Ene, due – kto zginie pierwszy?
Kiedy byłem dzieckiem, tak wiem, że to prawie średniowiecze, jedną z najlepszych rozrywek była zabawa w chowanego. Aby zdecydować kto szuka należało najpierw zrobić wyliczankę. Tym razem wylicza M.J. Arlidge
W Southampton zaczynają znikać ludzie, zawsze giną parami, a wraca tylko jedna osoba z zaginionych. Przy pierwszej parze jeszcze nie ma wzorca, przy drugiej coś zaczyna się coś klarować, przy trzeciej już wiadomo, że w mieście jest seryjny morderca. Helen Grace, policjantka z pokręconą przeszłością, będzie chciała szybko znaleźć sprawcę, ale w tej sprawie nic nie będzie takie, na jakie wygląda.
Kryminały dzielę na dwa rodzaje, te w których jest jakaś zagadka, którą czytelnik może rozwiązać i te w których nie ma czego rozwiązywać, bo autor postawił na „dzianie się”. Aby były udane, to w tych pierwszych zagadka musi być ciekawa, a w tych drugich musi dziać się dużo i z sensem. Ene, due, śmierć jest przedstawicielem tego drugiego rodzaju, udanym przedstawicielem trzeba to jasno powiedzieć. Kiedy zaczynałem czytać nie wiedziałem czego się spodziewać, bo zdarza się, że osoby które tak jak autor pracowały w telewizji nie do końca radzą sobie z medium jakim jest książka. Są oczywiście chlubne wyjątki jak choćby Neil Gaiman, ale tutaj to była niewiadoma. Okazało się, M. J. Arlidge daje sobie świetnie radę. Książka jest napisana bardzo dynamicznie, dzieje się naprawdę dużo, fabula pędzi do przodu, a my dość szybko zaczynamy kibicować Helen w jej śledztwie. Za każdym razem, kiedy znika kolejna para mamy nadzieję, że może tym razem jej się uda, a reszta książki to będzie już tylko poszukiwanie mordercy. Historia niesie ze sobą sporo zaskoczeń zarówno jeśli chodzi o sprawy prywatne naszej bohaterki, jak i śledztwo będące główną osią fabuły, autorowi udało się wymyślić kilka całkiem niezłych rzeczy. Co prawda nie ustrzegł się do końca stereotypów, musiał pojawić się gliniarz rozwodnik z problemem alkoholowym i kłopoty w dzieciństwie, ale przyznam szczerzę, że nie raziło mnie to zbytnio. Jedyną sprawą, która nie do końca mnie przekonała, to temat komórek, wydaje mi się, że z każdej, nawet takiej zablokowanej kodem i bez karty SIM da się zadzwonić na numer alarmowy, ale może te angielskie działają trochę inaczej?
Książkę przeczytałem błyskawicznie, chyba w dwa wieczory, bo jest napisana w ten sposób, że trudno ją dzielić i czytać powolutku. Cały czas chcemy się dowiedzieć co będzie dalej, jedyne spokojniejsze fragmenty dotyczą jednego ze współpracowników głównej bohaterki. Język jest bardzo obrazowy, widać, że M.J. przeszedł świetną szkołę przy pisaniu scenariuszy, a praca przy serialach telewizyjnych nauczyła go jak unikać dłużyzn. Przyznam jednak szczerze, że choć Ene due śmierć jest świetnym tytułem ma jedną wadę, kiedy odkryjemy wszystkie karty jakimi zagrał autor nie będziemy najpewniej chcieli do niej wracać. Gdy już wiemy, kto za tym wszystkim stoi, prawdopodobnie nie sięgniemy po nią po raz drugi, jednak z całą pewnością będziemy chcieli więcej i więcej Helen Grace.
Informacja tramwajowa
Czytać tramwaju, jak najbardziej, ale może lepiej jak za oknami pojazdu będzie jasno, bo w innym przypadku możemy się podejrzliwie rozglądać po współtowarzyszach podróży. A nuż ktoś spróbuje nas porwać ?
Tytuł: Ene, due, śmierć
Autor: M.J. Arlidge
Do tramwaju: jak najbardziej
Ocena czytadłowa: 5+/6
Tytuł jest rewelacyjny :D Nie jestem przekonana jednak do książki, do moich rozterek doszło „kiedy odkryjemy wszystkie karty jakimi zagrał autor nie będziemy najpewniej chcieli do niej wracać.”
Laro, a tak szczerze, to do ilu książek wracasz? ;)
Nie wracam na zasadzie „czytam od początku do końca”, a raczej wracam do fragmentów, na które mam ochotę :D
Można zadzwonić na numer alarmowy bez karty SIM
Sprawdziłem , nawet jak jest blokada ekranu to można. Nawet na iPhone ;)
Świetny podział kryminałów – zgadzam się z nim całkowicie :) A co do tego porwania w tramwaju… Chyba nie musimy się obawiać jeżeli jedziemy w pojedynkę? Poza tym zawsze jest opcja, że to jednak my wrócimy ;)
Sądząc po fabule to trudno powiedzieć co gorsze, czy wrócić, czy zginąć :/
Ahhh, zapomniałam o tej karcie sim, a przy czytaniu też mnie to ukłuło! Ale przyjmijmy, że licentia poetica i te kryminalne telefony funkcjonują inaczej ;)
Albo są to walkie talkie które wyglądają jak telefon ;)
Oooo, to jest myśl!
Ci mordercy, tacy perfidni, tacy sprytni :D
[…] to uwagi, ale faktycznie, jedna sprawa wydaje się być niezbyt realna. Wyszła w trakcie rozmowy z Jankiem, który zapytał mnie – „no dobra, ale dlaczego właściwie nikt nie zadzwonił pod […]
Podobny motyw zniknięcia dwóch osób i wracania jednej był poruszony w filmie W^Z (w delta z), znasz?