Kiano Booky One – w kilku punktach, czy warto!
Tydzień użytkowania za mną – może nie tak intensywny, jak Oisajowy, ale wystarczający, by w kilku punktach podzielić się z Wami wrażeniami. Dzisiejszy wpis będzie więc miał charakter schematyczny, a dopiero za tydzień otrzymacie ode mnie pełnoprawną recenzję. Dziś co prawda przemycę już szczątki opinii, ale skupię się bardziej na warstwie formalnej.
1) Kiano na swojej stronie internetowej podaje parametry i podstawowe możliwości urządzenia. Pozwolę sobie je przytoczyć – oto garść technicznych możliwości, jakimi dysponuje Booky One:
WYŚWIETLACZ 6″, 800X600 PVI PEARL SCL
PROCESOR ROCKCHIP RK2818 600 MHZ ARM 9 + DSP
SYSTEM LINUX
PAMIĘĆ OPERACYJNA 128 MB DDR2
PAMIĘĆ WEWNĘTRZNA 4 GB
OBSŁUGA KART DO 32 GB, WEJŚCIE MICROSD
ZŁĄCZE MICRO USB USB 2.0
BATERIA 1500 MAH
OBSŁUGIWANE FORMATY EBOOK PDF, EPUB, TXT
OBSŁUGIWANE FORMATY OBRAZÓW JPG, JPEG, BMP, GIF
Jest skromnie, ale tak właśnie miało być. Modele Booky One i Booky Light reklamowane są opiniami konsumentów, którzy chcieli na rynku – podając za www.kiano.pl – urządzenia po prostu do czytania, bez tysiąca niepotrzebnych funkcji. Potrzebnych-niepotrzebnych, inwestując w Booky One, otrzymujemy za atrakcyjną cenę produkt spełniający podstawowe funkcje, do jakich przyzwyczaiły nas e-czytniki.
2) Urządzenie jest lekkie i wygodne w użytkowaniu. Małe wyżłobienia w tylnej części obudowy poprawiają komfort trzymania. Cały sprzęt ma wymiary 13×18 cm, wyświetlacz zaś 9×12,5 cm, czyli wzór raczej standardowy.
3) Nieemitujący światła wyświetlacz E-ink rezygnuje z tortur na Waszych oczach – dłuższe czytelnicze posiedzenia nie będą uciążliwe.
4) Oisaj może na swoim Prestigio słuchać muzyki lub audiobooków, korzystać z przeglądarki i robić notatki, ma też wbudowane głośniczki i futerał. Ja nie, ale mój e-czytnik kupicie za o wiele niższą kwotę niż Oisajowy. Także ja brak tych bajerów wybaczam i jeśli Booky ma służyć przede wszystkim czytaniu, a pieniądze przeznaczone na zakup są ograniczone, będzie jednym z lepszych wyborów na rynku.
5) W kwestii samego użytkowania:
- Urządzenie uruchamia się po pięciosekundowym przytrzymaniu przycisku power.
- W tym czasie – ok. 20-sekundowego włączania – ekran miga na czarno jakieś 6 razy. Przy późniejszym włączaniu jakiegokolwiek folderu lub wertowaniu stron, następuje jedno mignięcie. Czas reakcji podczas zmieniania strony to więc 1,5 do 2 sekund.
- Muszę przyznać, że czas reagowania na przyciski nie jest najmocniejszą stroną Booky One. W menu głównym, gdzie możemy np. wybrać ostatnio dodane pliki, wejść w ustawienia, zakładki lub samodzielnie wyszukać interesujący nas tytuł, okres przełączania między ikonkami trwa… ok. 3 sekundy! Oczywiście zbyt wiele czasu w tym miejscu nie spędzimy, raczej interesują nas same książki, ale jednak pierwsze wrażenie pozostawiło komentarz w stylu: „kurczę, ale wolno!”. To taki pierwszy poważniejszy mankament ;)
- 500 książek na start to pliki w formacie PDF. I tu pewien szkopuł – znacznie lepiej na czytniku wyglądają EPUB-y. Mówiąc „znacznie”, mam na myśli naprawdę znacznie. Pliki PDF często w losowych miejscach odstępują od zasady wyjustowania tekstu, pozostawiają w linijkach pojedyncze zwroty, a przypisami żonglują jak chcą, utrudniając czytanie. Format EPUB za to prezentuje się znakomicie i po tygodniu użytkowania nie miałem z nim najmniejszego problemu.
- W jeden dzień brat zabrał e-readera na uczelnię i doniósł po powrocie, że Booky One zawiesił się tak, iż konieczny był restart. Ja takiego problemu nie uświadczyłem, ale nie mam powodu, by nie wierzyć testerowi nr 2 ;)
- Można sobie tworzyć zakładki, książka „po zamknięciu” zapisuje miejsce czytania i gdy wchodzimy w plik ponownie, ten teleportuje nas do strony, na której skończyliśmy lekturę. Czyli pełen luksus ;)
- Teksty można kilkakrotnie przybliżać, obracać w dowolnym kierunku, przenosić się do dowolnej strony.
- Nie doszukałem się możliwości zmiany podstawowej czcionki. Ale sprawdza się dobrze, więc nie ma takiej potrzeby.
- Po tygodni użytkowania jeszcze nie musiałem ładować. Zobaczymy, jak będzie dalej, bo niektóre źródła podają, że bateria trzyma nawet 3 tygodnie przy codziennym czytaniu, a niektóre wspominają o czymś zgoła odmiennym… Dowiemy się, jak to jest naprawdę :)
I to na dzisiaj tyle. Napisałem i tak więcej niż chciałem, dlatego niewykluczone, że pewne spostrzeżenia powtórzę w oficjalnej recenzji Booky One za tydzień, ale na pewno warto będzie zajrzeć!
Jeśli chodzi o pdf-y to chyba żadnej czytnik nie radzi sobie z nimi za bardzo. Zdecydowanie kodowanie nie jest przeznaczone na te urządzenia. Czas reakcji jest rzeczywiście nie najlepszy, ale przy czytaniu zaczęłam się zastanawiać ile zajmują takie przeskoki mojemu czytnikowi. Będę musiała to sprawdzić.
Dlatego gonię za EPUB-ami – dziś i tak to standard. PDF-y są ostatecznością, konieczną czasem przy pobieranej przez internet darmowej klasyce, choć np. na wolnelektury.pl można żonglować formatami do woli. Trochę wobec tego smutno, że te 500 darmowych klasyków ze strony to właśnie PDF-y. Wiadomo, oszczędność miejsca na dysku, ale jednak wolałbym mniej, a w lepszej formie.
Reakcja jest tak wolna tylko w menu, przy samym czytaniu działa szybciej i aż tak się tego nie odczuwa.
Hm, a nie łatwiej ściągnąć Calibre i przekonwertować? Choć przyznam, że tego procesu nie testowałam na plikach z obrazkami, więc nie wiem, jak wyjdzie.
Ja próbowałem konwertować PDF na mobi, rozjechało się dokumentnie. Ale nie walczyłem zbyt intensywnie :)
Ja powalczę, jeśli nie znajdę innego wyjścia. A najłatwiej chyba jednak zaopatrywać się w EPUB-y, które na czytniku wyglądają tak, jak wyglądać powinna książka ;)
Chyba wolałabym właśnie taki czytnik, bez niepotrzebnych bajerów, dodatków i przycisków – w końcu prawdziwej książki nie zastąpi mi mały sprzęcik z migającą diodą, dlatego nie dbałabym o jego wygląd i dodatkowe funkcje a sam komfort czytania. Najbardziej boli, gdy człowiek jedzie na wakacje a 4 tomiska nie mieszczą się w torbie. Czuję wtedy ból, gdy jedna z książek musi zostać w domu, bo trzeba znaleźć miejsce na strój kąpielowy :D
Że strój kąpielowy ważniejszy od książek? No coo ty :D
Wiesz, niektórzy lubią np. czasem posłuchać audiobooka – to miły dodatek – ale wszystko inne, z wyjątkiem futerału i podświetlanego ekranu lub specjalnej lampki służącej do tego, jest baardzo opcjonalne. Zresztą dopiero od niedawna przemieniam się z typowego książkowego tradycjonalisty na takiego, co to obejrzy się za e-książką, więc wciąż tkwię w fazie „oby się, przede wszystkim, dobrze czytało” :) Książka to książka; tamte ułożone wewnątrz literki są najważniejsze!
[…] czytnika, którego testowałem przez ostatnie tygodnie. Sporo powiedziałem już o nim TU i TU, więc dziś spróbuję zebrać te wszystkie informacje w formie subiektywnej, a jakże, opinii […]