[Z zakurzonej półki] Ze świątecznymi życzeniami…
Myślicie, że można zrecenzować Ducha Świąt? Takiego, który nieprzerwanie od ponad 150 lat nawiedza domy i serca ludzi otulonych ciepłem świątecznej dobroci? Widzicie, Charles Dickens swoją twórczością zapewnił sobie życie wieczne. Co roku powstają dziesiątki ekranizacji jego utworów – najobficiej oczywiście wznawia się klasyczną Kolędę prozą – a także nowe papierowe wydania ze świeżymi, premierowymi tłumaczeniami. Podobnym prezentem postanowił obdarować swoich czytelników Zysk i S-ka, wznawiając w chwalonej przeze mnie wielokrotnie formie (twarda, chropowata oprawa z obwolutą) dwie świąteczne historie Anglika – Opowieść wigilijną i Nawiedzonego. Tę pierwszą czytałem w starym przekładzie rok temu, na święta, teraz z przyjemnością powtórzyłem lekturę własnego egzemplarza i dołączyłem do tego drugie opowiadanie. Oba w nowym tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego.
Historię Scrooge’a zna każdy – powstrzymam się więc od przybliżania jej. Nawiedzony natomiast jest opowieścią o samotnym profesorze chemii, którego odwiedza widmo i proponuje pewien pakt. Oczywistą rzeczą jest, że widmom i innym zjawom wierzyć nie wypada, lecz mimo to Redlaw – bo tak zwie się nasz bohater – przystaje na kuszenie ducha. „Zapomnisz wszystkie smutki, krzywdy i strapienia, jakich zaznałeś (…) Nawykły one pokazywać się w ogniu, w muzyce, wietrze, w głuchej ciszy nocnej” – rzekło widmo, dodając, że przepadnie „splątany łańcuch uczuć i skojarzeń”, tych złych, zapewne, i dobrych. Po fakcie nieproszony gość zapomniał dodać, że Redlaw na drodze bliskiego kontaktu z ludźmi będzie im przekazywał swój „dar”, a czasem bywa tak, że dobre wspomnienia to jedyne, co trzyma nas przy życiu. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie z ust bohatera wymknie się ten rozdzierający wyrzut: „Jestem skażony! Zarażam! Pełen jestem jadu zatruwającego umysły, mój i innych! Gdziekolwiek wyczuję ciekawość innych, współczucie, sympatię – pod moim wpływem kamienieją!”.
Zawsze ceniłem u Dickensa wielowymiarowość opowiadanych historii. Potrafił on wprowadzać do utworów domową atmosferę, serdeczne, rodzinne rozmowy przed wieczerzą, w sam raz na czytanie przy choince, z kubkiem gorącego kakao w dłoniach, a jednocześnie przełamywał te błogie chwile niewypowiedzianą grozą zarówno z zaświatów, jak i kryjącą się w smutku, biedzie i samotności zwykłych ludzi. Także Nawiedzony staje się wieczorną opowieścią błądzącą w przeszłości, nostalgiczną i melancholijną. Takiego obrazu dopełnia częściowo archaiczny język, który z uwagą i wiernością oryginałowi naśladuje Łoziński. Te anaforyczne akapity Dickensa, w których opisuje zimę i wszelkie jej przedświąteczne przejawy z niebywałą finezją, głębokie obserwacje skrywanych w ludziach uczuć i przemiany bohaterów, będące znakiem rozpoznawczym prozy autora, są wyrazem mistrzowskiego stylu pisarza.
Powracając jeszcze na sekundę do Nawiedzonego – Dickensowskie obrazy nie są tutaj tak mocne, jak w Opowieści wigilijnej, nie dziwi więc, że to Scrooge stał się kulturowym symbolem. Był bardziej oczywistym bohaterem, szturmem wdzierającym się do wyobraźni, Redlawa natomiast trudno rozgryźć, bo nie jest tak wyrazisty. Mimo to jest coś, co w tym opowiadaniu skłania do równie silnej refleksji: o ile w Kolędzie prozą wizje zła i nieżyczliwości, smutku z przeszłości i życia bez przyszłości były senną konwencją, odkrywaną przez duchy stojące przy ciepłym łóżku, o tyle w Nawiedzonym nie ma bariery nadprzyrodzonej, to dzieje się naprawdę, Redlaw przez osobliwy pakt z widmem prowadzi do gnicia każdą ciepłą relację, jaką napotyka na swojej drodze. W tym tkwi przerażający pierwiastek tej historii, nawet jeśli zostaje ona w tyle pod względem rozpoznawalnych momentów fabuły i kreacji bohaterów: Cratchittowie są o niebo sympatyczniejsi od Tetterbych, Scrooge lepiej nakreślony niż Redlaw. Obie opowieści jednak w pewien sposób się dopełniają, a czytane w okresie świątecznym oferują moc wrażeń, które mogą zrekompensować brak śnieżnej chmurki za oknem.
Wydawnictwo Zysk i S-ka postarało się o oryginalne ilustracje z pierwszego wydania książki w 1843 roku (które możecie podziwiać gdzieś tutaj, po bokach), autorstwa Johna Leecha, Johna Tenniela, Clarksona Stanfielda i Franka Stone’a. Rysunki dopełniają całości świetnego wydania, wraz z ładną, jasnobrązową kolorystyką niektórych napisów, z pięknie zdobionymi inicjałami, dużą czcionką i miłym w dotyku papierem. Dobrze mieć takie cudo na półce i dobrze jest nie dać mu się zakurzyć. Zakończę słowami samego autora z dwuzdaniowej przedmowy o pewnej idei: „Oby domy wasze nawiedziła radośnie i nikt nie chciał gnać jej precz”. Chyba każdy czuje w sercu, cóż to za chlubna myśl.
Podsumowanie:
Tytuł: Opowieści wigilijne
Autor: Charles Dickens
Wydawca: Zysk i S-ka 2014 (premiera: 1843)
Moja ocena: 7/10
Dołączam się do wczorajszych życzeń Oisaja, a od siebie jeszcze życzę Wam, by te święta upłynęły w ciepłej, rodzinnej atmosferze spokoju i miłości, by wysprzątały Wasze serca ze złych emocji i na Nowy Rok uzbroiły w taką siłę, aby każdy dzień zamieniała ona w wart zapamiętania, a każde słowo i uczynek w magicznie piękne oznaki wzajemnego wsparcia i życzliwości. Sobie też życzę, by było z czego odwzajemniać te pozytywne impulsy :)
I ja też dziękuję, że czasem tu zaglądacie!
Uwielbiam tę książkę i różne jej wersje filmowe i animowane.
I wzajemnie! Niech się święci!
Tych wersji jest tak dużo, a ja w każdej odnajduję coś fantastycznego – na tym chyba polega fenomen opowieści Dickensa ;)
Taką książeczkę, to aż miło byłoby zobaczyć pod choinką :)
Ja dostałem w okolicach mikołajek, ale chciałem odczekać, żeby zrobić sobie z niej świąteczną ucztę ;)
Najlepsze życzenia dla całej załogi Tramwaju! :)
Dziękujemy i odwdzięczamy się równie pięknymi życzeniami :)