[Styczeń] okiem Secrusa
„Przegląd końca świata: Deadline”, „Zombie Survival” oraz „Gwiazdozbiór psa” zdobyłem za pierwsze miejsce w konkursie na postapokaliptyczny short o temacie: Obcy w swoim kraju na portalu Szortal. To był właściwie grudzień, ale dwie książki dotarły dopiero miesiąc później, więc nie mogłem odmówić sobie zaprezentowania ich w tym stosie. Ponownie zachęcam do przeczytania mojego opowiadania: [LINK] – tekst nr 17. Króciutki, zajmie najwyżej 5 minut :)
„W rozmowie” wygrałem w konkursie świątecznym na blogu Niedopisanie. Bardzo fajne zadanie i jeszcze lepsza nagroda. Tak sądzę oczywiście, bo książka czeka dopiero w kolejce.
I na koniec świetnie wydany „Król Demon” i bardzo intrygująca „Miodowa pułapka” jako Oisajowe podarki z ebukowej skrzyni. Pewnie już o tym wiecie, ale Oisaj to dobry człowiek :)
Idąc dalej: od kilku lat z każdym dniem coraz bardziej interesuję się kinem – historią, teorią i przede wszystkim warstwą praktyczną, a więc oglądaniem wszelkiej maści produkcji. Styczeń obfitował w sporo obowiązków uczelnianych, więc rozważnie wybierałem seanse i w rezultacie nie widziałem żadnego słabego obrazu. W najgorszym wypadku średnie, ale po co o nich wspominać? ;) Zatem bardzo krótko o najciekawszych propozycjach filmowych ze stycznia:
1) Lista Schindlera – widziałem po raz drugi i ogromne wrażenie pozostało. Myślę, że nie trzeba nikomu tego filmu przedstawiać czy specjalnie rekomendować – prawdziwy pomnik dla tej tematyki.
2) Pan od muzyki – Prosty film, ale prosty cudowną prostotą. Uwielbiam takie sentymentalne podróże, powrót do dziecięcego świata, wrażenia przemykające płynnie w kołysaniu czarującej muzyki. Czyste piękno, tym sugestywniejsze, że przypominało mi stylistykę stosowaną przez Giuseppe Tornatore (tu głównie „Cinema Paradiso”). Polecam, jeśli ktoś jeszcze nie widział.
3) Biały Bim, Czarne Ucho – Tutaj więcej informacji. Obejrzałem pod wpływem książki i nie zawiodłem się. Impresjonistyczny ton i poruszająca, smutna muzyka. Pod względem wywoływanych emocji śmiało można go stawiać obok filmów „Mój przyjaciel Hachiko” i „Psim tropem do domu”.
4) Dym – Zostawił mnie na parę chwil z przyjemnym uśmiechem na twarzy. Kolaż problemów kilku mężczyzn, których losy splatają się na nowojorskim Brooklynie. Warto poznać dla dobrego przekazu, idealnie napisanych dialogów i magicznego zakończenia, będącego idealnym zwieńczeniem mądrego, ciepłego klimatu.
5) Grobowiec świetlików – Liczące blisko 25 lat klasyczne anime, które dopiero niedawno trafiło do polskiej dystrybucji, raczej wyłącznie kin studyjnych. Smutna opowieść o życiu podczas wojny, ukazana z perspektywy dzieci. Tu nie ma barier odbioru – nieważne, czy ktoś uwielbia taką stylistykę, czy trzyma się od niej z daleka – ten film trzeba przeżyć.
6) Pola śmierci – Pierwsze dzieło Rolanda Joffe, poprzedzające kultową „Misję” z Robertem de Niro. Komu powaga i mocny przekaz wspomnianej produkcji przypadły do gustu, ten nie może ominąć „Pól śmierci”. Kambodża, zamieszki Czerwonych Khmerów, dobitność wojny i ogromny dramatyzm. Kino sugestywne i wymagające, ale jednocześnie pozostawiające po sobie trwały ślad.
7) Północ – północny zachód – Mistrz suspensu w tematyce szpiegowskiej. Po raz kolejny udowadnia, że zaparty dech to zjawisko nieodzowne przy filmach mistrza. Wszystko zagrało tutaj rewelacyjnie.
8) Brzdąc – Początek mojej przygody z Chaplinem i od razu jeden z najbardziej klasycznych tytułów. Idealnie wyważone proporcje komedii i dramatu w niemal stuletnim dziele. Urokliwa wędrówka w stronę przeszłości, czapki z głów!
9) Prosta historia – Lynchowska opowieść o podróży starca przez Amerykę w celu spotkania się z chorym bratem. Podróży kosiarką. Do innego stanu. Historia jest arcyciekawa, a atmosfera harmonii i spokoju pozwala odetchnąć. Cichy i nienachalnie mądry film drogi. Pouczająco i z refleksją przez Amerykę.
10) Człowiek z blizną (1932) – Ostatni tytuł w ramach ciekawostki, bowiem doszedłem do wniosku, że sporo ludzi z mojego środowiska nie zdaje sobie sprawy z tego, iż „Człowiek z blizną” Briana De Palmy z Pacino w roli głównej nie był pierwszą wersją tej opowieści. Howard Hawks, znakomity amerykański reżyser dawnych czasów ukształtował swoim dziełem rodzący się gatunek kina gangsterskiego. Film otwiera ponadtrzyminutowy mastershot, a potem nie brakuje strzelanin, pościgów i ciągłości dynamicznej akcji. Oczywiście trudno o wielki zachwyt, jeśli współczesnych widzów dzieli z latami 30-tymi spora przepaść, ale warto zdawać sobie sprawę, że taki film istnieje. I cóż jeszcze powiedzieć: podobał mi się, choć wracał będę częściej do wersji z roku ’83 ;)
Wybaczcie, że brakuje tu najnowszych superprodukcji. Tyle jest teraz blogów i portali z recenzjami nowości, że z pewnością znaleźlibyście bardziej opiniotwórcze źródło niż moją osobę. U mnie więc kompletny misz masz, ale na pewno godny uwagi. Jeżeli podzielacie moje zdanie lub jesteście mu zupełnie przeciwni – piszcie!
Skoro piszę tylko do [zakurzonej półki], pomyślałem, że chcę dzielić się też z Wami moimi wrażeniami związanymi z literaturą mniej zakurzoną . Taką, nazwijmy to, codzienną. Nie będą to oczywiście typowe recenzje, a raczej krótkie, kilkuzdaniowe opinie. Ponieważ styczeń obfitował w sporo obowiązków okołoliterackich, zdołałem pochłonąć tylko jedną krótką książeczkę poza moim cyklem.
Pan Ibrahim i kwiaty Koranu (Eric-Emmanuel Schmitt) – opowieść na jeden dzień, za to naprawdę nietuzinkowy i w pewien sposób bogaty. Autora z pewnością kojarzycie z wiadomo-jaką-książką. Ja „Oskara i pani Róży” jeszcze nie czytałem, ale nadrobię jak najszybciej i później koniecznie sprawdzę filmowe adaptacje obu tytułów. No co, wspominałem chyba, że jestem kinomaniakiem? ;)
A sama książka perfekcyjnie oddaje zjawisko, jak wiele można zawrzeć w czymś tak niewielkim. Jest wyjątkowa, jednocześnie naiwna, słodka i pouczająca oraz z pewnością nie spodoba się każdemu. Ja zapamiętam ją jeszcze z jednego powodu – uważam „Pana Ibrahima i kwiaty Koranu” za pierwszorzędny przykład zastosowania literackiej tezy mówiącej o tym, że najistotniejszym elementem świadczącym o klasie książki, o jej promocji, jest pierwsze zdanie – „Kiedy skończyłem jedenaście lat, rozbiłem swoją świnkę i poszedłem na dziwki”.Tyle ode mnie, dziękuję! 7/10
W tym miejscu planuję jeszcze zawrzeć jakąś moją myśl, która mogłaby was zainteresować. Coś kompletnie niezwiązanego z książkami bądź ściśle z nimi egzystującego. A że to moje pierwsze „podsumowanie”, kompletnie nie mam pomysłu, co by tu mogło się znaleźć. Nic więc na siłę, pozostaje mi czekać na wasze opinie dotyczące tego, czy chcecie czytać kolejne odsłony takiej formuły, czy mam sobie dać spokój :)
P.S. Kojarzycie tego pana, który zerka na was z mojego avataru? Może za miesiąc opowiem co nieco o nim i jego genezie. Trzymajcie się!
Nie ma to jak odwiedziny kochanego listonosza…
Prawda? ;)
Wcisnąłeś mnie w krzesło… Poczułem się jakbym startował z przyspieszeniem, tak na oko, jakieś 4-5 g;-)
…i to nie o książki mi chodzi, chociaż skoro tyle wygrywasz to powinieneś zmienić *Secrus* na *Lucky* (mnie się notorycznie nie udaje;-))
Filmy! Trafienia – 8 na 10 (Bima i Grobowiec widziałem, ale tak jakoś obok…)
No i muzyka, zaraz się mój wewnętrzny odtwarzacz w głowie się odezwał… Przecież Prosta historia to Angelo Badalamenti, Pola śmierci to kultowa muzyka Oldfielda, a na hasło Dym to od razu szukałem na YT tego https://www.youtube.com/watch?v=DEuJqlrfEZ0 ;-)
No i jak mam Tramwaju nie czytać? :-)
Awatar wcale nie jest jednoznaczny;-)
Co najmniej dwóch panów przyszło mi do głowy…
No i oczywiście Nick, z tego znakomitego video The Alan Parsons Project https://www.youtube.com/watch?v=JLvFbBR4XOg :-)
*Lucky* by pasowało, gdybym wygrywał w konkursach losowanych, a te notorycznie mnie omijają. Pozostaje siedzieć i pisać, rymować, rozmyślać – a to wbrew pozorom bardzo męczące procesy ;)
Theme z „Prostej Historii” tak zakorzenił się w mojej głowie, że sam woła w najmniej spodziewanych momentach o odświeżenie. Piękna i klimatyczna kompozycja.
O Mike’u Oldfieldzie związanym z „Polami śmierci” przyznam, że nie wiedziałem, musiało mi to umknąć, za to na hasło „Dym” ja włączam to: http://www.youtube.com/watch?v=Md7iv0Rg1LU ;)
W „Don’t answer me” rzeczywiście występuje pan bardzo podobny do mojego… I gdzie się podziały teledyski z taką atmosferą, do takiej muzyki? ;)
Zostały zastąpione przez panie trzęsące tyłeczkami i panów wydających dziwne dźwięki paszczą :(
Jak na recenzencki blog to niezłe odjazdy mamy ;-) W komentarzach oczywiście:-D
Te, bo tu precedens nastąpi i zacznę wam te komenty kasować. :p
Eee tam, stary, wyliniały, tłusty i bezzębny wilk ma jeszcze kilka sztuczek w zanadrzu :)
Cudny stosik ! <3
Dziękuję ;) Szkoda, że następne zapewne nie będą tak obfite, ale nie zamierzam narzekać.
Po pierwsze – Oisaj wcale nie jest taki dobry tylko udaje.
Po drugie – fajny cykl, kontynuuj. Może w końcu oboje nauczymy się pisać zwięźle ;)
Po trzecie – „Dym” zdecydowanie obejrzę, bo o Nowym Jorku.
Po czwarte, Schmitta polecam „Zapasy z życiem”, prosta ale bardzo przyjemna lektura.
Po piąte – ten komentarz miał być bogatszy ale zamiast go opublikować, skasowałam :D Trza być babą.
Hmm, takie stanowcze wypunktowanie ma swoje zalety ;)
1. Robi to po mistrzowsku
2. Nie liczyłbym na to :D
3. I o ludziach w Nowym Jorku, co najważniejsze. Polecam.
4. Pójdzie jako druga w kolejce.
5. Trza być, choć wobec tego muszę się sobie chyba poważnie przyjrzeć… Jakich to komentarzy się już przypadkiem nie kasowało ;)
Skasowany komentarz? Też mi coś wielkiego ;-) Ja sobie ostatnio zniknąłem z edytora cały wpis, ten o Mistrz i Małgorzata na chwilę przed kliknięciem magicznego „opublikuj”.
Trochę na szczęście… bo był dużo większy, a tak jeszcze raz wkleiłem i „przeredagowałem”.
Czasami piszę offline i wklejam;-)
I to jest chyba najlepsze wyjście. Choć czasem drugie teksty wypadają lepiej niż te skasowane, to mały żal, a na początku z trudem powstrzymywany odruch, by cisnąć czymś w monitor, pozostaje ; )
Nigdy się nie skasuje krótki komentarz, taki w stylu „Na pewno przeczytam”, tylko zawsze taki dopieszczony, literówki poprawione, powtórzenia usunięte, słowem majstersztyk. A potem już tak dobrze nie wychodzi, bo muza przelatuje nad moim laptopem rzadko i szybko. :/
Post mi się jeszcze nigdy bezpowrotnie nie skasował, ale kiedy to nastąpi, to policje doprowadzi do mnie długi ślad krwi niewinnych.
Chciałam tylko napisać, że w ogóle nie pamiętam, żebym polecała „Pozytronowego człowieka”, ale to nie dziwota, bom mam sklerozę.
I jeszcze. „Dym”. Film – cudo. Film – natchnienie. Film – inspiracja do przemyśleń… Proszę zerknąć na to – http://mcagnes.blogspot.com/2010/06/remake-connie-willis.html – na sam dół notki.
I ja tu chyba jeszcze wrócę, bo jest późno i jestem śpiąca, a ten post zasługuje na więcej uwagi, niż jestem w stanie mu teraz poświęcić.
Z pamięcią wszystko w porządku, bo nie polecałaś, ale podałaś link do strony książki w internetowym antykwariacie, w komentarzu pod recenzją „Końca wieczności”. Gdyby mi nie potknięto oferty pod nos, pewnie zwlekałbym do tej pory, aż wykupiłby ktoś inny :)
Ten cytat słyszałem tylko raz – w filmie, a po przeczytaniu pierwszych słów sam go dokończyłem. To chyba najlepiej świadczy o jego prawdziwości.
I oczywiście zapraszam ponownie.
Przeczytałam to opowiadanie „Nowa reguła” i nie rozumiem, dlaczego mały się tak NAGLE zmienił. Czary czy co?
Przeczytałam to opowiadanie „Nowa reguła” i nie rozumiem, dlaczego mały się tak NAGLE zmienił. Czary czy co?
Chęć przetrwania, piękny świat roztoczony przez nieznajomego w kilku słowach, widok ojca i tak skazanego na klęskę, apokalipsa jako gwałtowna zmiana rzeczywistości mogąca prowadzić do alogicznych działań … A najpewniej fakt, że w tak krótkiej formule nie mogłem poszerzyć warstwy psychologicznej i skupiłem się na głównych zasadach shortów: zaskoczeniu i dobitności.
No i cała reszta ok, a tu mi tak zgrzytnęło jakoś. Ale i tak gratuluję, serio serio.
Bardzo dziękuję : )
Bardzo dziękuję : )
Oj, jak motywujesz do chłonięcia i wydalania kultury jak porządny kopniak w tyłek;)
Staram się jak mogę ; ) A frazę o wydalaniu kultury sobie zapamiętam i będę używał, świetnie to wymyśliłaś :D
Do usług ^_^ (haha, literka mi się wcześniej omsknęła i chciałam poprawić, a teraz wygląda, jakbym jakieś tajemnice stanu chciała ukryć czy serię zniewag i siarczystych wiązanek co najmniej)
I po kłopocie :) Aż strach pomyśleć, jakie niecne kalumnie padły pod moim adresem :D