Czytanie za granicą – Holandia
Nadszedł czas na Pomarańczowych, czyli naród który spopularyzował marchewkę w kolorze jaki znamy obecnie. Zapraszam do Holandii.
Czytanie w Holandii
Anna Maria Boland
Nie wiem czy jest kraj w Europie, w którym nikt się nie martwi sytuacją czytelnictwa. Przyznaję, że bardzo długo nie widziałam problemu, bo wychodziłam z założenia, że każdy czyta książki. Jeden mniej, drugi więcej. W końcu, jak mówił Józef Czechowicz, „kto czyta – żyje wielokrotnie, kto zaś z książkami obcować nie chce, na jeden żywot jest skazany.” Dopiero w dobie mediów społecznościowych odkryłam problem nie czytania. Okazuje się, że procent czytających wcale nie jest tak wysoki. To właśnie dlatego zaczęłam zwracać uwagę na moje otoczenie, na to jak ludzie reagują na widok mojej biblioteczki, albo gdy słyszą ile czytam. Okazuje się, że nawet wśród moich znajomych są tacy, którzy książki nie mieli w ręku od czasów szkolnych.
Nie chcę was jednak zanudzać statystykami, według których w Holandii przeciętnym czytelnikiem jest kobieta o wyższym wykształceniu, która czyta głównie na wakacjach, na czytniku, powieści detektywistyczne, holenderskich i amerykańskich autorów. Chciałabym wam pokazać jak w Holandii promuje się książki i czytanie.
Zacznijmy od bibliotek. Do biblioteki można zapisać już noworodka. Każdy młody rodzic dostaje o tym informację od położnej, a już w bibliotece, przy zapisaniu dziecka, specjalną walizeczkę, w której są dwie książeczki dla malucha i informacja o czytaniu z noworodkiem. Dzieci i młodzież do 18 roku życia nie płacą za członkostwo w bibliotece. Dorośli muszą się liczyć z kwotą około €35 rocznie. Uważam, że nie jest to wygórowana stawka za czytanie bez ograniczeń. (O atmosferze w holenderskiej bibliotece pisałam kiedyś tutaj: http://wp.me/pXAr4-F7.) Ale biblioteka to nie tylko fizyczne miejsce z książkami, filmami, prasą i muzyką, to również cała kolekcja e-booków i aplikacji. E-booki można wypożyczać i czytać na czytniku, komputerze lub tablecie. Do czytania na tablecie została stworzona specjalna aplikacja. Osobiście nie korzystam z tej przyjemności, bo czytanie na tablecie nie wychodzi mi tak dobrze jak na papierze. Może kiedyś przekonam się do czytnika, ale jak na razie lubię dźwigać moje tomiska. Wracając jednak do biblioteki, to trzeba przyznać, że ta instytucja idzie z duchem czasu. Stworzono kilka aplikacji na telefon i tablet, które mają za zadanie przybliżyć słowo pisane tym, którzy chętnie korzystają z dobrodziejstw techniki. Mamy więc VakantieBieb (biblioteka na wakacjach), która funkcjonuje tylko i wyłącznie w okresie wakacji szkolnych i w tym okresie pojawiają się w niej książki i czasopisma z różnych gatunków i dla różnych grup wiekowych. Jest też LuisterBieb, czyli aplikacja do słuchania audiobooków, PoëzieBieb gdzie można się zapoznać z poezją i VerhalenBieb, gdzie ukazują się opowiadania. Aplikacje są darmowe i dostępne dla wszystkich, członkostwo w bibliotece nie jest konieczne.
Biblioteki to jednak nie wszystko, w Holandii prawie każdy miesiąc ma swoją książkową imprezę. Koniec stycznia i początek lutego to De Nationale Voorleesdagen, czyli krajowe dni czytania na głos. Kampania ma na celu wypromowanie czytania na głos dzieciom w wieku pomiędzy 6 miesięcy a 6 lat. W marcu obchodzimy Boekenweek, czyli tydzień książki (więcej tutaj: http://wp.me/pXAr4-J5), to najbardziej znana akcja w Holandii. W kwietniu mamy natomiast De week van het Sportbook, czyli tydzień książki sportowej. Ta kampania ma na celu przybliżenie czytelnikowi książek sportowych i sądząc po ostatnich laureatach nagrody publiczności, jest to lubiana tematyka. W maju, w tym roku w zeszłym tygodniu, mamy Week van het Luisterboek, czyli tydzień książek audio. Podobnie jak podczas tygodnia książki, tak i w tym tygodniu dostajemy w księgarni prezent pod postacią audiobooka specjalnie przygotowanego na tę okazję. Czerwiec to Maand van het Spannende Boek (miesiąc książki trzymającej w napięciu), który promuje powieści detektywistyczne i thrillery. I znowu dostaniemy w księgarni prezent w postaci książki napisanej specjalnie na tę okazję, wystarczy wydać €12,50 na książki niderlandzkojęzyczne. We wrześniu otwieramy sezon czytelniczy festiwalem Manuscripta. Ta impreza to okazja do spotkań z autorami i wydawnictwami. Tego dnia ogłaszani są również nominowani do nagrody publiczności – NS Publiekprijs (tutaj pisałam o tegorocznych nominowanych: http://wp.me/pXAr4-Fo). W październiku obchodzimy Kinderboekenweek, czyli tydzień książki dla dzieci. To bardzo popularna akcja, plasuje się zaraz po tygodniu książki. Jeżeli wydamy w księgarni €10 na książki dla dzieci lub młodzieży, dostaniemy, a raczej nasze pociechy, książkowy prezent. W listopadzie, przez cały miesiąc, wszyscy czytamy tę samą książkę, w ramach Nederland Leest (Holandia czyta). To największa kampania czytelnicza na skalę krajową. Kluczem do niej jest jedna książka, która jest rozdawana przez, biorące udział w akcji, biblioteki publiczne. Ideą tej kampanii jest zachęcenie czytelników do rozmów o książkach.
Wymieniłam tutaj tylko najważniejsze kampanie czytelnicze, ale uwierzcie, że jest ich coraz więcej. Mam wrażenie, że z roku na rok przybywa nam tematycznych tygodni i jak tak dalej pójdzie niedługo nie będzie ani jednego, w którym będzie można czytać cokolwiek.
O mnie
Wygląda to wszystko naprawdę zacnie! Jednak przeczytałam Twój wpis na temat atmosfery w bibliotece. Zawsze mnie dziwił fakt, że w bibliotekach, to strach głośniej oddychać. Ale widzę, że tu poszło coś w innym kierunku. Czyli u nas i u Was, to jakieś skrajności. Fajnie jest pogadać, można pogadać przez telefon, ale wiem, że 70% społeczeństwa nie potrafi normalnie wykonywać tych czynności. Czyli zamiast rozmawiać, prawie się drą. Do tego jeszcze wszystkiego dorośli czytający dzieciom? Jakiś koszmar :) Dzieci, to dzieci – gadają głośno, biegają, zwracają na siebie uwagę, komentują co jest im czytane, baaardzo się ekscytują. Robi się jeden wielki harmider, a to już nie sprzyja miłej atmosferze… taka knajpa z bonusem w postaci dzieci XD
Muszę się zgodzić – biblioteka z biegającymi, wrzeszczącymi dzieciakami, czy ludźmi głośno rozmawiającymi przez telefon, to jednak nie jest moje wymarzone miejsce do spędzania czasu
Zgadza się, że rozmowy przez telefon są bardzo często prowadzone zbyt głośno. Jednak są też miejsca w bibliotece gdzie obowiązuje całkowita cisza. Jeżeli więc przeszkadza Ci harmider możesz się tam schować. :-)
Może 35 euro dla Holendra to żaden wydatek, ale ja uważam, że biblioteki powinny być darmowe – tylko czekam, aż u nas ktoś podchwyci ten pomysł wprowadzenia opłat w bibliotekach w ramach „promowania czytelnictwa”
Darmowe biblioteki to szczytny pomysł, ale niestety niewykonalny. Bez opłat członkowskich wiele z nich musiałoby zamknąć drzwi. Dofinansowanie z gminy jest z roku na rok niższe i biblioteki muszą zarabiać na własne utrzymanie. €35 rocznie to naprawdę nie jest wygórowana kwota. Dla porównania: nowa książka w miękkiej okładce kosztuje średnio €17,50, w twardej €24,50. Promowanie czytelnictwa odbywa się na innych płaszczyznach. Moim zdaniem najważniejsze jest zaszczepienie czytelniczego bakcyla u dzieci i młodzieży, a ci korzystają z biblioteki za darmo.
Promowanie czytelnictwa to jedno, ale selekcja poprzez 35 euro to drugie. Moim zdaniem, jeśli coś jest darmowe, to często jest także niedoceniane. Myślę, że w akcji promowania czytelnictwa chodzi o dotarcie do potencjalnych czytelników, a nie zapełnianie bibliotek przypadkowymi ludźmi, którzy mogą tylko odstraszyć np. nieodpowiedni zachowanie. Czy Holendrzy czytają książki, myślę, że wygląda to całkiem podobnie, jak i w naszym polskim społeczeństwie. Często wybieramy filmy, bo jesteśmy pochłonięci przez wir mediów społecznościowych.
Zatem chyba lepsze świadome 35 euro, niż byle jakie 0 :)
[…] Nie wiem czy jest kraj w Europie, w którym nikt się nie martwi sytuacją czytelnictwa. Przyznaję, że bardzo długo nie widziałam problemu, bo wychodziłam z założenia, że każdy czyta książki. Jeden mniej, drugi więcej. W końcu, jak mówił Józef Czechowicz, „kto czyta – żyje wielokrotnie, kto zaś z książkami obcować nie chce, na jeden żywot jest skazany.” Czytaj dalej na blogu Tramwaj nr 4. […]
Niesamowita jest ilośc tych rożnych akcji promujących czytelnictwo. :)
[…] Tekst ukazał się wcześniej na blogu Tramwaj nr 4 […]
Najbardziej jestem pod wrażeniem tej walizki dla noworodka… czyli jednak biblioteki z krajów europejskich potrafią być bardziej kreatywne niż amerykańskie. Super pomysł. Ogólnie uwielbiam biblioteki i to nie odkąd znalazłam się w Ameryce (jeżeli nie natrafiłaś jeszcze na mój tekst pt. na randkę do biblioteki to zapraszam tutaj:
https://papugazusa.wordpress.com/2015/02/05/na-randke-do-biblioteki/), swoją miłość do tego miejsca zakrzewiła we mnie babcia, która była bibliotekarką.
Z drugiej strony zastanawia mnie czy wszystkie pozostałe akcje, o których piszesz, mają jakieś przełożenie na lepsze statystyki czytelnictwa. Czy interesowałaś się wynikami?
Biegające, wrzeszczące dzieciaki? Przyznam, że mam niejakie doświadczenie w czytaniu dzieciom, swoim i cudzym – i jakoś mnie decybelami nie zabiły. :)
[…] licznych akcjach promujących czytelnictwo – temat ten poruszyła autorka wcześniejszego posta o czytelnictwie w Holandii. W Holandii oczywiście nie ma nic za darmo: roczny abonament może oznaczać koszt nawet 50 euro, […]