Czytanie za granicą – Irlandia
Dziś do Irlandii zabiera nas Kasia Hordyniec, kobieta na której książkę czekam z ogromną ciekawością, będzie się działo ;)
Irlandczycy czytają
Kasia Hordyniec
Irlandczycy czytają dużo, nie robią z tego filozofii, problem czytelnictwa nie jest szeroko dyskutowany w prasie i telewizji, nie budzi takich emocji jak u nas, bo o czym tu gadać, czyta się i już.
Po książki sięgają mężczyźni, kobiety, starzy i młodzi, profesorowie i kasjerki, krótko mówiąc prawie każdy.
Nie dbają przesadnie o książki, zaginają rogi, kładą na stolikach obok talerzy ze spaghetti bolognese i w pobliżu szklanek Guinessa. Niezmiennie doprowadza mnie to do rozpaczy, ale po tylu latach już się przyzwyczaiłam, że to, co dla mnie jest świętością, dla nich wprawdzie czymś więcej niż gazetą, ale nadal niczym wyjątkowym, ot papierowa historia do zaliczenia.
Nie mają tu zwyczaju trzymać książek w domu, chętnie korzystają z biblioteki, a jeśli kupują (najczęściej na lotnisku przed wylotem do ciepłych krajów), po przeczytaniu bez żalu oddają innym lub do charity shop, gdzie po sprzedaży zyski idą na biednych i potrzebujących.
W lecie, kiedy skończą książkę, często zostawiają ją tam, gdzie akurat są, na ławce w parku, w hotelu, pubie czy kawiarni. Preferują literaturę rodzimych pisarzy, zaraz potem brytyjskich i amerykańskich, bardzo trudno przebić się na ten rynek produkcjom spoza kręgu anglosaskiego, a spoza Europy to już w ogóle (pomijając USA oczywiście). Mimo takiego zawężenia geograficznego, nie muszą się martwić o brak lektury do czytania, uważają zresztą, że i tak wszystko, co warte zachodu, wychodzi właśnie w tych krajach, a i tak jeden człowiek nie zdąży przeczytać wszystkich książek świata, to po co się stresować?
Oczywiście te obserwacje dotyczą zwykłych ludzi, nie kręgów uniwersyteckich.
Jeśli chodzi o gatunki literackie, to bardzo mocno trzyma się chic-lit tak zwany, czyli tu to jest ‘literatura dla lasek’, a u nas kobieca czy, jeśli ktoś chce być złośliwy, babskie czytadła. Jak już wspomniałam, najpopularniejsze są autorki rodzime. W ogóle literatura irlandzka jest niezwykle promowana, wystawiana w księgarniach na widocznych miejscach, zawsze numer jeden. Dopiero potem cała reszta. Ten naród jest zawsze dumny z dokonań rodaków i nie ma takiego mechanizmu, jak u nas, że zaraz po tym, jak ktoś staje się popularny, trzeba go sprowadzić do parteru. Tu się kocha swoich pisarzy bezwarunkowo.
Irlandczycy cenią sobie historie, z którymi mogą się identyfikować, bo dotyczą miejsc, które znają, problemów, które i im nie są obce, jak ostatnio kryzys, brak pracy, jednakże nie bardzo lubią, kiedy to wszystko jest traktowane zbyt poważnie, najchętniej wszystkie trudy dnia codziennego obracają w żart, włącznie z polityką. Oczywiście nie dotyczy to problemów społecznych typu molestowanie seksualne czy ich trudna historia – pralnie sióstr Magdalenek, ciężki los kobiet dawniej, głód i najazd Brytyjczyków – to zawsze na poważnie i z reporterską czy historyczną pieczołowitością.
Panowie chętnie sięgają po reportaże, opracowania z dziedziny ekonomii czy nauki, takie lżejsze gatunkowo. Kryminały uwielbiane są przez wszystkich. Zauważyłam, że skandynawskie i islandzkie też się powoli przebijają, ale nie tak jak u nas.
To jest kraj ludzi, którzy są wierni jednemu gatunkowi herbaty tak długo, jak jest produkowany i zabiera się paczuszkę tejże ze sobą na wakacje. To samo mają z czytaniem, jak już spodoba się pisarz – czytają wszystko, co wyda. Bardzo lojalni marce.
Biblioteki to nadal jedno z najpopularniejszych miejsc, do których się idzie nie tylko po książki, ale na spotkania grup kreatywnego pisania, poetyckich czy book clubów. Może wynika to z pogody, nie mam pojęcia, ale spotkanie przy kominku, z kubkiem kawy w dłoniach, to nadal bardzo ceniona forma rozrywki w zimie. Na lato zawiesza się te kluby, mamy tu tak mało dobrej pogody, że jak już jest, siedzi się do późna na jednej z dziesiątek plaż wokół albo u siebie w ogrodzie.
Korci mnie, żeby powiedzieć, że młodzież czyta mniej, ale i to nie jest do końca prawdą, bo popularność gier komputerowych i seriali, zachęca do sięgania po książki, na podstawie, których nakręcono film, czy takich, które opisują, co było po czy przed daną historią, albo opisujące świat z gry; a jak już złapią bakcyla, nie poprzestają na jednym czy dwóch tytułach.
Często dziwi mnie widok chłopaka, taki typ wypracowany na siłowni, tatuaż, ostrzyżony prawie na łyso, w opiętym podkoszulku, który wsiada do autobusu i po chwili wyciąga jakiś kryminał i całą drogę, ok. 5 godzin, czyta. Tu wszystko wymyka się stereotypom i tak też jest z czytelnictwem.
Ceny książek, w stosunku do zarobków, są na poziomie równowartości 2 do 3 godzin pracy, ale wydaje się je w różnych formatach i zaraz po tym najdroższym w twardej oprawie z obwolutą, wychodzi w miękkiej, potem mniejszy, aż wreszcie kieszonkowy; są też wydania specjalnie szykowane na lotniska, lekkie i poręczne, tańsze, żeby nie było szkoda kupić kilka i zostawić w hotelu. Poza tym ludzie wymieniają się książkami, z uwagą – jak skończysz, podaj dalej, albo kupują w charity shopach (second hand). W każdym razie, jeśli ktoś chce, może czytać prawie albo całkiem za darmo, a od czasu wprowadzenia Kindla, cena już w ogóle nie jest przeszkodą, tytuły w języku angielskich bardzo szybko są w dobrej cenie.
A na koniec pewnie Was zaskoczę – nie ma piractwa. Po prostu.
O mnie
Kasia Hordyniec – blogerka (Notatki Coolturalne) felietonistka, tłumaczka. Mieszka na północy Irlandii. Założyła i prowadzi na zasadzie wolontariatu polską bibliotekę przy polonijnej szkole.
Photo credit: foliobooksnoevalley / Foter / CC BY-SA
Bardzo podobne spostrzeżenia ma moja przyjaciółka mieszkająca w Belfaście :) Co byś poleciła ze współczesnej literatury irlandzkiej? Nie musi być „ą” „ę”, może być dobry chicklit, ale nie Ahern proszę, bo znam ;)
Kasia mi kiedyś poleciła Maeve Binchy – i to jest właśnie takie chic-lit. Mnie pasowało.
Też czekam na książkę Kasi!
Też oczywiście czekam :)
Przepraszam, nie mam pojęcia, jak mogłam przegapić komentarze, ta nowa strona Janka jest taka nowoczesna, że się babcie gubiom tu. Janek!!!
Z irlandzkich pisarek to ja faktycznie lubię najbardziej Maeve Binchy, potem Patricia Scanlan (w Polsce już jest coś przetłumaczone), z kryminałów Brian McGilloway Na granicy i jeszcze drugi tytuł, ale nie pamiętam, dzieje się na moich terenach czyli Derry i trochę Donegal, Letterkenny, czyli miasto gdzie mam bibliotekę. Emma Donahue jest Irlandką, ale nie mieszka już dawno tutaj, więc nie wiem, jak ją zakwalifikować, ale lubię. Colm Toibin w Polsce Brooklyn wydano, może coś jeszcze? Bardzo bardzo. Jak mi się coś jeszcze przypomni, wrócę i napiszę