„Spis cudzołożnic” – Stręczyciel-humanista w podróży…
Nic też dziwnego, że gdy kilka lat temu wybiła godzina, z peryferyjnego osiedla, na którym mieszkam, wyruszył tramwaj numer cztery. Wiózł on moje ciało, spowite w wizytową bieliznę.
Taka nasza, Tramwaju nr 4, obecność w ostrym piórem pisanej prozie czołowego ironisty współczesnej polskiej literatury. Zacny tytuł, złożony i długi, ale pasujący do tego, jak Jerzy Pilch odnajduje się w rzeczywistości. Można by też napisać inaczej, o jakiejś czułości, którą mimo goryczy sarkazmu obdarza polskość, o języku dźwigającym lekkość anegdot i ich bezgranicznym rozpasaniu w czasie i przestrzeni, o grotesce, prześmiewczej konwencji i walce – lub żartobliwej znajomości – z obyczajowymi stereotypami. Ale zacząłem od tramwaju, tak swojsko, lokalnie, a lokalnie będzie, bo tytułową podróż Pilch odbywa, co nie jest niespodzianką, w Krakowie.
Spis cudzołożnic to książka-pretekst, aby ustami głównego bohatera Gustawa – w jakimś stopniu porte-parole autora – pogawędzić o Polsce i Polakach, przeszłości i teraźniejszości, sprawach wielkich i pozornie małych, bo prywatnych, w sposób czasem refleksyjny, a czasem zupełnie pro forma, ku uciesze odbiorców lub siebie. Ten Gustaw (sami wpadnijcie, z kim warto go podczas lektury kojarzyć), wieczny humanista, dostaje zadanie, aby zająć się innym humanistą, szwedzkim. Oprowadzić po mieście, uraczyć krakowską kulturą, zabawić i zrobić dobre wrażenie. Główny cel spotkania szybko się jednak krystalizuje, bo już w pierwszym zdaniu powieści:
W połowie lat osiemdziesiątych próbowałem przekonać choć jedną spośród kilku znajomych kobiet, by – odrzuciwszy precz skrupuły i rozważywszy na zimno wszystkie za i przeciw – zdecydowała się na krótkotrwałą poufałość z pewnym szwedzkim humanistą.
Czyli wiemy, jaka to „powieść podróżna”, dokąd się udajemy: oficjalnie, w stronę jak największej satysfakcji Szweda, podskórnie – do wspomnień Gustawa, jego przeszłości pod znakiem płci przeciwnej, konfrontacji inteligenta z kobietą – codzienną albo mistyczną – a więc też do wszystkiego, co obok niej, co kontakty w kobietami oplata, co sięga do niezgłębionego wnętrza. Pamiętajmy, że temu wszystkiemu przygląda się Szwed! Co prawda jest niemrawy, taki mruk wręcz, a my nie lubimy mruków, ale na szczęście dzięki temu podczas lektury jest absurdalnie i zabawnie!
Perypetie Gustawa to rzecz bardzo kontekstowa literacko – cieszyłem się, gdy zauważałem małe mrugnięcia okiem bądź uśmieszki do współczesnych pisarzy i ich powieści albo inne, starsze inspiracje, np. romantyczne nawiązania-cytaty. Spis cudzołożnic to taka powieść, która rozsiadła się nonszalancko w tradycji i cicho podśpiewuje na zmianę martyrologiczne i sprośne pioseneczki. Bogactwo dylematów różnorakich narratora (za wiele ich, by przytaczać, ale mamy pełen przekrój filozoficzno-światopoglądowo-religijno-brukowy) wynika trochę z tego, że Pilch konstruuje swoją książkę – tak jak z porte-parole: w jakimś stopniu pewnie autobiograficzną – jak pamiętnik autora, traktat literacki, pisarz jest tu rozłożony na czynniki pierwsze – dziwnie niechlujnie, jak rozczłonkowana zabawka, którą dziecko roztrzaskało w wyniku narastającej ciekawości, co znajdzie w środku. Ono jednak potem żałuje, a my? Cóż, trudno powiedzieć, więc po prostu poczujcie choć namiastkę Gustawa:
Gdy siedział, na przykład, w wannie, nieuchronnie próbował sformułować wielką teorię siedzenia w wannie. Gdy telefonował do kobiety, z reguły nachodziła go wielka, choć przelotna ochota, by opisać, jak zachowuje się ciało i dusza mężczyzny telefonującego do kobiety
Jerzy Pilch daje do myślenia na wielu gruntach, obnaża śmieszność, demitologizuje i swoją nieułożoną gadaniną podsuwa tematy do zadumy i śmiechu. Bo jest się przy czym uśmiechnąć, choć nigdy nie możemy być pewni, jaki grymas wywoła na naszej twarzy następny akapit. Nie zawsze wiedziałem, o co Pilchowi chodziło, bo to jednak literatura bujnie aluzyjna, ale podskórnie czułem, w czym rzecz. Rozliczenie? Chyba nie. Próba syntezy? Sam nie wiem. Wsiąknięcie w polskość z tłumem nieułożonych myśli – prędzej, ale ta polska dusza została mocno zakrzywiona, być może zrobiono z niej wycinankę, jak z papieru. I wtedy nie wiadomo, czy czytelnikom spodobają się te konkretne elementy w tych niecodziennych kształtach – ja doceniłem erudycję autora oraz celny i precyzyjny język, gorzej z samą formą i tematyką, która z lepszych momentów przechodziła bardzo płynnie w gorsze, i odwrotnie. Ale że Spis cudzołożnic. Proza podróżna ma w sobie prawdę, tego nie muszę wam mówić; że Pilch potrafi przekazać słowem to, co ma w zamiarze, też nie. Dlatego warto krakowską tułaczkę odbyć i samemu przekonać się, czym nas uraczy.
Podsumowanie:
Tytuł: Spis cudzołożnic. Proza podróżna
Autor: Jerzy Pilch
Wydawca: Wydawnictwo Literackie 2015
Moja ocena: 6+/10
[…] i wydzwania do ludzi – albo chce bardzo zadzwonić, po pijaku, że aż się Gustaw ze Spisu cudzołożnic przypomina. Wiecie, co mam na myśli? Że ten odwieczny spór, czy on jest mądry jak na swój […]