C(z)ytując 1 – Przyjaźń, traktor i nauczyciel
To, co czytamy, mówi o nas wiele. Podobnie to, jak czytamy, na co zwracamy uwagę. Co zostaje w naszej pamięci, które fragmenty wspominamy i z jakiego powodu: czy ze względu na silne skojarzenie z czymś, co przeżyliśmy, czy dzięki językowi lub treści. A co ze słowami, zdaniami, dialogami, monologami, dygresjami, akapitami i rozdziałami, które chcemy ocalić od zapomnienia, zaznaczając ich ślad? To też coś o nas mówi – fiszki na stronach 123 i 256, a nie 313, którą zapełnił natchnionymi notatkami jakiś bliżej nieokreślony czytelnik wypożyczający książkę przed nami. Pragniemy mieć pod ręką jakiś cytat, bo coś ważnego nam w chwili czytania powiedział, coś tak ważnego, że nie chcielibyśmy tego kalać niedokładną pamięcią, ale odtwarzać w kongenialnej formie.
Po stronicach książek nie piszę, fiszki ograniczam do minimum (wyjątkiem pozycje eksploatowane szaleńczo, choćby przy naukowej pracy nad licencjatem, co skutecznie wypełniło kolorowymi karteczkami moje egzemplarze Weisera Dawidka, Białego kruka czy najnowszej publikacji Tadeusza Cegielskiego o kryminale), ale od jakiegoś czasu nałogowo FOTOGRAFUJĘ zauważone spostrzeżenia, czasem dwuzdaniowe fragmenty, niekiedy pięciostronicowe ciągi wyjątkowej narracji. Składowane na dysku JPG-i piętrzą się i zajmują coraz więcej miejsca, nieposegregowane, czasem nawet nie wiadomo skąd, jak i dlaczego. Teraz jest ich 1000, a będzie więcej, bo w mojej czytelniczej przyszłości błyskotliwych pisarzy i pisarek nie brakuje.
Ostatnio zacząłem to wszystko przeglądać, odczytywać, odtwarzać, przypominać sobie i innym. Sporo myśli usuwam, wiele zostawiam i dokładniej opisuję. I myślę nad nimi, grupuję, czytam po kilka razy, żeby jeszcze raz zetknąć się z kawałkiem literatury, który kiedyś lub całkiem niedawno mnie zadziwił.
Tak sobie pomyślałem, że czytując i cytując – czyli C(z)ytując – pomęczę też trochę Was, a może w tych wynurzeniach również zainspiruję. Bo przecież po to są słowa, po to literatura, by się nimi dzielić, by dyskutować o nich i komentować je, wyciągać jak najwięcej, nie ślizgając się po słowie jak po… lodzie chociażby.
To oczywiście Donna Tartt i jej Tajemna historia, książka jeszcze niedawno jak duch, niedostępna i legendarna, a dziś afiszująca się w twardej oprawie na zdjęciach stosów wielu blogerów. Co prawda mamy lato i nikomu w głowach szkoła czy nauczyciele, ale ta rozmowa głównego bohatera Richarda Papena z Julianem Morrowem, ekscentrycznym profesorem starożytnej greki i kultury antycznej, ma w sobie coś uniwersalnego. To nadęte i elitarne w złym tego słowa znaczeniu, by wszystkich nauczycieli w naszym życiu zastępować jednym, wyjątkowym mistrzem, ale jednocześnie przyciąga, tak jak przyciągnęło Richarda. Tego rodzaju intelektualna opieka niwelująca inne wpływy to dziś utopia, zwłaszcza jeśli mówimy o edukacji powszechnej. Na gruncie rozwoju akademickiego jest czymś pięknym i aktualnym (wystarczy posłuchać dzisiejszych profesorów, którzy z szacunkiem wypowiadają się o swoich mistrzach sprzed lat), ale nie może zastępować innych źródeł postępu człowieka pod pretekstem, że to „wprowadza bałagan w młodym umyśle”. A ustęp o książkach? My już chyba zatraciliśmy się w tym „świecie nowożytnym” bez granic – kto dzisiaj rezygnuje z wchłaniania kolejnych opowieści, aby poznać jedną do szczętu? (Jedną, dwie, pięć – to oczywiście uogólnienie). Może czytamy klasyków, żeby mówić, że ich przeczytaliśmy, a nie żeby zrozumieć więcej, niż jesteśmy w stanie objąć naszymi umysłami przy pojedynczym przemknięciu wzrokiem po wersach? Może tak jest, może ja sam czasem tego w sobie nie lubię, niepoświęcania większej ilości czasu jednej historii tylko dlatego, ż następna już czeka. Choć, na szczęście, u mnie to raczkuje, a że z tym walczę – wierzę, że nie wstanie.
przekład: Paweł Witkowski |
A to już Barbara Hollender i Od Wajdy do Komasy (o drugim tomie jej publikacji pisałem kilka dni temu), fragment rozdziału o Wojciechu Smarzowskim, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. To chyba naczelny smutas współczesnego kina polskiego, facet, który wprawia w depresję bez recepty, ale jednocześnie nie robi tego bezmyślnie, lecz z głębią treści i cennym komentarzem na temat Polaków i polskości. Nie wiem, który jego film cenię sobie najbardziej – zapewne Dom zły albo Różę (z aneksem, że Wesele do tej pory mnie jakoś omijało i wiem, że to niewybaczalny błąd), choć zbliżający się Wołyń może tę czołówkę zmienić. A cytowany fragment? Cóż, po prostu mnie swego czasu rozbawił. Bardzo. I co tu dużo mówić, dalej bawi. |
Mowa o „wznowieniu” Mroków Jarosława Borszewicza, które ukazało się nakładem wydawnictwa Iskry w 2015 roku. Skąd ten cudzysłów? Otóż nowe wydanie po latach zostało przez autora bardzo mocno zmienione względem pierwowzoru (który jest prawdziwym białym krukiem, poszukiwanym wszędzie, obecnym w Internecie na jednym z gryzoni w postaci skanów). Dość powiedzieć, że fragmentu zaprezentowanego obok w wersji z 1983 roku… po prostu nie ma. I nie ma też pewnie wielu innych myśli, anegdot, wierszy (bo sam Borszewicz nazywa Mroki „poezjowieścią”, to pewna konstrukcja zawieszona między rodzajami spajającymi literaturę), tak samo jak w wydaniu z 2015 czegoś brakuje, coś zostało doprowadzone do zupełnie innej formy, w której z różnych powodów nie mogło zaistnieć 33 lata temu. O Mrokach więcej pisałem TUTAJ. Dobra wiadomość jest taka, że Iskry zapowiedziały drugą część książki (Pomroki) na październik, zła – że autor zmarł dokładnie dwa miesiące temu, w Dzień Dziecka, zdążywszy jeszcze 17 maja dostarczyć wydawnictwu ostateczną wersję powieści A cytat? Pisałem rok temu, że „pamiętnik myśli” Jarosława Borszewicza jest wypełniony dziesiątkami takich zdań, które uderzają i zakorzeniają się w głowie. Jak ta opowiastka na zdjęciu. Prosta, ale zatrzymująca czytającego w półstanie trudnym do opisania. Ilu ludzi z depresją można choć na kilka dni zachować od najgorszego drobnym gestem, który nic nie kosztuje, jest w ekwipunku człowieka z natury, a potrafi czynić cuda? Tylko czy patrzymy dość uważnie, by zawyrokować, że ktoś obcy „wygląda na samobójcę”, skoro czasem nie potrafimy nawet zrozumieć bolączek najbliższych nam osób? |
Jeśli macie ochotę, porozmawiajmy.
Adrian Kyć
Świetny pomysł, świetny wpis. Jednak czekam na Twoje ulubione cytaty z Magicznych Lat!
Potrzebowałbym kilku osobnych odsłon tylko dla nich ;) Ale będą na pewno, chyba nawet w jakimś tematycznym ujęciu, razem z „Sercami Atlantydów”, „Słonecznym winem”, „Ciałem” czy „Weiserem Dawidkiem”… No i liczę na małą pomoc przy selekcji cytatów z McCammona; skonsultujemy się, jak już przeczytasz!
No przeczytałam już jakiś czas temu. Jestem w trakcie tworzenia recenzji! :)