[Czytam synkowi] Lekko nudny miś
Miś Uszatek kojarzył mi się dotąd przede wszystkim z bajką dobranockową, którą swego czasu całkiem mocno lubilem. Sympatyczne postacie, może odrobina moralizowania, ale Czechowicz jako narrator ładnie pewną przesadę w tym moralizowaniu oswajał. Teraz mam okazję poznać Misia Uszatka w wersji książowej. Przygody misia mamy na półce od jakiegoś czasu i Młody od wakacji częściej i chętniej po nią sięga wieczorami. Historyjki są krótkie więc nigdy nie kończy się to na jednej, najczęściej mama czyta trzy i tata trzy, tak więc posuwamy się do przodu dość szybko. Nasza Księgarnia wydała książeczkę bardzo ładnie, a ilustracje Zbigniewa Rychlickiego są naprawdę udane i mimo tego że powstały już wiele lat temu zupełnie nie trącą myszką.
Mały jest zadowolony, podoba mu się to bardzo, ale jeśli chodzi o mnie to już nie jest tak różowo. Czytanie opowieści o misiu może nie jest jakąś męczarnią, ale frajdy z tego nie mam prawie nic. Historyjki są dla mnie napisane strasznie drętwym, wręcz nudnym językiem. Nie wiem jak to inaczej określić, ale mam wrażenie jakby miś w książce „kij połknął” bo taki z niego sztywniacha.
Można jak najbardziej kupić, wydane fajnie, podoba się maluchom, nie ma agresji czy promocji niewłaściwych zachowań, ale nudne to jak dla mnie.
No właśnie. Też kiedyś próbowałam dotrzeć do moich Smoków z misiem, ale próba ta skończyła się klapą. Ich to nudziło, mnie to nudziło… Ale wersja filmowa chyba nawet im się podobała, ale malutcy wtedy byli…
Moje dzieci też bardzo lubiły opowiadania o Uszatku (w sumie synek jeszcze nie wyrósł), a ja i mąż zbijaliśmy się z nich strasznie – acz dyskretnie – i to był nasz sposób na to nudziarstwo. Uznałam też, że skoro maluchom się podoba taka spokojna narracja, to widocznie Janczarski wiedział, co robi. Ilustracje natomiast są pyszne!
Uszatek mnie nudził od kiedy pamiętam – nie potrafiłam się skupić na wieczorynce, no ale przecież trzeba było wysiedzieć, jak już się cały dzień czekało :)
Uszatek mnie nudził od kiedy pamiętam – nie potrafiłam się skupić na wieczorynce, no ale przecież trzeba było wysiedzieć, jak już się cały dzień czekało :)
Mnie się Uszatek kojarzy sympatycznie z dzieciństwem, ale moja córcia zawsze robiła podkówkę, kiedy słyszała „Pora na dobranoc, bo już księżyc świeci…” a jak w porę nie wyłączyłam to musiałam potem długo uspokajać i wycierać łezki. Po kilku razach zrezygnowałam z zarażenia jej Uszatkiem… kojarzyłby się jej ze smutkiem, choć sama nie wiem dlaczego :)