Fajny film wczoraj widziałem?
Tytuł: Total Recall
Reżyseria: Len Wiseman
Ocena ogólna: 2/10
Na początku było opowiadanie Philipa K. Dicka Przypomnimy to panu hurtowo, potem luźno nawiązujący do niego film z Arnoldem Schwarzeneggerem, Pamięć absolutna, a w ubiegłym roku mieliśmy okazję zobaczyć remake, którego tytułu ( notabene identycznego ) dystrybutor nie zdecydował się przetłumaczyć i pozostawił oryginalny czyli Total Recall.
Aby film choć odrobinę różnił się od pierwotnej wersji scenarzyści zdecydowali się przenieść akcję na zniszczoną wojną Ziemię, na której z przedziwnych, bliżej niewyjaśnionych powodów da się żyć tylko w Wielkiej Brytanii i w Australii. Australia to tylko dostawca taniej siły roboczej dla imperium brytyjskiego, coś na kształt wielkiego miejsca do spania dla robotników. Kontakt pomiędzy obydwoma krajami jest utrzymywany dzięki „windzie” jeżdżącej przez środek planety. Osią konfliktu jest chęć Brytyjczyków do utrzymania swojej roli nadrzędnej, zdecydowani są oni nawet na zbrojną aneksję Australii.
Założenia filmu teoretycznie nie odbiegają aż tak bardzo od pierwowzoru z gubernatorem-terminatorem, który był sporym sukcesem, ale szczerze powiem, że ledwo dałem mu radę. Prawdopodobnie gdyby nie udział drugiej najpiękniejszej kobiety świata ( Kate Beckinsale ) to poległbym po jakiś 15 minutach.
Zupełnie zmarginalizowano temat, który bardzo często pojawiał się w prozie Dicka będącej pierwowzorem filmu. Elementy tego co naprawdę jest rzeczywistością, a co wytworem umysłu, sprawa kto jest przyjacielem, a kto wrogiem zupełnie scenarzystów nie obeszły, temat pojawia się w kilku krótkich fragmentach . Wszelkie akcenty przesunięte zostały w kierunku akcji, a pomysły windy pomiędzy Anglią i Australią oraz kodu dezaktywującego armię robotów uwłaczają odrobinę inteligencji oglądającego.
Szczerze nie polecam.