[Z zakurzonej półki] „Ubik” – Przyszłość śmiercią podszyta…
Ubika czytałem jak w transie. Dawał mi dużo powodów do wstrzymania lektury i zastanowienia się, ale ja brnąłem bez przerw, bo to, co galopowało mi przed oczami, porywało do cna. Tym sposobem zostałem niemal bez refleksji w postaci notatek, gotowych myśli czy zdań, jakie zawsze służą mi w procesie pisania recenzji. Skończyłem z wciąż nieułożonym zbiorem formowalnych obrazów, które chcę teraz pozlepiać, ale one dają sygnały, że jeszcze za wcześnie, że trzeba odczekać i Ubika w niemal ospałym tempie przetrawić. Siadam więc do znaku zapytania, który nie zamieni się nagle w kropkę czy choćby przecinek. Co najwyżej oczekujący wielokropek…
Philip K. Dick przenosi się do mocno futurystycznego roku 1992, kiedy ludzie posiadają zdolności psioniczne (czyli paranormalne, np. telepatia czy przewidywanie przyszłości) lub anty-psi (żerujące na tych pierwszych tak, jak tamte żerują na normach – osobnikach pozbawionych „mocy”), trwa w najlepsze „tyrania maszyn homeostatycznych”, czyli mówiąc prościej: przedmioty władają ludźmi, każde drobne urządzenie „myśli” i domaga się pieniędzy za jego użytkowanie, a oprócz tego istnieje półżycie, technologiczne podtrzymywanie procesów życiowych u zmarłych umieszczonych w specjalnych ośrodkach (moratoriach), aby długo po śmierci żywi mieli z nimi choćby szczątkowy kontakt.
Wyobraźcie sobie odwiedzanie przyszłościowych katakumb i ciche oczekiwanie na „połączenie” z niedawno zmarłą ukochaną osobą. My ją tylko słyszymy, ona odbiera naszą projekcję w swoim świecie, jakbyśmy przyszli w odwiedziny do jej domu po śmierci. Dawkujemy sobie te wizyty, bo półżywy powoli dogasa i niedługo zniknie na zawsze. Takie Dickowskie pomysły na świat SF działają w Ubiku bezbłędnie, są szlakiem wytyczonym porażającej atmosferze enigmatyczności, cichej duchowości i klimatowi, który wyznacza wspólne punkty choćby z filmową eterycznością nastroju Blade Runnera. Wobec nich sensacyjna fabuła, mimo że istotna, zdaje się zaledwie dopełniać wizję świata – choć nie spoczywa na laurach, oferując historię wymarzoną do odkrywania. Misja na Księżycu, zamach na grupę inercjałów (anty-psi), filozoficzne lawirowanie na granicy życia i śmierci, długa wędrówka ocalałych w poszukiwaniu samych siebie – wędrówka naznaczona kolejno tajemniczymi zgonami członków ekipy. Dodam tylko, że przemierzanie futurystycznego świata może mieć coś wspólnego ze wspomnianym półżyciem, może ten chaotyczny, abstrakcyjny świat wmiesza się w materialną rzeczywistość i zaburzy jej rytm.
Bieg fabuły zahacza też o temat podróży w czasie w sposób niecodzienny – nie pojawia się jako wędrówka w latach, ale przyciąganie przeszłości do siebie, zaszczucie w regresywnej czasoprzestrzeni, której rozpad postępuje w tempie niezłej sensacji. Futurystyczna powłoka Ubika pozwala ponadto nadać mieszającej w głowie opowieści o śmierci alegoryczny rys, z którym prędki umysł autora radzi sobie znakomicie, oprowadzając czytelnika po świecie przyszłości zdeformowanymi dróżkami wyobraźni. I ta deformacja, ta zespolona z nieuchwytną atmosferą zaszczucia wizyjność to efekt literackiego talentu K. Dicka, nieodnoszącego się bynajmniej do prostego i raczej przezroczystego języka, niewyrastającego z narkotykowej codzienności autora – czym próbuje się czasem zmanipulować powód jego sukcesu; we wstępie do wydania Łukasz Orbitowski pisze przede wszystkim o tym – ale będącego umiejętnością kreacji historii z jednej strony porywającej, kryminalno-thrillerowej, a z drugiej dającej szansę mnożenia interpretacji i odczytywania Ubika na kilku poziomach symboli jednocześnie. Choćby przez wzgląd na sam tytuł oznaczający tajemniczy specyfik, którego działania wam nie zdradzę, abyście sami mogli przeprowadzić na jego temat nadzwyczajne śledztwo.
No i nastało to, czego się bałem – Ubik mnie przygniótł, ograniczył ruchy, uszczuplił krytyczny aparat lekkością formy połączoną z głębią treści. Obraz trwania między światami zdumiewa, trafność alegorii oszałamia, mnogość religijnych aluzji ciekawi, a gatunkowość science fiction szybko przeradza się w uniwersalizm. Powieść jest krótka i bardzo pojemna, więc siłą rzeczy pędzi na złamanie karku, w tym pędzie zachowując jednak nierozmytą strukturę. Poległem jako recenzent, bo nie chcąc zdradzać zbyt wiele, ograniczyłem się mimowolnie do kilku rozrzuconych myśli. Wygrałem jako czytelnik, bo Philip K. Dick ma ten dar, że w zetknięciu z jego prozą każdy coś wygrywa. Teraz w piękniejszym stylu – ze szkicami Siudmaka i srebrną, mieniącą się twardą oprawą. Ale to już chyba prawda objawiona, że Ubika po prostu trzeba przeczytać bez względu na literackie upodobania. Kiedyś, teraz, zawsze.
Podsumowanie:
Tytuł: Ubik
Autor: Philip K. Dick
Tłumaczenie: Michał Ronikier
Wydawca: REBIS 2016 (premiera: 1969)
Moja ocena: 8/10
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję księgarni internetowej bookmaster.com.pl
Adrian Kyć
Adrian, Ty nawet, gdy nie wiesz co napisać, to robisz to pięknie :) Rozumiem, że można polec przy Philipie K. Dicku, bo on totalnie rozbija i emocjonalnie wysysa. Bardzo, bardzo lubię jego prozę, bo daje mi do myślenia, a to jest jedna z lepszych rzeczy w książkach.
Ale ja nie lubię, gdy nie wiem, co napisać, bo wtedy pozostaje sama forma bez wyrazu ;) Choć przez wzgląd na naukę przyjmowania komplementów serdeczne dzięki! No właśnie, „Ubik” zmusza do myślenia, że czegokolwiek by się o nim nie napisało, to będzie niewystarczająco i zbyt prosto :) I do myślenia o wielu innych, ważniejszych sprawach też, dzięki czemu na pewno na „Ubiku” nie skończę.
Wiem, też nie lubię, gdy mam po lekturze mętlik w głowie i nie wiem, co napisać ;) Ale Ty się wybroniłeś, wierz mi.
No i zachęcam do sięgnięcia po inne dzieła Dicka (choć akurat „Ubik” jest jednym z moich ulubionych), naprawdę warto.
Długo przeglądam bloga, ale pierwszy raz trafiłem na recenzję książki, którą właśnie czytam (a w zasadzie jej słucham).
To jakaś zmowa, bo mniej więcej tydzień przede mną „Ubika” skończył czytać mój znajomy, który opublikował też hurraoptymistyczną opinię, mimo że z SF miał do tej pory niewiele wspólnego ;) I jak dotychczasowe wrażenia, chwyta tak mocno, jak mnie? Zerknąłem z ciekawości na fragment audiobooka w Internecie i muszę przyznać, że lektor robi świetny nastrój.
Zaintrygowałeś mnie tą książką. Grzeba ja dodać do listy zakupów.
W takim razie bardzo się cieszę ;) Śmiało, „Ubik” to pewniak.
No! I taki obrót sprawy mi się podoba. :) Wiedziałem, że Dick Ci przypadnie do gustu, bo wizjonerstwa, pomysłów i ogólnie stylu tego autora nie da się nie docenić. Najlepsze jest to, że czytając jego książki doszukujesz się rozwiązań i już już myślisz, że je masz, a na koniec zadajesz sobie pytanie: ale czy faktycznie? Czy to była fikcja, czy rzeczywistość? I czym tak naprawdę jest ten Ubik? A ostatni rozdział mocno zagmatwał na jego temat. :)
Miałem właśnie biec do Ciebie na blog pod recenzję „Ubika”, bo czytałem ją, kiedy komponowałem swój tekst ;) Zgadzam się w pełni, Dick zgrabnie miesza i myli tropy, a potem zaskakuje tak, że czytelnik nie może wyjść ze zdumienia, ale jednocześnie nie czuje się oszukany. Tutaj to był właśnie ten Ubik oraz sytuacja i świat, w jakich znajdują się bohaterowie… co chwilę odbierane inaczej. „Ubik” był świetny, na pewno przeczytam następne powieści.
Podobne jest „Oko na niebie”. Tam też bohaterowie mają wypadek i potem się zastanawiasz, czy to jest fikcja, czy rzeczywistość. Poza tym motyw Boga ciekawy. Ogólnie warto próbować dalej, jak już Ci się 2 jego powieści spodobały. :)
Jedna, „Ubik” jest moją pierwszą ;) Jeszcze nie wiem, co będzie następne, ale „Oko na niebie” mogłoby być dobrym uzupełnieniem „Ubika”, zwłaszcza że tak dobrze się o nim wypowiadasz. Świetnie, że Dick zostawił czytelnikom tak wiele i można długo i swobodnie wybierać :P
Jedna? To ja nie wiem, co mi się ubzdurało, że jeszcze „Blade Runnera” czytałeś. No ale nieważne. „Oko na niebie” to pierwotny pomysł autor z brakiem wyraźnego wyznaczenia, co jest fikcją, a co rzeczywistością. Pełnię swoich możliwości pokazał w „Ubiku”, ale w „Oku na niebie” ten pomysł pojawił się po raz pierwszy. :) I co najśmieszniejsze, on napisał tą książkę w 2 tygodnie… Pisał ćpając, dzięki czemu ma naprawdę wiele książek na swoim koncie, i oczywiście nie wszystkie isę u nas pojawiły, co mnie zajebiście cieszy. :D
Właśnie po Twojej rekomendacji przyjrzałem się bliżej „Oku…” i dowiedziałem się, że tu po raz pierwszy pojawiły się moratoria i ta cała wizja, która w „Ubiku” tak pięknie rozkwitła. 2 tygodnie, mówisz… takie cuda tylko przy Dickowskich wspomagaczach! ;) Dzięki temu napisał wiele, na szczęście sam fakt, że to wiele dobrego, zależy od jego talentu. Ja już widzę, jak Ty zacierasz ręce na kolejne tytuły od Rebisu – miało być skromnie, a tu się wszystko rozrosło i wciąż rozrasta :D
Dokładnie. Początkowo Rebis planował wydać tylko kilka najważniejszych utworów, a teraz seria liczy sobie 20 tytułów i dalej rośnie, co mnie cholernie cieszy. Jeśli niekoniecznie chcesz sięgać po twór podobny do „Ubika”, to polecam ci te „Wyznania łgarza”, czyli powieść psychologiczną, o której już CI wspominałem. Dick był odrzucany przez wydawnictwa, do których zgłaszał się z pozycjami z głównego nurtu, ale nie dlatego, że był one słabe, tylko była poza fantastyką, którą oni od niego chcieli.