Czytanie za granicą – Chiny
Kiedy czytacie książki na czytniku, rozmawiacie przez telefon i korzystacie z komputera, to ten sprzęt ma na pewno jakiś element z tego kraju. Tym razem pierwsza wyprawa do Chin.
Jak Chińczyk książki czyta i dlaczego z sukcesem w tytule?
Artur Polkowski
Jeżeli spytać Chińczyka, czy w jego kraju książki się czyta, to w odpowiedzi otrzymamy wykład na temat 5 tys. lat historii chińskiej cywilizacji, która cały ten czas niosła kaganek oświaty dla całej ludzkości, przynosząc nam papier i ruchomą czcionkę na długo przed niejakim Gutenbergiem. Dlatego lepiej nie pytać. Lepiej zbadać temat samemu.
Na tropie książki
Pomyślałem, że śledztwo rozpocznę od biblioteki. Wszak tam książek jest od groma. A jak jest tam książka, to i czytelnik powinien się jakiś się znaleźć. Wychodzę od siebie z domu, na ulicy gwar jak zwykle, ruszam przed siebie, jeden krok, drugi, doliczyłem do piętnastu i oczom nie wierzę, trzech Chińczyków montuje mi bibliotekę przed nosem.
Biblioteka gabarytami maleńka, jakieś półtora metra szerokości, trzy długości i wysokości typowego Azjaty. Wczoraj jej jeszcze nie było, dziś już jest, tak to już w Chinach bywa, krajobraz zmienia się dynamicznie.
Budka działa bardzo prosto. Każdy, kto posiada chiński dowód osobisty może użyć go do wypożyczenia dowolnej książki wystawionej w gablocie. Dokładnie tak jak się kupowało batony z automatu na korytarzu szkolnym – wystarczy wpisać kod półki z książką, a automat wyrzuci nam daną lekturę.
Dla Chińczyków taki sposób na książkę to też novum
Podobny system, choć w wersji niezautomatyzowanej widziałem w parokrotnie w Chinach w różnych miastach. W parkach stoją małe szafy, z których można sobie wziąć dowolną książkę. Co prawda są z reguły jakieś pożółkłe stare tomiszcza, ale jak mówi stare chińskie powiedzenie, lepszy rydz niż nic.
W tramwaju zaglądam przez ramię
Takie śledztwo to mi się podoba – pomyślałem. Pierwszy trop już po piętnastu krokach, co będzie po setce?
Nie zrezygnowałem bynajmniej z zamysłu odnalezienia prawdziwego gmaszyska biblioteki. Udałem się na przystanek autobusowy po drugiej stronie, lawirując między autami stojącymi w korku. Zerkam na ludzi czekających na przystanku. Tłum wije się i faluje. Autobusów jest tu mnóstwo, jeszcze więcej turystów. Nie wiedzą którą linią jechać. Wszyscy przepychają się pod tablicę z rozkładem, krzyczą do pobratymców, do dzieci, do żony, do męża i pudla na smyczy. Atmosfera mało intymna i mało sympatyczna. Zapewne dlatego na przystanku nikt nic nie czyta.
Autobus podjechał. Tłum rozczłonkował się. Jedna z macek wystrzeliła w kierunku szoferki. Kto pierwszy, ten lepszy. Ja też biegnę, bo tu ostatni nigdy nie stają się pierwszymi. Ostatni po prostu nie wsiadają. Pięć podeptanych Chińczyków w japonkach i pięć wysapanych buhaoyisi później udało mi się zająć strategiczną pozycję na końcu wehikułu, skąd mogłem obserwować rozpościerający się przede mną krajobraz czarnych głów. Ledwie autobus ruszył, czarne głowy jak na komendę wyciągnęły swoje telefony i zapadły w trans hipnotyzowane kolorowymi treściami z ekranów. Brak śladów obecności jakiejkolwiek książki. Nawet czasopisma odeszły już do lamusa. Gazety? To jest dopiero relikt przeszłości!
Chińczycy widać wyszli z założenia, że to oni papier odkryli i oni mogą go pogrzebać. Dziś jeżeli ktoś czyta w Chinach, robi to coraz częściej na komórce lub na tablecie. Tak jest po prostu wygodniej. Książka jest ciężka, trzeba ją nosić, trzeba o niej pamiętać, w dodatku jest droższa niż jej elektroniczny odpowiednik. Chińczycy to naród bardzo pragmatyczny i w tym pragmatyzmie wybrał e-booki i internetowe nowele, które można subskrybować za parę groszy miesięcznie. Choć tak między nami, to prawda jest taka, że częściej widuje się Chińczyka oglądającego na telefonie łzawe romanse niż czytającego cokolwiek.
Co robić w bibliotece i dlaczego nie czytać?
Wchodzę do biblioteki. Mijam regały z książkami, szukam czytelni, bo mój niezawodny nos detektywa mówi mi, że tam ukrywa się czytelnik. Wchodzę do czytelni. Zmęczony godzinną przejażdżką na stojąco, chciałbym usiąść, odsapnąć, oczyścić umysł w tej przepiękniej ciszy dookoła. Jak cisza może być przepiękna? Kto żyje w Chinach ten wie, że cisza to towar deficytowy. Jak jest okazja, trzeba się ciszą upajać, każdą jej minutą, sekundą, nawet milisekundami jeżeli ktoś potrafi.
Tak sobie o tym wszystkim rozmyślam i mijam pierwszy rząd, mijam drugi i dziesiąty. Przede mną jeszcze jakieś dwadzieścia, ale już czarno to widzę. Wszystko zajęte. W panice rozglądam się dookoła. Może są jakieś ławy, cokolwiek. Ławy zajęte. Fotele zajęte. Kąty zajęte. Podłoga zajęta… częściowo.
Biblioteki, szczególnie te uniwersyteckie tętnią życiem. Nie zawsze jest to życie czytelnicze jednak. Studenci głównie przychodzą do biblioteki, bo to jedyne miejsce w promieniu paru kilometrów, gdzie faktycznie mają szansę skupić się na nauce. Większość z nich żyje w akademikach w pokojach wieloosobowych. Nie ma tam ani warunków do nauki ani żadnej prywatności.
Dlatego zakamarki biblioteki traktuje się jako przedłużenie akademika. Tu można odespać zarwaną noc (bynajmniej nie na hulankach, bo chiński student nie hula), tu można dokończyć obiad i złapać darmowy internet. Tajemnicą poliszynela jest, że biblioteka to też niezłe miejsce na schadzki. Wystarczy znaleźć jakiś ustronny kąt i pod pretekstem studiowania lingwistyki, zgłębiać tajniki uniwersalnego języka miłości.
Kupno książki a naprawa pralki
Nie do końca usatysfakcjonowany wynikami, postanowiłem ruszyć na poszukiwanie księgarni. Ponoć tam bibliofile gnieżdżą się setkami. Tylko jak znaleźć księgarnię?
Wbrew pozorom znalezienie księgarni w Chinach nie jest takie proste. W Polsce jeżeli zepsuje ci się pralka, to stracisz pięć godzin na znalezienie sklepu z odpowiednią uszczelką. W Chinach wiesz, że czeka ona na ciebie po drugiej stronie ulicy. Książka natomiast nie jest tu towarem towarem pierwszej potrzeby, więc trzeba się za nią trochę nabiegać.
Edukacja głupcze!
Małe księgarnie są rzadkością. Częściej są to spore markety w stylu naszego Empiku. I podobnie jak biblioteki – też z przeżywają oblężenie. Klienci natomiast dzielą się na tych, którzy przyszli kupić książki, tych którzy przyszli książki poczytać i tych, którzy przyszli zostawić tu dzieci.
Przedszkole? Nie, to zwykła księgarnia
Pierwsi kupują, bo po prostu lubią czytać. Albo próbują pokazać, że lubią, bo nowobogaccy często wpadają na pomysł, żeby urządzić sobie w gabinecie biblioteczkę tylko po to, żeby móc się potem fotografować na tle oprawionych skórę ksiąg i zgrywać oczytanego człowieka sukcesu.
Drudzy przychodzą, bo mogą dorwać w księgarni świeże pozycje za darmo. Koczują na maleńkich taborecikach, które co bardziej zapobiegliwi przynoszą ze sobą i czytają ile wlezie.
Trzecia grupa to znów pragmatyczni Chińczycy, którzy chcą zapewnić swoim pociechom jak najlepszy start i edukację, a nie zawsze ich na to stać. Za przedszkola trzeba słono płacić, więc czasami lepiej przynieść dziecko do księgarni, niech sobie pobiega z innymi, poczyta za darmo i do domu. Zdarza się nawet, że rodzice zostawiają w księgarniach dzieci na cały dzień, bo sami idą do pracy. Częściej jednak opiekują się nimi dziadkowie, dla których to najwyższy honor, dbać o prawidłowy rozwój intelektualny młodego pokolenia.
Co się czyta w Chinach?
Odpędzając się od dzieciarni, dotarłem do stoiska z bestsellerami. Co najczęściej czytają Chińczycy?
Poradniki, romanse, biografie, trochę fantastyki i dalej całą resztę z literaturą piękną na czele. Wspomniałem o chińskim pragmatyzmie? Stąd tak liczna reprezentacja poradników różnej maści. Ponoć ponad 50% sprzedawanych książek to pozycje edukacyjne.
Najwięcej tych o biznesie. Im większa częstotliwość słowa “sukces” w tytule, tym lepiej się sprzedają. Są to głównie tłumaczenia zachodnich książek, ale nie tylko. W tym kontekście biografia Steve’a Jobsa jest tu niezaprzeczalnym hitem, zważywszy na to jakim fanatyzmem otoczone jest logo z jabłuszkiem w Państwie Środka.
Dalej są wszystkie inne teksty edukacyjne – o wychowaniu dzieci (żeby zostały multimilionerami albo gwiazdami pop i poderwały multimilionera), o nauce języków (magiczne sposoby na opanowanie tego diabelskiego angielskiego), książki kucharskie i poradniki zdrowotne.
Co by się czytało w Chinach, gdyby… było można?
Na ten stan rzeczy w chińskiej literaturze utyskują mądre głowy, literaci pisani z wielkiej litery L. Załamują ręce, że Chińczycy przestali czytać dla zwykłej przyjemności obcowania z lekturą. Martwi ich brak wrażliwości chińskiego czytelnika, brak chęci do poznania tekstów wymagających większego wysiłku intelektualnego. Wielu w tym gronie obwinia powszechnie panującą cenzurę, która zamyka usta autorom, którzy podważają rządowe aksjomaty. Jeżeli problemy w Chinach oficjalnie nie istnieją, to nad czym tu dywagować? Jak zadać czytelnikowi trudne pytania? Jak zatrząść jego moralnością? Jak krytykować?
Emeryci częściej wybierają inne rozrywki
W Chinach nikt się nad tym nie głowi, bo nie ma czasu. Czas to pieniądz i lepiej żeby nie uciekł od czytania bez sensu.
O autorze
Zamiast biurowców szklanych, mieszkania na kredyt i wersalki z Ikei wybrałem podróż w nieznane. Tak trafiłem do Chin. Po prostu spaliłem mapy i poszedłem przed siebie. Czasami wiatr smaga po oczach, przynajmniej czuję, że żyję.
Artur, autor bloga NoMoreMaps.com
Czyli w Chinach jest mniej więcej tak, jak u nas ;)
Bez przesady, w Polsce wbrew pozorom ludzie czytają.. Jak jeżdżę komunikacją miejską to zawsze kilka osób ma książkę (papierową czy czytnik). I najczęściej jest to literatura piękna lub fantastyka, czasami biografie lub publicystyka. Poradników raczej się nie widuje ;).
Raport o czytelnictwie w Polsce mówi dość jasno kto czyta, a kto nie w Polsce. Generalnie młodsi albo z wyższymi zarobkami z dużych miast i wyższym wykształceniem. To właśnie te parę ludzi z Twojego tramwaju. Sprawdź jednak polską wieś, ludzi, którzy żyją „byle do pierwszego”, bezrobotnych, emerytów… to grupy które statystyki mocno zaniżają. Te 50% Polaków w ogóle nie czyta.
Wychodzi, że Chińczycy mocno zaniżają średnią światową.
Z ciekawości – jaka jest średnia światowa?
Co do Chińczyków trzeba wziąć poprawkę na to, że jeszcze w latach 40. XX wieku 80% tego społeczeństwa było analfabetami. Myślę, że udało im się dokonać całkiem niezłego postępu przez ostatnie 75 lat. Jeszcze trochę potrwa zanim dościgną w statystykach kraje o dłuższym i bardziej powszechnym dostępem do literatury.