Asiunia Joanny Papuzińskiej to przerażająca książka.
Jakim cudem książka dla dzieci może być przerażająca? Ano normalnie, opisuje rzeczywistość.
Już kiedy sięgnąłem po Syberyjskie przygody Chmurki z serii Wojny dorosłych podejrzewałem, że to nie są zwykłe książki. Teraz jestem pewien. Podobnie jak w przypadku wcześniejszego tytułu Asiuni nie przeczytałem synkowi, mocno emocjonalny sześciolatek mógłby się wystraszyć tego, że mama zniknęła. Książa jest napisana prostym, zrozumiałym dla dziecka językiem, oczywiście przypadku tej autorki prostym na pewno nie znaczy trywialnym, czy prostackim, Pani Papuzińska zrobiła to po prostu po mistrzowsku. Bez owijania w bawełnę czy pudrowania, ale z ogromnym wyczuciem i finezją opowiedziała o swoich wojennych przeżyciach z dzieciństwa. O tym, że rodzina musiała się rozdzielić, o tym jak było ciężko żyć małemu człowiekowi, o wspólnych próbach przetrwania.
A teraz skąd tytuł notki. Jeśli tylko pozwolimy włączyć się wyobraźni odpowiedź jest oczywista. Historia w Asiuni jest PRAWDZIWA, Joanna Papuzińska naprawdę ją przeżyła. Pisze tutaj z perspektywy dziecka, stara się przekazać opowieść o tym co ją spotkało z perspektywy małej dziewczynki i już to powoduje że ta historia ma siłę. Kiedy czyta to rodzic i zaczyna myśleć o tym, że jego dziecko mogłoby siedzieć w dziurze w ziemi i czekać aż przestaną świstać pociski, to zaczyna się bać. Nawet najtwardszy tata jeśli pomyśli o tym, że na miejscu braci Asiuni mógłby znaleźć się któryś z jego chojrakujących na co dzień synów, to zaczyna czuć się nieprzyjemnie. Nie czarujmy się, żaden rodzic nie chce dla swoich pociech chleba z mielonej kory drzew do jedzenia i cienkiego swetra jako jedynego okrycia na ostrą zimę.
Urodziłem się wiele lat po wojnie, ale miałem okazję posłuchać moich dziadków, usłyszeć jak to wyglądało z ich perspektywy. Historia babci, która chcąc coś przynieść do domu przez przypadek nazbierała przy drodze granatów nadal bywa powtarzana na zjazdach rodzinnych, ale zdarzyło się jej czasem też opowiedzieć te smutniejsze przygody. Moim dzieciom nikt już nie będzie w stanie powiedzieć o okropnościach wojny, dlatego tak ważne są takie książki. Przecież nie chcemy aby to cholerstwo znowu się zdarzyło.
A Maciej Szymanowicz świetne to wszystko zilustrował, znowu.
Tytuł: Asiunia
Autor: Joanna Papuzińska
Ocena : 6/6
Ciężki temat dla dziecka. Ale na pewno warto po takie książki sięgać i przekazywać je dzieciom – wcześniej czy później w zależności od ich wrażliwości, tak jak piszesz. Panią Papuzińska bardzo cenię, była jednym z moich wykładowców na studiach i bardzo ciesze się, że mogłam ją poznać.
Pewnie, że ciężki, ale konieczny. A Pani Papuzińska pisze znakomicie :)
Tu się kłania rozważanie: czy dzieci chronić przed jakąś tematyką, czy jednak ją oswajać, przestrzegać, uświadamiać. Ja jestem za tym drugim. Jeśli zataimy przed naszymi dziećmi istnienie zła, to ono nie zniknie. Lepiej, żeby wiedziały i umiały się bronić. Inaczej stworzymy rzesze nieświadomych i przerażonych ofiar, które nie będą potrafiły się bronić.
Tak książka pokazuje potworność i zło wojny. Oby zakiełkowała w sercach małych ludzi przekonaniem, że należy uczynić wszystko, by do powtórki nie dopuścić.
I nie, nie jestem naiwna.
Zdecydowanie nie planuję przemilczać, chcę uświadamiać i ostrzegać. Ale jeszcze chce poczekać, bo maluch mógłby zbyt mocno się przejąć. Jako ciekawostkę powiem Ci, że nie mamy żadnych zabawkowych pistoletów w domu. :)
Pytanie jest tylko takie, czy dzieci nie są zbyt oswojone z wojną, tą z wiadomości przelewających się przez media, z filmów, z gier czy czego tam jeszcze… Wiem rozsądni rodzice starają się to zracjonalizować, bo to obraz bardzo złudny.
Taka książka może pomóc, bo pisze to ktoś, kto to przeżył a bohaterka jest rówieśniczką.
Bo jeśli wiadomości o tej wojnie, II Wojnie Światowej, w końcu ostatniej (i niech tak zostanie) jaka była tu u nas są czerpane z „Czterech Pancernych” na przykład to obraz jest co najmniej fałszywy.
Ja pamiętam kwiecień 1961 roku. W końcu we wrześniu szedłem do pierwszej klasy. Cóż to za data? Inwazja w Zatoce Świń. Ludzie bardzo różnie reagowali, ale strach był wyczuwalny. Bali się nowej wojny. Do tego propaganda robiła swoje. Tylko, że my byliśmy z tą wojną jakoś oswojeni, ona nad nami wisiała jako wspomnienia bliskich. To nie były jakieś opowieści o herosach, tylko właśnie wspomnienia pod tytułem „jakoś trzeba przeżyć”.
A teraz gdzie się nie obejrzeć to jakaś wojna, taka na granicy powszedniości. Niedobrze :-(
Wybaczcie offtop.
PS Mój ojciec zaczął rozmawiać ze mną o swoich przeżyciach wojennych, jak już byłem mocno dorosły. Jakoś wcześniej nie mógł się przemóc, dopiero jakiś film go totalnie wkurzył. A miał o czym, walczył pod Arnhem… Prawda bywa zupełnie nie filmowa…
A Joanna Papuzińska pokazuje prawdę właśnie!
Trzeba ich uświadamiać. U mnie chłopaki mają szlaban na gry wojenne, a mały nie dostał od nas nigdy pistoletu, więc przesytu i złudnego „opatrzenia” nie będzie.
Panią Joannę Papuzińską również bardzo dobrze się słucha – miałam przyjemność mieć z nią ćwiczenia z literatury polskiej dla dzieci na studiach.
Muszę sięgnąć po jej twórczość, gdyż wstyd się przyznać, ale dawno już nic co powstało spod jej pióra nie czytałam.
No jak to tak! Pędź na zakupy albo do biblioteki ! :)
Mam tę książkę oraz kilka innych z tej serii. Cudowne książki. Pięknie zilustrowane. Bardzo mądre. Nie lukrujące rzeczywistości. Bardzo cenię sobie to wydawnictwo. Mają bogatą ofertę i wydają naprawdę godne uwagi pozycje.
Nie znam za wiele ich książek, ale ta seria jest świetna
Moja dziewięcioletnia córka przeczytała „Asiunię”, ale była w szoku, że Joanna Papuzińska to Asiunia.
Może to zaskoczyć dziecko, ale książka naprawdę warta poznania :)
Oprócz Asiuni czytałam też autobiograficzne Darowane kreski, przeznaczone dla starszego czytelnika. Genialnie odbiera się Asiunię znając fakty z życia autorki, patrząc na zdjęcia jej samej i jej bliskich. Według mnie to prawdziwy majstersztyk, jak Joanna Papuzińska potrafiła opowiedzieć dzieciom historię swojej przejmującej wojennej tułaczki.
Zdanie z mojej notki o Asiuni: „Pani Joannie Papuzińskiej udało się to po mistrzowsku”. Brzmi znajomo. :)))
Ups! Mam nadzieję, że nie uznasz tego za plagiat :D
No proszę Cię – skądże! :D Uznaję to za pokrewieństwo dusz! :))
Właśnie dziś moja Ośmiolatka wróciła z tą książką z biblioteki. Rozpoczęła wieczorem lekturę, ale chyba zapoznamy się z tą książką całorodzinnie.
I jak się podobało?
Po przeczytaniu tego posta nagle miałam ”przebłysk”, oczywiście nie czytałam tej książki, ale charakter opisywanych historii skojarzył mi się z powieścią Jacka Dukaja – ,,Wroniec”. Sięgnięcie po książkę Dukaja może okazać się drastyczne nawet dla tych, którzy nie są świadomi tego -czym była wojna- to jednak może ona być odpowiednią ”pożywką” dla dociekliwych. Wroniec? Ubek? Pan Beton? – co to za postaci? Jakieś twory językowe, które są śmieszne wręcz, ale nie dla Tych którzy dokładnie wiedzą, co pod tymi nazwami lub kto się kryje. Myślę, że sposób w jaki przedstawia Dukaj czas stanu wojennego mogłby jakoś oswajać dzieci z tą historią, wzbudzić ich czujność, ciekawość aniżeli to w jaki sposób w szkole zostanie ”omówiony temat” (ogólnikowo, same fakty, zero współodczuwania -moim zdaniem). Myślę, że warto przez sztukę, a zwłaszcza literaturę, czy malarstwo powoli oswajać dzieci z tym, co i tak zostanie im ogólnie przekazane.
Niestety jak uczy historia nie ma czegoś takiego jak pewny pokój, w każdej chwili może się coś wydarzyć. I dlatego trzeba o tym pamiętać i starać się, żeby się nie wydarzyło.
…dzieciom się mówi od najmłodszych lat…zwłaszcza jeżeli chodzi o tematykę II wojny św…mając 6 lat widziałam Oświęcim- już jako muzeum… i za zgodą rodziców mogłam obejrzeć film, który był wyświetlany zwiedzającym…było to na początku lat 80 tych. Nie czułam się tym aż bardzo wystraszona, przyjęłam to takim jakim było..ot tak po prostu- była wojna i muszę o niej wiedzieć…w domu rodzinnym też o tym była mowa, w szczególności dzięki moim dziadkom, którzy doświadczyli okropności II wojny światowej. Były też opowiadania, i parę książek zwłaszcza o obozach…a ja wrastałam w tym….czyli można powiedzieć, że wyssałam to z mlekiem matki, w szkole nauczyciele, którzy przeżyli wojnę również często nam o niej opowiadali nie tak ckliwie… tylko zwyczajnie…nawet były pogadanki na temat jak się trzeba zachować w przypadku znalezienia niewybuchu-niewypałów… znałam instrukcję na pamieć!..wojna była nieodłączną częścią mego życia, choć jej nie przeżyłam…dziękuje rodzicom i dziadkom, szkole również …że dzięki nimi mogłam poznać historię bez ubarwień, któa też czasami w latach komunizmu w Polsce była fałszowana.
To czy mówić, czy nie mówić mocno jednak zależy od dojrzałości dziecka moim zdaniem.
jestem córką jednej z ”Asiuń”.Pamiętam w domu mama nigdy nie rozmawiała z nami o wojnie, nigdy także nie oglądała wojennych filmów, wyraźnie drażnił ją język niemiecki. Należy pamiętać o tym okrucieństwie ,ale czy dziewięciolatek właściwie to odbierze?
Ta seria znakomicie balansuje na granicy tego, co można, a czego nie można opowiedzieć dziecku. Nie pudruje, ale też nie epatuje okrucieństwem.
Książka jest lekturą w klasie 3(WSiP) i 4(nowa era) szkoły podstawowej, więc odpowiedni wiek na wgryzanie się w historię.
Pozdrawiam przedmówców
Lektura lekturą, ale wrażliwość dzieci bywa różna.
Mój siedmiolatek w drugiej klasie ją teraz przerabia i o ile jestem za uświadamianiem dzieci od najmłodszych lat z faktem jak straszna jest wojna, to wydaje mi się na nią za wcześnie.
Chyba wszystko zależy tak naprawdę od dziecka i nauczyciela. Moim zdaniem powinna być rok później