[Z zakurzonej półki] Ku czci Bachusa!
Donna Tartt – kobieta zagadka, pisarska perfekcjonistka dopieszczająca jedną historię przez dekadę. Drobna, niepozorna, o chłopięcych rysach twarzy, zazwyczaj w marynarce, kamizelce, czarnym krawacie i spodniach. Zamyka się w swojej posiadłości na lata, by tworzyć w ślimaczym tempie, kontemplując każdy pojedynczy przecinek i każde słowo. Po trzydziestu latach literackiej kariery – z trzema książkami w dorobku. Chce, aby czytelnik zanurzał się w jej historiach na długie godziny, jak w dziecięcych czasach. Kocha tajemnice i sekrety, dlatego wciąż o nich pisze. Mówi, że sama wolałaby pozostać dzieckiem oraz że tajemnice pociągają ją dlatego, iż poza nimi niewiele rzeczy z młodzieńczych lat można kultywować w dorosłości. W swojej pierwszej książce – Tajemnej historii z 1992 roku – wspomniane słowo klucz zawarła nawet w tytule. I ono w osobliwy sposób definiuje jej debiut – czyniąc paradoks tej miary, że największy sekret opowieści odkrywamy na drugiej stronie prologu, a mimo to wciąż pozostajemy w dziwnym transie, że istnieje głębsza warstwa tajemnicy. Jak dzieci.
Piątka studentów filologii klasycznej morduje swojego przyjaciela z roku, spychając go w przepaść. Dlaczego to zrobili? Co nimi kierowało? Ile musi wydarzyć, aby młodzi ludzie, którzy mają przed sobą całe życie, z zimną krwią zabili rówieśnika. A może inaczej: jacy muszą być, co siedzi w ich głowach i gdzie pozostaje moralność, trzeźwość umysłu, naturalne opory? Te kwestie rozważałem przez 650 stron wspaniałej, pierwszoosobowej opowieści Richarda Papena – nowego w elitarnym kręgu studiujących antyczne nauki uczniów college’u Hampden w Vermoncie, uczestnika mrożącego krew w żyłach wydarzenia, wokół którego zbudowano fabułę Tajemnej historii. Otrzymujemy więc bilet wstępu do sekretnego świata sześciorga studentów, zamkniętego intelektualnego bunkra profesora Juliana i jego wybrańców, gotowych porzucić wszystkie inne nauki na uczelni (czy także zasady życia w społeczeństwie?) i oddać się opiece nauczyciela rodem z antyku, o niesamowitej sile oddziaływania. Donna Tartt stworzyła powieść akademicką z właściwym jej polorem i szlachetną mądrością treści.
Autorka wodzi czytelnika za nos, odkrywając przed nim ważną tajemnicę, a potem porzuca ją, każąc wyczekiwać przez setki stron nie mniej intrygującej narracji. Tak jest ze zbrodnią, o której dowiadujemy się w prologu, by następnie małymi, stawianymi z rozwagą krokami wracać do niej z mroków przeszłości, a następnie śledzić wnętrze morderców i zewnętrze innego świata, jaki zastali, posuwając się o jeden metr za daleko. Nie chcę przedstawiać każdego z osobna, bo ich charaktery zasługują na osobny tekst, ale powiem tylko, że to świetnie skonstruowane postaci – każda inna, owładnięta własnymi demonami, z innymi problemami i poglądami na to, co się wydarzyło. Relacje między nimi stanowią kolejny powód do pochwały. Są z jednej strony tak dziwni, a z drugiej tak naturalni i normalni, że ich rozmowy zapisują się na długo w głowie, a często też z rozpędu w zeszyciku z cytatami – tajemnica ich osobowości czaruje, łudzi i mami. Piątka wyjątkowych studentów tworzy atmosferę elitarności, którą uwielbiam tylko na papierze. Intrygują, zdają się odrywać z zadartym nosem od doczesności, egzystują własnym życiem i życiem grupy, a gdy suną korytarzami kampusu lub pojawiają się na studenckich zabawach – są rozpoznawani, przykuwają uwagę. O takich bohaterach chce się czytać, bo w pewien osobliwy sposób czytelnika rozpiera duma, że dane mu jest przebywać w ich towarzystwie. Nawet pomimo tego, że to mordercy… bo Tartt kreśli portrety psychologiczne ludzi, nie morderców.
Książka w dużej mierze jest powieścią obyczajową, ale nie brakuje jej śladów psychologizmu. Ktoś nawet określił ją jako gotycki thriller – i nie uważam, by się mylił. Gdy baczne oko czytelnika podąża za losami zakochanych w grece studentów, nietrudno zauważyć, że sam tok zdarzeń nie porywa; to zwyczajne uniwersyteckie życie niezwyczajnych ludzi. Obszerny plan powieści wypełnia codzienność bohaterów, rozwój ich przyjaźni, kontakty z Julianem (filozoficzny wykład o starożytnym wyzbyciu się jaźni, utracie panowania nad sobą, bachanaliach, dionizyjskim szale, zakrzywieniu etyki, szaleństwach zsyłanych przez bogów, opętaniu i antycznej duszy – wykład zmuszający do refleksji, prawdziwa uczta intelektualna, moment znaczący dla motywu morderstwa… Szkoda tylko, że jedyny na kartach powieści) i wiele innych, wydawałoby się, rutynowych treści. Na szczęście to erudycja autorki, jej błyskotliwe porównania i spostrzeżenia oraz fakt, że posługuje się pięknym, barwnym i płynnym językiem (konstrukcja zdań, opisy przyrody i wewnętrznych stanów postaci) sprawiają, iż tę zwyczajność zdarzeń czyta się jak pierwszej miary thriller, w którym napięcie właśnie sięga zenitu. Wytwarza się między narratorem a czytelnikiem mroczny magnetyzm trwający przez większą część lektury. Zapewne to właśnie on pozostaje w odbiorcach, gdy ci po kilku(nastu) latach wciąż pamiętają słowa Donny Tartt i emocje wywoływane przez obcowanie z bohaterami oraz utrzymują, że to nieprzerwanie książka wyjątkowa, czasem powieść ich życia.
Tajemna historia jest Zbrodnią i karą napisaną pod koniec XX wieku. Przebieg akcji winduje temat morderstwa w sensie psychologicznym, kary lub jej braku, konsekwencji wynikających z niemoralnego czynu i życia z tak ogromnym ciężarem. Smaku dodają ciągłe podszepty, zupełnie niewinne, a jednak związane ze zbrodnią, która kładzie się cieniem na całym życiu studentów. Sęk w tym, iż rozwój fabuły może was tak zahipnotyzować, że nieprawy czyn uznacie za coś koniecznego, morderców nazwiecie ludźmi dobrymi, a ofiarę złą; ofiarę nazwiecie zbrodniarzem, a sprawców jej śmierci ofiarami. Sami sprawdźcie, że to możliwe! Tartt potrafi nagle, w środku leniwej narracji, odnieść się do morderstwa i tym pozornie nieistotnym nawiasem zaburzyć tok myślenia czytelnika, skierować na zupełnie inne tory. Taką funkcję pełni umiłowanie antyku, tworzące wrażenie mistycyzmu, będące wstępem do snucia filozoficznych refleksji o człowieku. Subtelne połączenie światów – tego, w którym rozgrywa się powieść, i starożytnego – mającego na niego mistyczny wpływ w postaci pierwotnego zła, to korelacja widoczna w warstwie fabularnej, ale też znaczeniowej – zważmy chociaż na metody nauczania Juliana i relację, jaka zachodzi między kilkoma zaledwie uczniami a ich mentorem, zwróćmy uwagę na kwestie bachiczne, na elementy homoseksualne, historię niemal zatopioną w greckiej kulturze z wszystkimi jej obyczajami przeniesionymi do współczesności.
Do tej pory recenzja była raczej formą pieśni pochwalnej, ale to nie jest tak, że nie dostrzegam w opowieści Donny Tartt wad. Przede wszystkim to nie książka dla każdego – trzeba chcieć odnaleźć się w wielu subtelnościach, lubić nieśpieszną narrację z powolnym rozwojem sytuacji, nie zaszkodzą też upodobania filologiczne. Dodam do tego, że o ile początek zaintryguje moim zdaniem każdego, a samo oczekiwanie na zbrodnię i jej okoliczności to próbka bezbłędnej gry z czytelnikiem, o tyle potem historia zwalnia i mają rację ci, którzy zarzucają drugiej księdze brak tej magii rzucającej urok w pierwszych rozdziałach. Dzieje się to wtedy, gdy psychologizm na jakiś czas ustaje, a Tartt zaczyna niemal reportersko relacjonować sytuację po morderstwie – pojawia się konwencja kryminalna, a przecież wiemy już, kto zabił i dlaczego to zrobił. Pozostaje nam dowiedzieć się, jak postaci będą z tym żyć, a dostajemy dwustustronicowy zapychacz, w którym niewiele się dzieje. Oczywiście nawet wtedy książka zdołała mnie zaskoczyć i te fragmenty uważam jedynie za pewien spadek formy, a nie porażkę, ale jednak – czuć niedosyt i pozostaje przeświadczenie, że autorka nie zdołała przez cały czas utrzymać mistrzowskiego rytmu, jaki narzuciła, rozpoczynając swą tajemną historię. Dodam, że końcowe rozdziały znów błyszczą i nie pozwalają odejść od lektury do ostatniej strony.
Pewien krytyk określił debiut Donny Tartt jako „Stowarzyszenie Umarłych Poetów, które spotyka Władcę much napisanego przez Francisa Scotta Fitzgeralda w hołdzie Josephowi Conradowi”. Cóż za celne określenie! Rzadko trafia się na takie książki jak Tajemna historia, rzadko czuje się na skórze każde słowo dopracowane do perfekcji i świat, który wciąga do siebie i pozwala żyć na równi z bohaterami – obcującymi z perwersją, amoralnością, wreszcie zbrodnią, a mimo to tak pięknymi i fascynującymi. Książka tworzy iluzję, że nic w niej nie jest na drugim planie, i jestem w stanie przyznać temu stwierdzeniu rację. To opowieść dziwna, błyskotliwa, pełna znaczeń, odczytań i czystej przyjemności płynącej z lektury, która zasługuje na to, byście ją poznali. Każdy z was! Bo jeśli nawet nie olśni podczas czytania, to chyba nie będzie takiej możliwości, by zniknęła z waszego życia bez echa i myślowych powrotów. Tak jak zbrodnia Richarda, Charlesa, Camilli, Henry’ego i Francisa – piątki studentów filologii klasycznej.
Podsumowanie:
Tytuł: Donna Tartt
Autor: Tajemna historia
Wydawca: Zysk i S-ka 1994 (premiera: 1992)
Moja ocena: 9/10
Dzień dobry :D Przyszłam, przeczytałam i zachwyciłam się :D Tak też myślałam, że Donna Tartt przypadnie Ci do gustu :D To teraz czas na „Szczygła”, bo wiesz co? To może być jedna z Twoich ulubionych książek – o dorastaniu, o sztuce, o nadziei :D
Witaj ;) Rozumiem, że też czytałaś „Tajemną historię” i się zachwyciłaś? Przeczytałbym jakąś relację z Twoich wrażeń. Co do „Szczygła”, to nie kuś, bo pewnie jeszcze jakiś miesiąc oczekiwania przede mną! Obyś miała rację z przypuszczeniami, bo pokładam w tej książce coraz większe nadzieje :D
I, o dziwo, „Małego przyjaciela” też chciałbym sprawdzić – obawiam się fali krytyki, jaka spłynęła na tę książkę, ale szczątkowe zalety wymieniane przez czytelników są tak moje, że być może przyćmią wszystkie niedoskonałości. Ja u Donny Tartt mam po prostu spory dług za „Tajemną historię” ;)
A ja przed laty próbowałem 'wgryźć” się w tą opowieść i ostatecznie zrezygnowałem, a swój egzemplarz sprzedałem na a.. :(
Za ile poszedł? :D
Książka miała prawo nie utrafić w Twój gust, może nie ta tematyka albo sposób pisania (mimo wszystko powolny, stopniowy). Ja zapamiętam ją na długo :)
Mam na świeżo Donnę Tart, bom czytała powieść w oryginale jakieś dwa tygodnie temu i bardzo, ale to bardzo mi się nie podobała. Nie było żadnego magnetyzmu, raczej pełne niesmaku rozczarowanie, bo obiecywałam sobie nie wiadomo co. Z tym, że właściwie nie jestem w stanie uzasadnić, co mi nie pasowało, ale od pierwszych stron byłam „na nie”. Zobaczymy, jak to będzie ze „Szczygłem”.
A z czego wynikał ten niesmak? Ważne, aby wiedzieć, co się nie podobało i potem omijać szerokim łukiem podobne lektury. Mnie udało się szczegółowo wyodrębnić, w czym ów magnetyzm się przejawiał i co mnie u pani Tartt ujęło. Potrafi pisać i fantastycznie kreować świat powieści.
Naprawdę ciężko powiedzieć… nie polubiłam żadnego z bohaterów, świat powieści też „nie dotarł”. Po głębszym zastanowieniu, wydaje mi się, że to kwestia tego morderstwa i postawienia go na początku książki – zawsze wolałam dochodzić do tego, kto zabił, niż dlaczego (może to właśnie takie książki powinnam omijać).
Hm, rozumiem :) Moim zdaniem przebudowanie tej powieści na kryminał zabiłoby jej największe atuty, składające się na wciągającą powieść psychologiczną w tonie bardziej obyczajowym niż na modłę thrillera. Ale to spojrzenie bardzo indywidualne – takie zagranie fabularne, jakie zastosowała tutaj autorka, zawsze bywa ryzykowne.
A tu się zgadzam, bo cała wyjątkowość leży właśnie w dojściu do przyczyn zbrodni – tylko mnie to po prostu nie leży :)
[…] U Secrusa z Tramwaju Nr4 „Tajemna Historia” Donna Tartt: TUTAJ […]
Niesamowite (to dobre słowo) wrażenie wywołuje lektura tej książki : )
[…] oczywiście Donna Tartt i jej Tajemna historia, książka jeszcze niedawno jak duch, niedostępna i legendarna, a dziś afiszująca się w twardej […]