Ocean na końcu drogi to prawdziwa magia
Ocean na końcu drogi jest piękny, mroczny i tajemniczy. Choć tak naprawdę to bardziej morze, jezioro, a właściwie to nawet staw dla kaczek. Jednak jego wody i tak skrzętnie skrywają przedwieczne tajemnice. Zapraszam.
Kiedyś już o tym pisałem, ale za każdym razem jak czytam Gaimana, to przypomina mi się ta sprawa. Moje pierwsze spotkanie z Neilem było bardzo nieudane. Dobry Omen, który napisał wspólnie z Terrym (tym od Świata Dysku), zapamiętałem jako przegadaną książkę z żartami pisanymi na siłę. Nie wiem, czy tak rzeczywiście jest, bo było to już blisko dwadzieścia lat temu, ale tak to pamiętam. Po tej wpadce zupełnie mnie do twórczości Gaimana nie ciągnęło, nawet komiksy nie wzbudzały mojego zainteresowania. Aż w końcu sięgnąłem po Chłopaków Anansiego, oglądnąłem Gwiezdny pył i mnie wsysło.
Wsysło na tyle mocno, że teraz staram się regularnie wracać do twórczości Neila. Księga cmentarna była lekka i zabawna, Na szczęście mleko kierowane do dzieciaków genialnie zabawne i cudownie przerysowane, a Ocean na końcu drogi to już prawdziwa magia. Można by powiedzieć nawet, że Magia.
Bohaterem tej opowieści jest siedmioletni chłopiec i wyglądająca na niewiele starszą od niego dziewczynka, Lettie Hempstock – z treści to tyle. Aby przekonać się, o czym jest ta historia, trzeba przeczytać książkę, zdecydowanie. Ja nie powiem wam, o czym ona jest, bo mimo tego, że na pozór to lektura niekoniecznie skierowana do w pełni już wyrobionego i dorosłego czytelnika, to dla mnie jest tak piekielnie wielowymiarowa, że najnormalniej w świecie czad. Ta historia chłopca może być opowieścią o walce ze złem, gawędą dorastania, wspomnieniem o minionych czasach. Dla kogoś może po prostu opowiadać historię trzech kobiet, które od wieków tworzą los, a dla kogoś innego stać się zwykłą przygodową powiastką z elementami horroru.
Neil napisał dla mnie książkę genialną. Niegrubą i niecienką, dla młodszych i dla starszych, dla tych zabieganych, bo niezbyt długa, i dla tych, którzy lubią delektować się lekturą, bo spokojnie można po nią sięgać wielokrotnie. Może mi się oberwie od kogoś, że to zwykła, prościutka historia dzieciaka, który poszedł tam, gdzie nie powinien, ale to problem czepiającego, dla mnie Ocean na końcu drogi jest najprawdziwszą magią słowa, fabuły i Neila.
Polecam zdecydowanie
Tytuł: Ocean na końcu drogi
Autor: Neil Gaiman
Do tramwaju: czytajcie wszędzie
Ocena czytadłowa: 6/6
Piękna, zapadająca w pamięć opowieść. To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Gaimana.
Jak widać bardzo udane :)
To jest Magia!!! I takiej interpretacji będę się trzymał…
Jak ktoś chce to czytać jako banalną historię gdzie traumatyczne wspomnienie z dzieciństwa mieszają prawdę z fikcją to jego sprawa.
Nawet jeśli to tylko Magia Neila Gaimana, to ta jego Magia jest najwyższej próby :-)
Zacytuję samego siebie (a co, że nie wypada ;-)) z wpisu o „Oceanie…”
Ja wybieram świat, w którym można gdzieś, na jakiejś zapomnianej przez ludzi farmie spotkać przesympatycznie śmiesznych Hogbenów Henry’ego Kuttnera, panie Hempstock Neila Gaimana, czy być może odpoczywającego między walkami Wiecznego Wojownika (Elric, Corum, może sam Erekosë) Michaela Moorcocka!
Tylko uważaj, żeby nie nadepnąć paniom Hempstock na odcisk :)
Ja muszę to napisać, muszę! Reckę napisałeś miodzio! :D :D Szkoda, ze już uwielbiam Gaimana, bo by była klasyczna reakcja na taki wpis, że muszę, ale to muszę przeczytać. Na szczęście „cały” Gaiman stoi na półkach, książki przeczytane, lubiane, wracam nawet do nich (dlatego są nadal na półkach, znikają te „jednorazowe”).
Kasia się prowadzi blogaska kilka lat to i recki miodzio się zdarzają.
A co do Gaimana to na szczęście mam jeszcze kilka jego tytułów przed sobą. Gdybyś się zastanawiała co przeczytać, to szczyptę jego Magii ma Ben Aaronovitch
Jakie ja miałam niezwykłe doznania z tą powieścią! Czytałam jednym tchem, w kilka godzin, nawet nie wstając z fotela ani razu, a na końcu… popłakałam się totalnie i nie miałam nawet pojęcia czemu płaczę :D To było jakieś takie katharsis, tysiące wspomnień w głowie i w ogóle niezwykłe literackie doznanie. Gaiman zaczarował strony i wypuścił dopiero mnie ze swojego uroku z zapuchniętymi oczami :D Bukowe cudeńko <3
P.S. No i za Kasią powtórzę, bo to szczera prawda jest: recka miodzio :D
Neil potrafi czarować. Dla mnie ważną jego książką było „M jak Magia”, świetnie wprowadza w jego świat.
Ty się ciesz, że siedziałaś w fotelu. Mnie się bateria w czytniku akurat wyładowała, no to jak się zaczął skarżyć to się szybko kabelkiem do komputera przypiąłem. I tak zostałem do końca czytania, przy biurku i na smyczy ;-) Jakoś było mi wszystko jedno gdzie siedzę! Zresztą co miałem się w nocy po domu tłuc ;-)
Pochłonęłam tą książkę w jeden dzień! To było akurat moje pierwsze spotkanie z Gaimanem i było w stu procentach udane. Neil mnie zaczarował, zauroczył i przyciągnął do siebie pięknymi słowami. Rewelacyjna historia z drugim dnem. Magia, rzeczywiście. :)
Eee tam, to po prostu historia chłopaka który poszedł tam, gdzie nie powinien ;)
Choć raz udało mi się przeczytać jakąś książkę Gaimana wcześniej niż Tobie – http://anek7.blogspot.com/2014/01/bezkresny-ocean-zamkniety-w-kaczym.html
Trochę inaczej ją odbieram, ale ocena ta sama – powieść jest genialna. A i recka tyż…
Dziękuję :)
To prosta historia, ale jak dla mnie jet w niej to M
Aj, aż głupio mi się wyłamywać z zacnego grona tych zauroczonych, ale taka prawda – książka trafiła u mnie w moment, kiedy to nie mogłam jej docenić, została całkowicie przytłoczona całkiem inną książką.
Agnes przecież świat byłby do kitu jakby wszystkim podobało się to samo :)
[…] Gaimanie pisałem już tu i tu, trochę jego tytułów już przeczytałem, choć nie o wszystkim pisałem i wiedziałem, że […]