[Z zakurzonej półki] Absurd!
Znika syjamski biały słoń królewski! Bzdurne książeczki dla dzieci i śmiech ze szkółek niedzielnych! Czym można dostać po łbie, redagując gazetę w Stanach! Naukowa sprzeczka w przestworzach! Osobliwa wizja nieba, w którym wiele robić trzeba! Sztuka doprowadzania przewodnika do pasji! Piorunofobia! Sensacyjne humoreski, w których siekiera w głowach dzieci to zaledwie jednozdaniowy epizod! Dziwy, absurd i skandal, bez trzymanki, a inteligentnie – czyli jak się Twain do krótkich form zabierał!
Humoreski amerykańskiego klasyka zostały mi polecone… i to właściwie tyle. O powód się nie dopytywałem, humoresek nie czytuję, a Twain mimo kilku wyjątków ominął mnie szerokim łukiem. Podszedłem z otwartym umysłem, nie wiedząc w zasadzie nic. Odszedłem – wiedząc coś, czego za nic nie potrafię uporządkować. Ale to taki przyjemny bałagan w głowie, wynikający z lektury naprawdę pomysłowych krótkich tekstów, które w warstwie znaczeniowej i fabularnej przeczą wszelkim zasadom, jakich należałoby się, przypuszczalnie, kurczowo trzymać. Ale od początku, bez pośpiechu, bo nie chciałbym wywołać u Was niestrawności.
Wydanie, z którego korzystałem, zawiera 10 wybranych tekstów Twaina: w większości kilkustronicowych, zaledwie dwa liczą stron ponad trzydzieści (samego wydania nie polecam – korektor korzysta chwilami z dość kontrowersyjnej interpunkcji, jakieś spacje stawia przed dwukropkami, literówkami raczy, nawet gdzieś „przekonywujący” się wkradł). Są to opowiadanka przesiąknięte absurdalnym, nierzadko czarnym humorem, oparte na dość fantazyjnych fundamentach, niesamowicie przewrotne i obfitujące w niespodziewane, wyjątkowo nierealistyczne zdarzenia. To żart tego typu, że książęcy słoń ma być przekazany „na ręce” królowej Wiktorii, ale ucieka i demoluje pół Stanów Zjednoczonych (stary motyw, ostatnio poznawany przeze mnie chociażby w utworze Murakamiego). Do wyjątkowo nieżyciowego śledczego – którego zachowanie autor udanie obśmiewa, tworząc satyrę na profesję detektywa geniusza, tego książkowego – docierają znienacka informacje, że uciekinier właśnie potopił pół miasteczka wyplutą przez trąbę wodą z cysterny. W innej noweli bohater trafia do złego nieba, a gdy czytelnikowi wydaje się, że na tym oparta będzie fabuła, akcja przenosi nas do nieba prawidłowego i pokazuje wizję zaświatów tak skrupulatnie omówioną, tak olśniewająco zarysowaną, a przy tym żartobliwą i bogatą kontekstowo, że potrafi zadziwić i wciągnąć z siłą huraganu (mowa o „Wizycie kapitana Stormfielda w niebie”, chyba najpopularniejszym utworze ze zbiorku). Nie będę dużo zdradzał, ale ta fantazja autora pozwala przenieść się do innego świata – bezkompromisowo odbitego w krzywym, Twainowskim zwierciadle.
Sięgając po „Humoreski”, możemy liczyć na bogaty przekrój tematów bardzo od siebie odległych, tworzących dużą różnorodność proponowanych treści. Bije z nich przekora, obraz świata prychającego na zasady, śmiech tyle głupkowaty, co błyskotliwy, tak niewinny, jak gorzki i makabryczny. Pisarska zabawa Marka Twaina może się okazać zabawą czytelnika, jeśli ten przyjmie jej zwariowaną koncepcję, widoczną na każdym kroku przesadę i humor, którego nie spotyka się na co dzień. Wtedy „Humoreski” będą tylko i aż bardzo ciekawymi opowiastkami, opisanymi językiem lekkim i płynnym. Takim, jakiego przy czystej literackiej rozrywce, na odreagowanie po cięższej lekturze, każdy z nas łaknie.
Wziął pióro, papier i rzekł:
– Teraz proszę o imię słonia.
– Hassan Ben Ali Ben Selim Abdullah Mohammed Mose Alhammal Dżamsczedsiboj Dhulig Sultan Ebu Buhdar.
– Bardzo dobrze. A przezwisko?
– Dżumbo.
– Doskonale…
Podsumowanie:
Tytuł: Humoreski
Autor: Mark Twain
Wydawca: Randall & Sfinks 1991
Moja ocena: 7/10
Przyznam szczerze, że nie wiedziałam iż autor popełnić takie dzieła. Nigdy też bardziej się jego twórczością nie interesowałam, znając najbardziej popularne tytuły. Być może w przyszłości nadarzy się okazja i sięgnę po Humoreski :)
Do mnie Twain trafił nagle, więc może tak samo będzie z Tobą :)
Popatrz, popatrz. Waszmość Twainowymi „Humoreskami” szczujesz :-D
A ja się wybrałem do samego „Jądra ciemności”, przez „Młodość” ;-)
O, o! Pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz? ;) Jakieś sprawozdanie z tej podróży winno być spisane… koniecznie!
Będzie, jeszcze w tym tygodniu :-)
No, przypomniały mi się szczenięce lata i lektury Twaina. W nastolectwie miałem tak, że jak coś mi podeszło jednego autora/autorki, to czyściłem półki w bibliotekach wszelakich, by poznać dzieła wszystkie. Nie było łatwo, bez wiki i w ogóle, ale akurat Twain był stosunkowo łatwy do zdobycia. Z humoresek, które właśnie najbardziej mi podchodziły, to jeszcze pamiętam tę o zejściu Szatana na ziemię („Listy z Ziemi” chyba), „Prostaczkowie za granicą” i „Pamiętniki Adama i Ewy”. Lepiej mi wchodziły niż klasyczne opowieści o TS i HF.
Nie było wiki, ale była pani bibliotekarka, zapewne zawsze służąca pomocą ;)
No właśnie, krótkich form Twaina było więcej, w moim skromnym wydaniu zabrakło tych, o których wspominasz, więc będę polował na inne. Zwłaszcza że to bardzo przyjemna lektura i sprawdza się idealnie między większymi objętościowo pozycjami.
Fakt, były panie bibliotekarki, była też Encyklopedia PWN i małe skrzyneczki z fiszkami ;)
Wspomniane przeze mnie pozycje mają bliżej do pamfletów niż humoresek, ale lubię bardzo. I polecam.