[Z zakurzonej półki] „Mój przyjaciel Meaulnes” – Ostatnie dni beztroski…
Czekałem. Długi czas wypatrywałem polskiego wznowienia jedynej książki Alaina-Fourniera. Gdy wydawnictwo Zysk i S-ka ogłosiło reedycję, z przeogromnym entuzjazmem stwierdziłem, że muszę ją mieć. Dziś jestem po lekturze powieści „Mój przyjaciel Meaulnes” – tytułu wydanego rok przed wybuchem I wojny światowej, rok przed śmiercią autora w okolicach Verdun. Rok przed ostatnią podróżą, francuski poeta i dziennikarz pisał o miłości, młodości, o niespełnionych marzeniach i przyjaźni, która nie wygasa – piękne tematy. I pisał też pięknie…
Do szkoły Sainte-Agathe przybywa siedemnastoletni Meaulnes, uosobienie marzeń i wiecznej przygody. Szybko zaskarbia sobie zaufanie pozostałych uczniów i zaczyna pełnić rolę samozwańczego przywódcy. Młodszy o dwa lata Franciszek Seurel to jego przeciwieństwo – chłopiec niepozorny, cichy i nieśmiały, syn wiejskich nauczycieli. Mimo różnic młodzieńcy zaprzyjaźniają się i to właśnie Franciszek, w roli narratora, opowie historię swego oddanego towarzysza. Pewnego dnia Meaulnes ucieka ze szkoły i błądząc, dociera do majątku, w którym trwają przygotowania do dziecięcego balu przebierańców. Później to miejsce przyjaciele nazwą „tajemniczą krainą”. Chłopiec poznaje tam piękną Yvonne de Galais i zakochuje się w niej miłością szaloną, młodzieńczą i nieznającą żadnych granic. Cudne wspomnienie ukochanej zaważy na całym życiu bohatera, który za jedyny cel swojego dojrzewania obierze odnalezienie niewiasty, tak żarliwie umiłowanej owego pięknego dnia, kiedy spotkali się po raz pierwszy.
Stykamy się z bohaterami w wyjątkowym etapie ich życia, kiedy muszą porzucić dziecięcą beztroskę i przychodzi im zderzyć się z powagą dorosłości, ale wokół nich wciąż tli się promyk niewinności. Każe nam poddać się francuskiej atmosferze chłopięce wspomnienie stancji, a na niej czerwony dom z werandą, jak żywo otwierający tajemniczą ścieżkę wspomnień autora. Bo trzeba wam wiedzieć, że w 1905 nad brzegiem Sekwany spisana przez Alaina-Fourniera miłość naprawdę rozkwitła w życiu pisarza. Nieomal słyszy się stukot drewniaków o podłogę mansardy, krzyki i śmiechy rozbieganych dzieci krążących wokół katedry. Sielski czas, gdy zabawa przyćmiewała obowiązki. Autor lubi pisać o zwyczajach swoich młodych bohaterów, o zabawach w przerwach lekcji, o ich naturalnych rozmowach, o codziennych relacjach w szkolnym środowisku – może pisze za dużo, może zbyt szczegółowo (przez co pierwsza część powieści właściwie stoi w miejscu), ale posługuje się tak uroczo poetyckim językiem, że w chwilach szczególnych tworzy niemal baśniową atmosferę. Znów jednak trzeba zastosować pewne rozgraniczenie: „Mój przyjaciel Meaulnes” najbardziej porwie tych sentymentalnych. Oni poczują się jak w raju, podczas gdy bardziej odporni na pewne literackie zabiegi zaryzykują znużenie harmonijnie pastelową fabułą. Jedni uznają postać Franciszka za bohatera tragicznego, inni za schemat ofiary losu. Tym pierwszym z uśmiechem uścisnę dłoń ;)
Szczerze przyznam, że i ja nie przez cały czas poddawałem się czarowi Alaina-Fourniera. Podszedłem do książki bardzo optymistycznie i z dużymi nadziejami, dlatego też szczególnie chciałem wsiąknąć w każdy rozdział, a nie zawsze było to zadanie łatwe. To nie książka, która porywa lub zaskakuje dramatem (choć elementy zaskoczenia sprawnie wpleciono w treść powieści), ją należy czytać w spokoju. Tu się odnajduje wartości, a nie jest się nimi obrzucanym. Chwilami jednak przebieg zdarzeń bywa miałki, jakby schowany za mgłą. Brakuje zdecydowania w sposobie kreowania zdarzeń. Jeśli już jesteśmy przy mankamentach, to szybko o nich skończę, by dalej móc cieszyć się już tylko zawartym w opowieści pięknem. Autor nie radził sobie z chronologią i sprecyzowaniem postaci – zdarzy się wam błądzić w czasie akcji robiącym dość znaczące przeskoki, a także nie będziecie mogli przyzwyczaić się do tego, ile lat mają Franciszek i Meaulnes. Rozpoznawalność ich wieku wydała mi się rozmazana; z jednej strony szkoła, z drugiej dorosłość jednego z przyjaciół. Tutaj postępująca samodzielność, a tam zabawy z rówieśnikami. Pozwolę jednak zrzucić ten problem na inne realia i czas, w jakim autor pisał. To tyle w kwestii wad – cóż, ja cenię taką literaturę, ale z bólem serca muszę stwierdzić, że być może dla sporej grupy odbiorców, tych przypadkowych, niezadeklarowanych w miłowaniu podobnych opowieści, „Mój przyjaciel Meaulnes” okaże się książką… nudną, nadmiernie prostą i w ogóle o-co-tyle-zachodu. Ja tak nie uważam, ale to zdecydowanie nie jest pozycja dla wszystkich: nie dla tych głównie, którzy romantyczne uniesienia mają za nic, którzy retrospektywną i momentami pamiętnikarską narracją są przesyceni, a młodzi bohaterowie, których porywczość i nagłość podejmowanych decyzji zapędza w naiwne, ale trudne do rozwiązania problemy, są im w najszczerszej opinii obojętni.
Jest coś ładnego w tej historii, jest nienachalna klasa, która uprzyjemnia obcowanie z prozą Alaina-Fourniera. To spokojna, płynna, urokliwa opowiastka, a my przy niej czujemy się dobrze. Autorowi udało się uchwycić namiętności swych młodych postaci, z dobrym skutkiem poddał ślicznemu opisowi wszystko, co ich otacza – małe i duże rzeczy. Choć fabuła nie należy do skomplikowanych, to czuć w niej emocjonalne zaangażowanie pisarza. Mówi o miłości ciepłej, ale utraconej, młodzieńczej, lecz nad wyraz dojrzałej, i te skraje treści łączy z niebywałym wdziękiem. Sytuacja Meaulnes’a troszkę przypomina te opowieści o wakacyjnej miłości, która zjawia się nagle, jak delikatny podmuch wiatru, ciepła i kojąca, po czym znika, zostawiając ślad wyłącznie we wspomnieniach. Jak wakacyjny romans, ale głębiej, piękniej, bo na całe życie.
Spotkałem się z opiniami, że recenzowana książka najcelniej trafi do młodszych odbiorców. Do nich oczywiście też, ale moim zdaniem to po prostu powieść dla tych, którzy mają w sobie młodość, czasem pomimo wieku. I dla dużo starszych, którzy chcieliby tę młodość odzyskać. Wokół nas jest tak wiele piękna, lecz tak niewiele go dostrzegamy. Teraz wiem dlaczego – spora namiastka ukryła się łobuzersko w słowach Henriego Albana Fourniera!
PS Jeśli traficie na książkę w księgarni, przeczytajcie chociaż krótką opinię śp. Wojciecha Żukrowskiego na skrzydełku okładki. Nie wiem, czy mnie udało się uchwycić tę wartość, którą „Mój przyjaciel Meaulnes” prezentuje, ale panu Wojciechowi wyszło to znakomicie. Drobna próbka: Zaufajmy Meaulnes’owi. Jeszcze raz was w te dni szczęśliwe poprowadzi. Wielki Meaulnes sam gorzko zabłąkany w manowcach świata i uczuć. Ufnie zacieśnijmy palce wokół jego dłoni. Tajemnice, która wam odsłania, są waszymi tajemnicami. Jest wam tak bliski, bo opowiada o was samych sprzed lat. O kraino przygody, żegnana i znów odnaleziona.
Podsumowanie:
Tytuł: Mój przyjaciel Meaulnes
Autor: Alain-Fournier
Wydawca: Zysk i S-ka 2014 (premiera: 1913)
Moja ocena: 7/10
Szykuję się do lektury tej powieści.
Nie zapomnij podzielić się wrażeniami :)
Mnie ta książka kojarzy się z „Magiem” Fowlesa, bo inspirowanym w pewnym sensie Meaulnesem. Niestety wydaje mi się, że tego typu literatura nie przetrwała próby czasu…
„Maga” nie miałem jeszcze przyjemności czytać, więc trudno mi się odnieść, ale dziękuję za napomknięcie o tej książce. Myślałem nad tym, czy „Mój przyjaciel Meaulnes” nie odstaje zanadto od standardów obecnej literatury i… faktycznie tak jest, ale nie nazywam tego bezpośrednio „nieprzetrwaniem próby czasu”, bo ja np. uwielbiam podobne opowieści, pisane podobnie pięknym językiem. We mnie takie niewspółczesne klasyki zawsze będą miały oddanego czytelnika, który chętnie odstawi najnowszy thriller lub podążającą za trendami powieść fantasy, by powędrować w czasie z Meaulnes’em:)
Mam teraz taki jakiś wewnętrzny dylemat, bo nie jestem pewna, czy czytałam dawno temu na zajęciach z francuskiego, jeszcze w szkole, czy tylko we fragmentach… Hm. Jest zagwostka :D Ale chyba muszę sobie przypomnieć, jak tak nie pamiętam do końca :D
Stare słuchowisko krąży po sieci, więc można na chwilkę włączyć i może coś się skojarzy :) Ale nawet jeśli czytałaś, to bardzo polecam – to francusko ładna książka :D A Zysk i S-ka tym wydaniem w pełni mnie olśniło, piękna robota, idealnie pasująca do treści, cudnie wygląda na półce i nie chce się jej ani na chwilę odkładać.
Ha! Jest na Gutenbergu, w oryginale, więc ściągam i jak mi się zwolni miejsce w kolejce czytelniczej, to przeczytam, na wszelki wypadek od nowa :D
I znów ten osławiony Gutenberg :D I co tam, że po francusku, co tam, że po angielsku – w oryginale ;) Podziwiam i życzę oczywiście pięknej lektury, tak urokliwej jak moja.
Gutenberg rządzi :D No, a to całe czytanie w oryginale, to lata ciężkiej pracy mnie kosztowało, zarywania nocy i cudów na kiju naukowych, więc teraz korzystam :D
Dziękuję i na pewno taka będzie, ale to dopiero tak myślę, że albo pod koniec października albo już w listopadzie się przekonam, ale się przekonam :D
Chodzę wokół tej książki jak pies wokół jeża ;) Pięknie wydana, kiedyś dawno temu czytałam ją w angielskim tłumaczeniu i nie pamiętam nic oprócz tego, że mi się podobała. Niby lista lektur zdecydowanie mi się wydłużyła ostatnio, ale chyba wpiszę na nią jeszcze Alaina-Fourniera – dzięki! A jeśli nie czytałeś „Maga”, to polecam – to jedna z książek, którą niektórzy kochają nad życie, a inni wyrzucają z irytacją, ale na pewno warto poświęcić na nią czas.
Ja nie zwykłem nie cierpieć szczerą nienawiścią żadnej z książek i znacznie częściej zdarza mi się kochać niektóre z nich „nad życie”, więc liczę na takie wrażenia przy „Magu”. Zwłaszcza że zerknąłem na opinie o tej powieści oraz opis fabuły i muszę przyznać, że już się nie mogę doczekać ;) Podobnie jak u Ciebie – lista najbliższych lektur jest długa, ale powinienem znaleźć lukę na dzieło Fowlesa, a wtedy na pewno napiszę o niej w tym cyklu.
Wydanie śliczne, łapię się na tym, że po przeczytaniu kilka razy już wyciągałem ją z półki tylko po to, by zdjąć papierową obwolutę ze skrzydełkami i zerknąć jeszcze raz na chropowatość frontowej grafiki na twardej oprawie. W kwestii tłumaczenia – chyba dobrze, że Zysk i S-ka powrócił do przekładu Anny Iwaszkiewicz z ’36 roku, bo choć chwilami zgrzytały mi jakieś powtórzenia i gdzieniegdzie dawała się we znaki pewna nieporadność języka, to klimat, atmosfera tej powieści, która jest chyba największym atutem prozy Alaina-Fourniera, została oddana bezbłędnie :)
Secrus ty zdajesz sobie sprawę, że to jest TA Padma?
Padma miasto książek? :)
Padma, która potrafi wygenerować ruch większy niż Wyborcza?
I zamilknę, aby nie wyjść na wazeliniarza :)
Przyznam nieskromnie, że zorientowałem się, ale mimo stresu i drżenia rąk spróbowałem wypaść wyjątkowo naturalnie. I jak, i jak, udało mi się? :D
[…] do której przeczytania jakoś się nie kwapię ;) „Mój przyjaciel Meaulnes” (recenzja TUTAJ), „Johnny Porno” i „Powiastki filozoficzne” są efektem współpracy […]