Czytanie za granicą – Japonia
W Krakowie, a nawet w całej Polsce, z nieba leje się żar, gorąco nieźle daje się we znaki. Jestem jednak świecie przekonany, że to nie przeszkodzi wam w przeczytaniu wyjątkowo egzotycznego wpisu. tym razem Japonia !
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że w Japonii czyta się nałogowo. Niemalże przy każdym dworcu można znaleźć księgarnię, a w centrum dużych miast nietrudno zgubić się w labiryncie kilkupiętrowych księgarni.
Poza księgarniami-gigantami pokroju Kinokuniya, coraz popularniejsza staje się sieć BOOK OFF, gdzie można kupić używane książki, magazyny, mangi, płyty CD czy DVD. Sklepy te często są ogromne, a na kilku piętrach można w świetnych cenach dostać naprawdę cuda.
Nikogo nie dziwi widok ludzi przesiadujących na podłodze, zaczytanych w książce czy magazynie; często można zauważyć kogoś nawet w osiedlowym sklepiku, pogrążonego w lekturze. Książki bardzo rzadko, jeśli w ogóle, są ofoliowane. Można spokojnie sobie zajrzeć do środka i sprawdzić czy odpowiada nam dana tematyka albo po prostu spędzić miło czas (często ludzie przeglądają tak rzeczy, które wstydziliby się kupić albo ich po prostu nie stać).
Trudno dostrzec, co czytają Japończycy, ponieważ normą jest używanie okładek z szarego papieru, zakrywających tytuł książki, tak jakby była to informacja zarezerwowana tylko dla czytelnika. Księgarnie zakładają takie okładki niemalże automatycznie, a prośba o zrezygnowanie z niej często budzi zdziwienie. Tak jakby pokazanie tytułu czytanej przez siebie książki w zatłoczonym autobusie było jakimś ekshibicjonizmem. Ma to jednak swoje pozytywne strony. Nikt nie zagląda Ci przez ramię, można czytać cokolwiek się człowiekowi spodoba. Nieważne czy będzie to literatura wysokich lotów czy manga.
Większość książek sprzedawana jest z tak zwanym obi – wąskim paskiem papieru dookoła okładki, na której podaje się cenę, hasło reklamowe czy ważny cytat. Co ciekawe, Japończycy rzadko pozbywają się obi i traktują je niemalże jako obiekt do kolekcjonowania – książki pozbawioneobi są o wiele mniej warte, na przykład na aukcjach internetowych czy w antykwariacie, niż te otoczone paskiem papieru.
Mangi, czyli japońskie komiksy, są niezwykle popularne nie tylko wśród młodzieży i można je kupić niemalże wszędzie – w księgarniach, w convenience stores (konbini) czy w supermarkecie. Ludziom z zagranicy wydaje się, że czyta je dosłownie każdy Japończyk. Trudno jest ocenić, ilu Japończyków jest fanami mangi, lecz z oficjalnych danych wynika, że trochę ponad jedna czwarta sprzedawanych książek to komiksy.
Co ważne, zarówno mangi, jak i książki dzielone są na poszczególne kategorie, często ze względu na płeć czytelnika. Tym samym komiksy przeznaczone dla dziewczyn i chłopaków mają nie tylko różny styl rysunku, tematykę, ale z reguły znajdą się w innych działach księgarni.
Niestety, literatura piękna traci na popularności, mimo że książki można dostać niemalże wszędzie. Najmodniejsze tytuły to książki „lekkie, łatwe i przyjemne”. Coraz większą popularność zdobywają także wszelkiej maści poradniki. Zamiast książek, rosnąca liczba Japończyków wybiera magazyny – a jest wśród nich, co wybierać. Najczęściej kupowane są te skupiające się na modzie, muzyce czy zdrowiu. Na szczęście nie trudno dostać także magazyny na naprawdę wysokim poziomie, takie jak BRUTUS. Większość z tych magazynów skierowana jest do młodych mężczyzn, lecz nic nie stoi na przeszkodzie kupić je bez względu na płeć czy wiek, ale nie powinno nas zdziwić, jeśli znajdziemy takie magazyny właśnie w takim dziale.
Sporym problemem w szerzeniu czytelnictwa jest zanikająca umiejętność czytania kanji – chińskich znaków. Japoński składa się z trzech alfabetów: dwóch sylabariuszy, hiragany i katakany, oraz właśnie z kanji. Razem z coraz większą popularnością komórek, można na co dzień w miarę spokojnie funkcjonować nie znając aż tylu kanji. Owszem, nadal trzeba znać około 2000 znaków aby przeczytać gazetę, lecz mało który młody Japończyk czyta. Najpopularniejsze mangi, keitai shōsetsu czy magazyny opierają się w dużej mierze na prostym języku, onomatopejach, emotikonach, itp.
Dlatego też popularność klasycznego kanonu spada – wielu z autorów używa starych znaków sprzed reformy językowej tak jak i konstrukcji gramatycznych z klasycznego japońskiego. Tych różnic nie widać aż tak w tłumaczeniu, dlatego na świecie popularne są książki Mishimy Yukio, Yasunari Kawabaty czy Akutagawy Ryūnosuke. Jednakże, kiedy spojrzy się na tekst w oryginale, widać czasami sporą przepaść między tym, jak japoński zapisuje się dzisiaj. Wielu autorów, piszących na przykład po wojnie, używało często znaków, których teraz się nie widzi. W związku z tym często w nowszych wydaniach dodawane są małą czcionką obok tekstu wskazówki (zwane furiganą) w hiraganie, jak przeczytać dany znak. Oprócz tego popularne są wydania uproszczone, napisane w języku współczesnym. Rzadko kiedy przerabia się w taki sposób prace z XX wieku, lecz te napisane kilkaset lat temu, takie jak słynne dzieło „Genji monogatari” napisane na początku XI wieku, które mało kto byłby w stanie dzisiaj przeczytać, nawet dobrze wykształceni Japończycy, ponieważ język japoński przeszedł od tamtego czasu ogromną rewolucję.
Co więcej, bardzo niewielu Japończyków czyta książki poza wymaganymi lekturami, które często nie pokrywają się z tym, co na świecie uważa się za kanon japońskiej literatury. Co więcej, młodzi Japończycy mają bardzo niewiele czasu na czytanie, lekcje razem z dodatkowymi zajęciami zajmują im większość dnia. Dlatego autorzy, którzy są znani i kochani w Europie, niekoniecznie są aż tak popularni w Japonii. Na przykład Haruki Murakami, który jest wyjątkowo lubiany przez polskich czytelników, lecz niezbyt znany wśród Japończyków – wielu z nich autentycznie o nim nie słyszało.
Dość ciekawe jest to, że w kraju, który na świecie znany jest jako przodujący w technologii, e-booki nie są popularne. Według badań, prawie ¾ Japończyków nie dość, że nigdy nie czytało elektronicznych książek, to nie ma takiego zamiaru. Tak samo rzecz ma się zresztą z rynkiem muzycznym, ponieważ fizyczne posiadanie książek czy płyt jest istotną częścią konsumpcji.
Mimo braku zainteresowania czytnikami e-booków, dość popularne są tak zwane keitai shōsetsu, czyli dosłownie „mobilne powieści”, przeznaczone do czytania na komórce. Początkowo poruszały one głównie tematykę miłosnych problemów i romansów. Z czasem jednak popularne stały się także inne gatunki. Większość z takich „książek” publikowana jest pod pseudonimem, więc autorzy mogą sobie pozwolić na większą swobodę w kwestii tematyki czy języka. Wiele z popularnych keitai shōsetsu wydawana jest z czasem w formie książkowej, a część z nich staje się bestsellerami, tak jak na przykład “Moshimo kimi ga
Warto zaznaczyć, że Japonia jest bardzo różnorodna językowo – Japończyk z Kyūshū może nie dogadać się z Japończykiem z Aomori, gdyby mówili w swoich dialektach. Zdecydowana większość Japończyków nie ma problemów z odnalezieniem się w mowie standardowej, która używana jest między innymi w państwowej telewizji czy szkołach. Jednakże coraz więcej regionów promuje swoje dialekty także w mediach, tak jak ma to miejsce w rejonie Kansai, gdzie można spokojnie oglądać wiadomości czy słuchać radia w dialekcie Kansai-ben, który sporo różni się od standardowego japońskiego używanego w Tokio.
To wszystko sprawia, że język japoński, jak i japońska literatura, są niezwykle plastyczne i różnorodne. Taki sam jest rynek czytelniczy w Japonii – każdy znajdzie coś dla siebie. Nieważne czy ktoś lubuje się w erotycznych mangach, magazynach o sprzątaniu, literaturze pięknej sprzed wieków czy romansidłach na komórkę.
Na szczęście w wielu księgarniach znajdzie się też sporo książek dla tych, którzy nie znają japońskiego. W Kodansha w Shinjuku jest całe piętro książek zagranicznych, w tym wspaniały dział książek o Japonii i Azji, w którym można by przesiadywać bez końca. Dlatego nieważne czy ktoś jest w Japonii na stałe czy tylko na chwilę – nie ma wymówek, aby nie kupić książki i nie dołączyć się do tłumów dojeżdżających do pracy co rano, chowając się za obłożoną szarym papierem książką.
O mnie
Karolina – świeżo upieczona absolwentka japonistyki na Oxfordzie i niepoprawna podróżoholiczka. Autorka bloga „W krainie tajfunów”, gdzie pisze o podróżach (nie tylko po Azji Wschodniej), ale także o kulturze, historii czy zwyczajach Azji Wschodniej. Wkrótce wyrusza w kilkumiesięczną podróż po Chinach, Korei Północnej i Japonii, którą będzie można śledzić na blogu i Facebooku.
Japonię darzę dużym sentymentem. Choć nigdy nie byłam w tym kraju, jest to moje marzenie. Każda wzmianka o kulturze, historii tego kraju jest dla mnie wielką przyjemnością, nic więc dziwnego, że ten post czytałam z dużą przyjemnością. Ciesze się, że dzięki Tobie poznam również bloga Karoliny :) Dzięki :)
Wielkie dzięki za miłe słowa i zapraszam serdecznie na bloga! :)
Bardzo ciekawy post, dzięki :)
Czyli można powiedzieć, że większość bibliotek stosuje metodę japońską, jeśli chodzi o prezentację książek na półkach. :D