[Wrzesień & październik] okiem Secrusa
Tytuł wpisu nie jest żartem! Dziś podsumowuję dwa minione miesiące razem, dzięki czemu przyjrzę się podwójnej liczbie filmowych pereł, pochwalę się podwójnie bogatym stosem i opowiem o podwójnej ilości książek, które zajęły mi długie jesienne wieczory. Tekst będzie obszerny, ale to przez to, że zawiera duży kawał mojej ostatniej działalności, a ta była dynamiczna i pokaźna. Wobec tego do dzieła – palce na przyciski przewijania strony, oczy gotowe do śledzenia literek i zdjęć, klawiatury w gotowości do spisywania komentarzy – zajmijmy się tym dzbanem obfitości ;)
WRZEŚNIOWO-PAŹDZIERNIKOWE ZDOBYCZE:
Tak, ja też nie wierzę w to, co widzę… Za mną bardzo książkowe dwa miesiące, a przede mną miesiące nad wyraz pracowite, bo spora część tytułów to egzemplarze recenzenckie. Na szczęście dla wolnej przestrzeni w moim pokoju pozbyłem się też ok. dziesięciu książek, w tym ponad połowę podarowałem Oisajowi przy okazji Targów Książki w Krakowie (nie tak, żeby na własność, ale dla Was – jako konkursowe zaplecze na przyszłość ;p). Zapewne chcecie wiedzieć: co, skąd i dlaczego, więc nie trajkoczę już i w wielkim skrócie podaję:
„Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa” to prezent urodzinowy od Ekstrawaganckiej.
„Sto najważniejszych scen filmu polskiego”, „Od Wajdy do Komasy” (znacie moją fascynację kinem wszelakim – nie mogłem przegapić tych pozycji i już podczytuję je z ogromną przyjemnością!), „Nigdziebądź”, „Życie i czasy Stephena Kinga”, „Nie gaś światła”, „Rogi”, „Tajemnica mojej matki”, „Najlepsza oferta”, „Z przejmującego zimna” i „Obcy” to wszystko egzemplarze recenzenckie dla portalu lubimyczytać.pl. Współpraca rozgorzała na dobre i książki spłynęły do mnie szerokim nurtem. Jak wiecie, wszystkie teksty po premierowej publikacji przedstawiam tutaj, więc niebawem możecie się spodziewać wysypu opinii na temat tych wszystkich nowości wydawniczych (dwie z nich, jak może pamiętacie, już zawitały w Tramwaju nr 4).
„Portret damy” jest pomyłką wysyłkową ze strony Prószyńskiego, a że to solidne i przyjazne wydawnictwo, pozwolili egzemplarz zostawić i nadesłali prawidłowy. I zostałem z cegłą, do której przeczytania jakoś się nie kwapię ;)
„Mój przyjaciel Meaulnes” (recenzja TUTAJ), „Johnny Porno” i „Powiastki filozoficzne” są efektem współpracy blogowej z wydawnictwem Zysk i S-ka. Niebawem recenzje Stelli i Woltera :)
„Sieroce pociągi” dostałem od wydawnictwa Czarna Owca, recenzowałem TUTAJ.
„Bota” i egzemplarz przedpremierowy „Inicjałów zbrodni” dostałem w prezencie od Oisaja, za co bardzo dziękuję ;)
Drugie „Inicjały…” to efekt szczęścia w losowaniu nagród na oficjalnym spotkaniu blogerów w Krakowie. „Fartowny pech” też wygrałem, ale już na spotkaniu poTargowym :)
„Wszystko zależy od przyimka” i „Profesor Stoner” to zakupy własne z Targów. Tę drugą książkę planowałem nabyć – ponoć świetny amerykański klasyk, którego nasi wydawcy przez długi czas po prostu omijali – natomiast „Wszystko…” nie mogłem nie kupić, gdy zobaczyłem siedzących przy stoliku panów Miodka, Bralczyka i Markowskiego, elegancko i z uśmiechem podpisujących najnowszą, wspólną książkę. Nie sposób opuścić takiej okazji, to było silniejsze ode mnie :)
FILMY:
Wrzesień był miszmaszem genialnych, bardzo dobrych i dobrych produkcji, w październiku mocno zwolniłem, za to przyjrzałem się bliżej Federico Felliniemu – na tyle, na ile pozwolił mi czas. Taki wybór to efekt miłości do kina włoskiego i chęci poznania największych dzieł reżyserów tworzących filmy autorskie. Kolejność od najlepszego do najgorszego, przy czym „najgorsze” były dla mnie filmy niezłe, bo na żadne przeokrutne pomyłki, całe szczęście, nie trafiłem. Trudno też o racjonalność rankingu, ponieważ filmy są na tyle odmienne, że różnica między ich poziomem rozmywa się. Wrzesień i październik to miłe ekranowe miesiące, choć chciałoby się poznać jeszcze więcej tak dobrych produkcji…
1) Miasto Boga – Wyciśnięto co tylko się da z tej tematyki, z widowiskowości akcji, z dramatyzmu oraz kreacji postaci i oryginalnie zrealizowano. Naprawdę zapada w pamięć!
2) Strasznie głośno, niesamowicie cicho – Jakie to smutne… Myślę, że film wyczerpuje temat 11 września – smutek aż się z niego wylewa, nakład emocji jest olbrzymi. Młody aktor wyśmienicie sobie poradził, a w jednej scenie łzy same cisnęły mi się do oczu.
3) Huragan – Pokrzepiająca bajka, ale zrealizowana od początku do końca, tak by trafiła do odbiorcy i oferowała ponaddwugodzinny seans pełen wrażeń. Washington po raz kolejny gra siebie w roli nieskazitelnego. Ładny, z morałem – USA :)
4) Pogorzelisko – Poważny i mocny temat podany godnie, z wielką kulturą. Spokojny i cichy film, który przykuwa uwagę na swój własny, oryginalny sposób. Nietrudno o pełne zaangażowanie w losy bohaterów.
5) La Strada – Bardzo mocno zapada w pamięć – to dzięki urokowi realiów i klimatowi nie do podrobienia. Tym razem u Felliniego niemal wprost, symbolika pozostała na drugim planie, ale „La Stradę” wystarczy czuć.
6) Noce Cabirii – Giulietta Masina wyśmienita w roli Cabirii. Ważny temat pokazany obszernie dzięki uwypukleniu losów jednej osoby. Prostota opowieści nie przeszkodziła przekazowi. Jak dotąd na równi z „La Stradą” w moim prywatnym rankingu filmów Felliniego. Na najwyższej pozycji, rzecz jasna ;)
7) Django – Dobre, naprawdę dobre. Te strzelaniny na końcu trochę na siłę, ale efektowność pierwsza klasa. Spodobała mi się koncepcja Tarantino i punkt widzenia w tej historii. Mimo wszystko „Bękarty wojny” pozostają w dorobku reżysera nie do przebicia…
8) Nebraska – Jest taki rodzaj wysmakowanego kina, które odbiera się każdym zmysłem, przeplatając uśmiech z zastanowieniem. „Nebraska” je szlachetnie reprezentuje. Słodko-gorzka opowieść idealna to chichotu i głębszej zadumy. Nie lubię wprowadzania czerni i bieli w nowych filmach, ale powiedzmy, że tutaj mi to nie przeszkadzało.
9) Przerwana lekcja muzyki – Pojedyncze momenty, które łapią za serce i każą się zastanowić, podwyższają ocenę – sceny z piosenką Skeeter Davis w tle są porażające. Bardzo dobrze ukazany temat.
10) Niezniszczalni 2 – Najlepsza część serii! Więcej, mocniej, lepiej, śmieszniej – doskonała zabawa gwarantowana :)
11) Przypadek – Świetna rola Lindy, duży wkład Kilara w odbiór filmu. Temat potraktowany z niezwykłym wyczuciem, a przy tym wcale nie przyciężki. Będę wracał.
12) Symetria – Dobre ukazanie środowiska, głęboka warstwa znaczeniowa i realia, które uderzają. Naprawdę solidny dramat więzienny.
13) Przygody Tintina – No dobrze, wysoka nota za śliczną animację i humor, który chwilami naprawdę bawi. Fajna intryga dla młodych-starszych, ale sprawdzi się też jako seans rodzinny :)
14) Amarcord – Klimat prowincjonalnych Włoszech wciąż mnie urzeka, ale tutaj nie poddałem się do końca urokowi scenerii i tematyki. Powrócę i liczę, że następnym razem zachwyci.
15) Tożsamość – Znakomity thriller, dobrze poprowadzona fabuła i zakończenie, które zazwyczaj przy takim temacie pozostawia niedosyt, a tutaj dało radę. Udany seans.
16) Gangster – Forma znakomita, dołożono starań, żeby widz wszedł w tę opowieść. Fabularnie tylko nieźle – przebieg zdarzeń nie przekonał mnie tak, jak bym tego chciał.
https://www.youtube.com/watch?v=c8MemMAILBQ – sprawdźcie ;)
17) Operacja Argo – Dobra robota od początku do końca. Napięcie stale rośnie, by osiągnąć pewien pułap i nie spadać z niego przez ostatnie pół godziny filmu.
18) Wałkonie – O młodzieńczej nieudaczności w życiu dorosłych mężczyzn. Smutny, niezwykle klimatyczny obraz z gorzkim przesłaniem. Początkujący Fellini…
19) Niebieski ptak – O samotności, braku punktu zaczepienia w życiu. Jako kolejny film Felliniego wywołuje podobne emocje, co poprzednie dzieła, ale w minimalnie mniejszym natężeniu. Dobry, choć nie zostanie długo w mojej głowie.
20) Niesamowity Spider-Man – Naprawdę dobra robota. Wszystko to już było, ale zawsze lepiej obejrzeć coś świeżego niż po raz piąty Spider-Mana z Maguire’m. Niezła rozrywka.
21) Panaceum – Dobrze się ogląda, choć chyba nikt z ekipy nie miał aspiracji, by uczynić ten film czymś więcej, nadać mu indywidualnego kolorytu. Płynie przyjemnym nurtem…
22) Erratum – Znów gęsty, lekko oniryczny klimat w polskim kinie. Znów zrobiony z rozwagą i wyczuciem, co pozwala wejść głęboko w historię. Zdjęcia i praca kamer męczyły. Przypominał mi chwilami „Wymyk”.
23) Skyfall – Jako człowiek, któremu Bondy zawsze były obojętne, muszę powiedzieć, że „Skyfall” jest rzetelnie wykonaną robotą. Podobał mi się, ale od zachwytów daleko.
24) Mroczny Rycerz powstaje – Nudzę się na „Mrocznych Rycerzach”…
25) Zostań, jeśli kochasz – Nie wywołuje takich emocji, jak filmy o podobnej tematyce. Troszkę nijaki, choć rozumiem widzów, którym się spodoba i którzy na nim zapłaczą. Bez rewelacji.
26) Agenci – Niezłe konkretne sceny i fajne poczucie humoru, ale całościowo to przeciętna komedia sensacyjna w luzackim stylu. Oprócz głównych bohaterów, niewiele stąd zapamiętam
A gdyby ktoś stęsknił się za moimi propozycjami krótkometrażowymi, to we wrześniu opublikowałem kolejny odcinek serii [Kino na skróty] na portalu Rzeczywiście24.pl. Odsyłam, bo przemyciłem też po części literacką tematykę ;)
Okładki filmów: www.filmweb.pl
KSIĄŻKI:
W ciągu tych dwóch miesięcy przeczytałem 11 książek, w tym dwie takie, których nie zapomnę do końca życia („Magiczne lata”, „Wilk stepowy”). Większość z nich już recenzowałem, dwa poznane Gaimany chyba nie zagoszczą w Tramwaju, bo Oisaj znakomicie Wam je opisał, natomiast dwa inne tytuły wciąż czekają na premierę w cyklu [Z zakurzonej półki].
Jeszcze przy okazji książek może parę słów o Targach Książki w Krakowie: po tylu relacjach pewnie znacie każdą minutę wszystkich wydarzeń, wiecie, jak było na obu spotkaniach blogerów, którzy autorzy rozdawali autografy, z którymi dało się porozmawiać i w ogóle – nie trzeba było przyjść, aby wiedzieć :) Ja natomiast pochwalę się dwoma zdobytymi podpisami, bo czemu nie:
Co się zaś tyczy samych wrażeń i emocji ze spotkań z blogerami: dawno nie poznałem tylu życzliwych ludzi w jednym miejscu, tak otwartych i radosnych. Trudno opisać, jak było mi miło i ciepło na sercu, gdy słyszałem głosy w stylu: „Aa, to ty jesteś Secrus!” i garść komplementów, gratulacji oraz chęć zwykłej wymiany zdań. Takie sytuacje dodają sił i motywacji, by nie przestawać i robić dalej to, co przynosi satysfakcję nie tylko mnie, ale choćby w małym stopniu także wam. Aż dziwnie się czułem, będąc kojarzonym z tekstów przez tak wiele osób, mogąc osobiście wysłuchać opinii i cieszyć się waszym towarzystwem. Do tego dowiedziałem się, że jestem blogującym czterdziestolatkiem, że „taa, jasne, ty to Secrus, na peeewno!” (Kaś :D) i w ogóle szok, że ja to jednak ja, a nie alter ego Oisaja :) To też było przemiłe, i te słowa, bym nie przestawał pisać, że o dziwo jestem normalny, że moje teksty są wartościowe – uśmiech nie schodził mi z twarzy, czułem wyrastające z pleców skrzydła, gotowe unieść wysoko ponad możliwości, i już cieszę się na spotkanie za rok. I ja naprawdę znam wasze blogi i je czytuję, niepotrzebne było zdziwienie :) Oisaj wiedział, w jaki sposób wprowadzić mnie w całą tę przebogatą blogosferę!
Myślałem, czyby się jakoś nie pokazać tutaj z ludzkiej strony, abym za rok nie wzbudzał podobnych odgłosów zaskoczenia, ale zdecydowałem, że nie: wciąż jestem tym rysunkowym Jackiem Orlando z avatara, wciąż Secrusem, który pisze dla was o starych i nowych książkach, robi podsumowania, komentuje i z radością wdaje się w dyskusje. Siedzi w Internecie, będąc mglistą wizualizacją własnych słów. Bo w słowach czuję się najlepiej i słowami chcę się z wami dzielić :)
Do zobaczenia za miesiąc!
Piękny wpis :) Ja niestety wpadłam na Twój blog dopiero po Targach. Dużo nas w blogosferze i sporo wartościowych stron mi przez to umyka. Ale mam zamiar zostać :) Piękny stos, ciekawa jestem niektórych tytułów, w wolniejszym czasie będę musiała poczytać „Tramwaj…” trochę archiwalnie.
Rozrośliśmy się do tego stopnia, że nie sposób poznać wszystkich wartościowych miejsc i do tego udzielać się na nich choćby od czasu do czasu. Tym bardziej mi miło, że nas odwiedziłaś (dwóch nas jest – motorniczych – gdyby ktoś pytał ;p) Ja już jakieś nieśmiałe kroki w kierunku poznania Twojego blogu czynię, też archiwalnie… ; )
Dopiero odkrywam tajemnice Waszego bloga, ale zdążyłam się zorientować, że jest Was dwoje ;)
Właściwie to jest nas dwóch plus czasem dołącza Viv ;)
Tylko czasem? ;)
Genialna Giulietta Masina i film La Strada. Oglądałam wieki temu, ale filmu nie da się skasować z pamięci. Miasto Boga też świetny film.
Masina podobno jest też rewelacyjna w filmie „Giulietta i duchy”, ale nie zdążyłem jeszcze obejrzeć w „Felliniowskim” październiku ;) „Miasto Boga” to mocne kino – bezkompromisowe, a przy tym nie do podrobienia.
Widzę, że na zakurzonej półce będziesz musiał zrobić trochę miejsca :-) ale warto – „Portretem damy” i „Obcym” na pewno nie będziesz rozczarowany.
Na zakurzonej właśnie się już nic nie mieści, a nowe-stare tytuły bez przerwy przybywają :) „Obcego” skończyłem jakiś czas temu i wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie (jeśli słowo „pozytywne” jest adekwatne w przypadku tej tematyki i stylu powieści), „Portret damy” trochę nie w moich klimatach (tak jak pisałem wyżej – nabytek przypadkowy) i nie wiem, kiedy albo czy w ogóle przysiądę do tej książki. Camus i le Carré natomiast najprędzej trafią do [Z zakurzonej półki] : )
A dlaczego spotkanie dopiero za rok?? Może Warszawa w maju? (Bo do Katowic to niestety nie dojadę).
I bardzo chętnie poczytałabym Twoje opinie o Nigdziebądź (a drugie co było – Ocean?) – Neila Gaimana nigdy za wiele! ;)
Za rok w Krakowie, do Warszawy wstępnie też planuję się wybrać ;)
Recenzja „Nigdziebądź” zostanie opublikowana na lubimyczytać.pl prawdopodobnie w ciągu miesiąca, a skoro Gaimana nigdy za wiele, to może wrzucę też na Tramwaj ;p Drugi był właśnie „Ocean…” pożyczony od Janka, ale od początku nie planowałem pisać recenzji, więc nie robiłem nawet notatek w trakcie lektury (a to taki mój mały rytuał). Mogę powiedzieć, że wrażenia tylko ciut słabsze niż przy „Nigdziebądź”, a nią byłem zachwycony. Śmiało mogę odsyłać do recenzji Oisaja – ja uwielbiam takie magiczne, nostalgiczne podróże do przeszłości, i może tylko dlatego „Ocean…” nie wchłonął mnie bez końca, ponieważ jeszcze nie wyszedłem z podziwu po „Magicznych latach” McCammona. No i postarzyłbym trochę głównego bohatera… tak o 5 lat góra – chwilami zgrzytały mi niektóre elementy fabuły. Ale poza tym uwielbienie Gaimana stale rośnie i niedługo spróbuję zweryfikować je przy „Gwiezdnym pyle”.
Jak może? „Nigdziebądź” obowiązkowo :D
Słuchaj, miałam DOKŁADNIE tak samo z „Oceanem…” – zaraz po nim czytałam „Magiczne lata” i – choć pełen magii – to wypadł mi blado. Te dwie książki nie powinny stać koło siebie. W ogóle „Magiczne lata” to inna półka, nic tam koło tego nie powinno stać. Wpis twój wciąż mam w oczekujących – a kiedy sama napiszę o McCammonie, nie mam pojęcia. Nie umiem. No nie umiem.
Odnośnie „Portretu damy” – już miałam pytać, czy bierzesz udział w wyzwaniu „czytamy opasłe tomiska”… ;)
Jak czytałaś „Magiczne lata” po „Oceanie…”, to jeszcze pół biedy, bo pierwsze wrażenia były żywe, a dopiero później przyćmił je McCammon ;) Cóż, mnie pisało się o Zephyr wprost magicznie – w takiej właśnie atmosferze odnajduję się najlepiej, wtedy przelewam myśli na papier niemal automatycznie, oddając wrażenia w 100%, bo przecież siedzą we mnie od zawsze i od dziecka starałem się je pielęgnować. Napisz o „Magicznych latach”, McCammon potrafi obudzić w głowie tyle obrazów i wspomnień, że po rozpoczęciu pisania same wołają o uwzględnienie :)
Na „opasłe tomiska” czytałbym 1119-stronicowego Sherlocka, leży tam na dole po lewej – „Portret damy” ma „tylko” 896 ;)
Dopinguj mnie od czasu do czasu, Bibliomisiek dopingował w pisaniu o Brazos i dałam radę (w notesie już jest). :) Z Magicznymi latami też się zmierzę, a co.
Sherlocka widziałam, tłuściutki. Czytałam to trzy lata. :)
Dopinguję, dla mnie każdy kolejny tekst o Magicznych latach jest na wagę złota, bo następne osoby nieznające tej książki mogą na nią trafić ;) Na Brazos też czekam, choć literacki western to jedna z tych rzeczy, których jeszcze nie skosztowałem i pewnie nieprędko spróbuję ;)
Mnie też czekają długie wieczory przy Sherlocku – kto wie, może aż trzyletnie…
CUDA CUDA, CUDA NAJPRAWDZIWSZE :D Mój entuzjazm już wymęczony pod wieczór, nie dam rady się rozpisać, ale RETY ile wspaniałości przeczytanych, zdobytych, obejrzanych i odwiedzonych :D Piękne miałeś miesiące, do zazdroszczenia i podziwiania :D
Napisała babeczka której października zazdrości pół książkowej blogosfery ;)
A druga połowa będzie zazdrościć, jak tylko wygrzebie się ze stosów zaległych książek ;)
To pozazdrośćmy tak sobie dzisiaj, popodziwiajmy, bo to nawet przyjemne :D
Ej, ja tam się zawsze zachwycam się, jak są godne bukowe zdobycze i możliwość genialnej lektury :D Zazdrośćmy i podziwiajmy sobie nawzajem – mnie ten „Profesor Stoner” bardzo bardzo intryguje i chyba sama zapoluję kiedyś :D
Ile cudownych książek ^^ Uwielbiam patrzeć na stosy innych, bo za każdym razem upatruję wśród czyichś nowości coś dla siebie ;)
Widzę, że masz za sobą film „Zostań, jeśli kochasz”. Niedawno skończyłam czytać książkę i mimo wszystko chciałabym obejrzeć ekranizację. Choćby żeby porównać, jak co nakręcono :)
Książka podobno jest bardzo dobra w swojej tematyce, a co do filmu – nie przekonała mnie gra aktorska, budowanie emocji i więzi między bohaterami, poza tym oglądałem ostatnio sporo lepszych produkcji w podobnym tonie. Wzruszyłem się raz, a materiału na smutek było co najmniej kilkakrotnie więcej… I byłem w kinie, więc poprzeczka też poszła odrobinę w górę. Muzyka za to ciekawa, zwłaszcza motyw przewodni :)
Ale nie zniechęcam, porównywanie literackiego spojrzenia z filmowym zawsze jest ciekawe i bardzo często to praktykuję, nawet jeśli film nie sprawia wrażenia arcydzieła. Zresztą, na filmwebie ocena jest zaskakująca dobra, więc może ja i znajomi, z którymi byłem, odebraliśmy adaptację zbyt surowo.
Dużo się działo ! Dzban obfitości pełny po brzegi :)
Ja, ze swojej strony, dziękuję za recenzję „Nigdziebądź”. Po Twojej recenzji książkę kupiłem natychmiast i bardzo przypadła mi do gustu.
Natomiast, na długie jesienne wieczory „Portret damy” idealny !
pozdrawiam.
Recenzował ten drugi motorniczy – Janek vel Oisaj się nazywa – ja dopiero będę ;) Ale po mojej recenzji też byś kupił, bo będzie nie mniej optymistyczna. Czytałem zresztą Twoją krótką opinię i zgadzam się z nią w pełni. W rekomendacjach zaś jest remis: ja zapożyczyłem od Ciebie „Nie gaś światła” i byłem zadowolony, Ty „Nigdziebądź” :)
Jesteś już drugą osobą, która poleca mi „Portret damy”… A ja chciałem ją na te długie jesienne wieczory rzucić w kąt… Chyba będę musiał zmienić nastawienie.
Również pozdrawiam!
Od tylu książek to się może w d…. poprzewracać, bo w głowie to już na pewno :D Miłej lektury :)
Trzymam się dzielnie, ale tego poprzewraca lękam się jak nigdy ;) Dziękuję!
Za dużo jak na mnie :-P Nie wiem na czym oko zawiesić ;-)
Myśli zawiesiłem na „La Strada”, no i faktycznie „Giulietta i duchy” to znakomite kino, ale cicho, bo nie oglądałeś jeszcze :-)
Czekam na wpis o „Obcym”, bo właśnie Alberta Camus jeszcze nie było, a powinien :-)
Właśnie zacząłem cofać się z lekturami, w sensie do starszych wiekiem i powiem tak – klasyka nie uwstecznia, wręcz przeciwnie!
„Obcy” będzie jutro, we wtorkowe klimaty wpasuje się idealnie ;)
Felliniego będę sobie nieśpiesznie kontynuował w listopadzie i liczę, że do następnego podsumowania obejrzę wszystkie wartościowsze dzieła. „Giulietta…” idzie na pierwszy ogień.
Literackie „zacofanie” jest najlepszym zacofaniem, jakiemu można się poddać. I nawet przez myśl by mi nie przeszło, że klasyka może uw… uwst… Nie, nie dam rady ;)