[Z zakurzonej półki] Ponure skraje niesamowitości…
Równo miesiąc temu recenzowałem na łamach [zakurzonej półki] debiut powieściowy Stefana Grabińskiego, a dziś powracam z drugą historią, zbliżoną objętościowo i wydaną razem z „Salamandrą” przez Wydawnictwo Literackie. Zaczynać od powieści w przypadku naszego pełnokrwistego fantasty-protoplasty to trochę tak jak skierować pierwszy kęs kotleta na niedopieczony kawałek. Niby wciąż to samo danie i ten sam produkt, ale smakuje gorzej. „Salamandra” mimo zauważalnych niedoskonałości przypadła mi do gustu, a czy „Cień Bafometa” zdoła utrzymać dobre pierwsze wrażenie? Przeczytałem i już wiem, a za chwilę podzielę się z wami wymroczem mych konstatacji, osobliwych i mistycznych par excellence.
Tadeusz Pomian i minister Kazimierz Pradera są odwiecznymi adwersarzami, antagonizm między nimi objawia się na każdym niemalże gruncie: ideowym, społecznym i filozoficznym. Uczony i artysta na przeciwległych brzegach świata, niczym spór romantyków z klasykami, chciałoby się rzec. Wydarzenia z książki startują w momencie, gdy panowie zmierzają na umówiony pojedynek w „Lasku cygańskim”, mający raz na zawsze rozstrzygnąć nabrzmiały konflikt. Do spotkania nie dochodzi, bo Pradera nie stawia się o umówionej porze, zostając w domu przy ul. Jasnej… z piersią przebitą nożem w okolicy serca. Tajemnicze morderstwo, zeznania świadków, które niewiele wyjaśniają i ciągłe pytania, kto i dlaczego zdecydował się ukrócić życie znanego ministra, czy to los, a może inna niesamowita siła, z jakichś względów działająca na korzyść Pomiana?
Bardzo szybko utwór przestaje opierać się na rozumie i racjonalność ginie gdzieś w gęstwinie dziwności. Grabiński wprowadza w swoim tempie zagadnienia oraz motywy, jakich nie unikał także w „Salamandrze”. Można odczuć duszną atmosferę, przypominającą delikatnie romantyczną mistykę; ponownie pojawia się kobieta fatalna, irracjonalne miejsca i zdarzenia oraz budzące podejrzliwość postaci. Gdzieniegdzie wyłania się intertekstualność powieści, żywo sygnalizuje swą obecność poezja. To wszystko stanowi jednak tło, które nie neguje zasadniczej myśli: „Salamandra” miała po prostu lepsze realia, ciekawiej nakreślony świat i znacznie bardziej intrygujących bohaterów. „Cień Bafometa” opowiada dość poszatkowaną opowieść, tak fabularnie, jak tematycznie. Raz jest mowa o sztuce, następnie przechodzimy do zagadnień metapsychicznych, by za chwilę czytać o żądzach i destrukcyjnej miłości. Na kartach książki pojawia się demoniczna mniszka kusząca swym zakonnym dziewictwem, lokal, w którym podobno straszy, a już zupełnym zaskoczeniem jest rozdział poświęcony sklepowi z dewocjonaliami, prowadzonemu przez człowieka o zainteresowaniach demonologicznych. Owa persona swymi upodobaniami wpływa na księży, my czytamy o dziwacznej procesji wokół klasztoru, a dalej nie brakuje choćby śmiertelnej zarazy opanowującej miasto w senny i złowieszczy sposób. Jakiś koszmar, chaos jakiś. Wszystko to wygląda jak skrawek osobliwego snu, swoją niesamowitością korzeni się w głowie, ale po co – tego nie sposób odgadnąć. Znamienite, że rozdział się kończy i opowieść powraca do stylu, który rozwijała przez większą część utworu. O zagadkowych wydarzeniach niewiele się już wspomina, ledwie podszeptuje na ich temat. Klimatyczne obrazy stanowią miszmasz motywów, których autor nie miał gdzie ulokować. Są sugestywnie naświetlonymi kliszami, przemijającymi i ulegającymi zapomnieniu przez umysł, mimo że trwają jeszcze jakiś czas w podświadomości. Można się zastanawiać, czy tym zagadnieniom bliżej do zalet czy wad…
O ile „Salamandrę” starałem się chronić przed zarzutami, że była zbyt rozwlekła i fragmentaryczna, o tyle „Cień Bafometa” istotnie wygląda, jakby stanowił zlepek kilku oderwanych pomysłów na nowele, skondensowanych w jednej powieści bez odpowiednio określonych związków przyczynowo-skutkowych. Wciąż jest to intrygująca przygoda w świecie fantastyki grozy na najwyższym poziomie, jednak po czasie, w dłuższych formach, niesamowitość stylu Grabińskiego staje się… nużąca? Tylko trochę, minimalnie, ale jednak. Wtedy idealnym pomysłem jest sięgnięcie po nowele, czyli to, za co polski Poe był za życia najlepiej odbierany. [Zakurzonej półki] nie ominie i ta sfera działalności Grabińskiego, więc bacznie obserwujcie, wyczekujcie i bądźcie pewni, że niebawem podzielę się z wami krótką opinią na temat każdej z przeczytanych nowelek. Strzeżcie się ślepych torów!
Podsumowanie:
Tytuł: Cień Bafometa
Autor: Stefan Grabiński
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Moja ocena: 6/10
Grabiński stanowczo lepszy w krótkiej formie. Będę miał okazję się przekonać, bo wyasygnowałem parę groszy i zakupiłem zestaw jego dzieł w najnowszym bookrage :) O tyle mnie ciekawi powtórne z nim spotkanie, że jak czytam w opisie: „Oferowane w tym pakiecie wydania oparte są na oryginalnych, przedwojennych edycjach, dzięki czemu mogliśmy przywrócić fragmenty usunięte przez redaktorów PRLowskich wydań opowiadań Grabińskiego. Na wydaniach z czasów PRL, w których często brakowało całych akapitów oparte były do tej pory niemal wszystkie współczesne edycje dzieł Grabińskiego.”
I tak jeszcze sobie myślę, że może to spowodowało, że jak piszesz: „„Cień Bafometa” (…) wygląda, jakby stanowił zlepek kilku oderwanych pomysłów na nowele, skondensowanych w jednej powieści bez odpowiednio określonych związków przyczynowo-skutkowych” A może jednak nie. Trzeba przeczytać :D
Ja się ciągle zastanawiam nad ofertą bookrage, ale rzeczywiście, wydania pozbawione cenzury brzmią interesująco i dobrze by było z nimi kontynuować czytanie Grabińskiego. Gdyby mi jakoś spoili ten wątek z klasztorną procesją, zastanowiłbym się pewnie nad podwyższeniem oceny ;)
Też się zastanawiam nad ofertą Bookrage, bo został bodajże tydzień z Grabińskim. Orientujecie się, czy to co oferują to powieści, czy zbiory opowiadań? Wiem, wiem, można to sprawdzić, ale leń ze mnie :)
Dwie powieści („Cień Bafometa” oraz „Wyspa Itongo”) i sześć zbiorów nowel :)
Dziękuję :)
Gratuluję Adrian! Trafiłeś ze swoim wpisem na stronę BookRage na FB.:-) (Śmieszne, nie jestem na FB, a wiem;-))
No a z Demonów Grabińskiego to się powoli robi największy wybór utworów Stefana Grabińskiego jaki widziałem, już dziewięć tomów (Czad już ściągnięty) a jest coraz większa szansa na Zwidy wieczorne i coś jeszcze;-)
Kupuj, nie ma co się zastanawiać!
A dumaliśmy dziś z Secrusem skąd taki ruch :)
Dziękuję!
Dumaliśmy, a wpis z linkiem do recenzji wisiał na tablicy BookRage od kilku godzin ;)
Kupuję już na pewno, zastanawiam się jedynie nad ceną. Świetnie, że oferta cały czas się poszerza :-D