czasy wojenne, żeby potem wskoczyć wraz z nią do studia Iwo Galla, człowieka który ukształtował ją artystycznie. Potem towarzyszymy jej na scenie przez kolejne lata, Kabaret Starszych Panów, Czterech Pancernych, Dudka i wiele premier teatralnych, aż po lata osiemdziesiąte, kiedy to aktorka znika. Jedzie do Stanów Zjednoczonych, gdzie gra po angielsku nie znając tego języka ni w ząb i to w repertuarze bynajmniej nie trywialny, mówimy tu bowiem o Matce Witkiewicza. Wyjazd planowany na pół roku okazał się trwać blisko dekadę i tutaj przyznam szczerze, że nie do końca rozumiem motywy Pani Barbary. Ewidentnie wygląda na to, że w odróżnieniu od niektórych ona w tych Stanach chciała zostać, wcale nie musiała, nie wiążą się z tym żadne dramatyczne okoliczności, a przynajmniej o żadnych Pani Barbara nie mówi. Dziwi przede wszystkim to , że została tam mimo braku jakiś sensownych perspektyw, bez grosza przy duszy, znajomości języka i kontaktów. To z całą pewnością był dla niej trudny czas, przez chwilę pracowała nawet jako dama do towarzystwa jakiejś amerykańskiej matrony. Ale teraz jest już z powrotem i wciąż występuje.
Ostatnio czytałem jeszcze podobne rozmowy z Wiesławem Gołasem i Wojciechem Pokorą, aktorami z tego samego pokolenia. Droga Pani Barbary i Pana Wiesława przecięła się wielokrotnie i świetnie się te dwie rozmowy uzupełniają. Mimo upływu lat okazuje się, że spora część wspomnień jest tożsama, no chyba, że oboje zmyślają na ten sam temat. Zaskoczyło mnie natomiast jak bardzo różniły się drogi artystyczne Krafftówny i Pokory. Różnica wieku pomiędzy nimi to raptem 6 lat, oboje często kojarzeni z repertuarem komediowy, inna sprawa czy słusznie, oboje świetni w tym co robią, a praktycznie nie mieli okazji ze sobą zagrać.
Mnie się podobało, rozmowa toczy się lekko, a książkę czyta sie z przyjemnością. Jest jednak maleńkie ale wynikające prawdopodobnie z mojego małego wyrobienia teatralnego. W treści zamieszczone są fragmenty recenzji teatralnych niektórych interesujących kreacji aktorki i to mi zgrzyta, jakoś nie pasują swoją sztywną formą do lekkości pozostałej części książki, to do Krafftówny jakoś mi nie pasuje.
Informacja tramwajowa
To książka zdecydowanie nie do tramwaju, powód jest prosty, by nie rzec trywialny, ta książka jest zbyt pięknie wydana, by zabierać ją ze sobą. Przeczytałem ją najpierw w ebooku, pomarudziłem, że zdjęcia kiepskie, małe i nieciekawe, a potem w ręce me wpadła papierowa wersja i oniemiałem. Całostronicowe fotografie i zdobienia zrobiły swoje, odbiór był zupełnie inny. Nie warto psuć go sobie siedząc na tramwajowym krzesełku.
Podsumowanie:
Tytuł: Krafftówna w krainie czarów
Autor: Barbara Krafftówna, Remigiusz Grzela
Wydawca: Wydawnictwo Prószyński i s-ka
Do tramwaju: nie
Ocena czytadłowa: 5/6
Ocena bezludnowyspowa: 3/6