Druid i Indianie
Tytuł: Zbrodnia i kojot
Autor: Kevin Hearn
Wydawca: Rebis
Do tramwaju: zdecydowanie tak
Ocena ogólna: 7/10
Ostatnia lektura w 2012 roku i ostatnia książka z serii tytułów, które z założenia miały być miłe, łatwe i przyjemne. Zdecydowanie najprzyjemniejsza z całej trójki wyznaczonych do podniesienia statystyki :)
Zbrodnia i kojot to czwarty tom przygód Atticusa O’Sullivana,ostatniego druida na świecie. W poprzednim tomie niestety jednak mocno przegiął wybierając się z ekipą do Asgardu i zabijając kilku bogów z nordyckiego panteonu. Zwrócił tym zbyt dużą uwagę kolesi z nadprzyrodzonymi mocami, szczególnie takich, którzy potrafią miotać piorunami. Aby móc jeszcze chwilkę pożyć i wyszkolić swoja pierwszą od wielu lat uczennicę Atticus decyduje się umrzeć. Aby jednak nie było to wydarzenie nieodwołane prosi o pomoc Kojota, indiańskiego boga który nie dość, że potrafi przyjąć inną postać, to jeszcze po śmierci szybko się odradza.
Cały plan udaje się bezproblemowo zrealizować, pozostaje tylko jedna sprawa do załatwienia. Trzeba spłacić zaciągnięty u Kojota dług. A że jest to bóg kłamstwa, to oczywiście okazuje się, że umowa z nim ma pewne pisane małym druczkiem akapity, których druid nie doczytał. Trzeba uruchomić kopalnie złota, w miejscu w którym jej nie ma, zadowolić pewnego żywiołaka, załatwić dwóch piekielnie ostrych skórokształtnych. Przy okazji okazuje się, że Atticusa prześladuje jedna z pań odpowiedzialnych za Armaggedon, a jedyny wampir z którym druid miał przyzwoite kontakty zdradza go i zmusza do zabicia najsilniejszego nieumarłego, który właśnie pojawił się w Ameryce. Całkiem sporo roboty jak na jednego, dość starego faceta.
W książce dzieje się sporo, ale mimo tego zaliczyłbym jednak ten tom do tzw. tomów stabilizacyjnych, takich które mają za zadanie pozamykać wcześniejsze wątki i przygotować grunt pod nowe. Tak naprawdę fabuła serii nie posuwa się wiele do przodu, można nawet powiedzieć, że drepcze w miejscu. Jedyne popychające całość do przodu wydarzenia to właściwie tylko jeden trup ( albo nawet nie, bo to nieumarły ) i spotkanie z Hel. Książka jednak czyta się bardzo dobrze, wątki zamykane są logicznie, nowe zapowiadają się znakomicie, a zagrożenie ze strony skórokształnych zostaje rozwiązane w interesujący sposób.
Do tego należy pogratulować autorowi bardzo sprawnego posługiwania się językiem. Tworzone postacie budzą sympatię i są wiarygodne, na tyle na ile wiarygodny może być indiański bóg oszustw lub członek indyjskiego panteonu z głową słonia.
Uważam tą serię, ze jedną z przyzwoitszych urban fantasy, które można przeczytać w Polsce. Naprawdę czyta się łatwo, miło i przyjemnie, daje sporo frajdy i pozwala nadgonić statystyki :)
Też lubię tę serię.
Mam nadzieję, że wkrótce Rebis wyda 5 część :)
„na ile wiarygodny może być indiański bóg oszustw”, celne.
Coraz więcej słyszę ostatnio pozytywów o tej druidowej serii. Niniejszym czuję się zachęcona :)
PS. Koncept z tramwajem i nazwą bloga – przedni!
Cieszę się, że udało się zachęcić. Ten tom jest w sumie najsłabszy, ale rysujące się wątki zapowiadają się naprawdę smakowicie :)