Czytanie za granicą – druga wyprawa do Chin
Dzisiaj kolejna wyprawa do Azji, drugie, bardzo ciekawe, spojrzenie na Chiny przygotowała studiująca tam Zofia. Zwróćcie również uwagę na zdjęcia, ze zrobieniem ich autorka miała trochę kłopotu.
Chińczycy vs. Książki
Zofia Wybieralska
Stare chińskie przysłowie mówi: 开卷有益 kāijuàn yǒuyì, czyli „czytanie książek niesie ze sobą wiele korzyści”. Nikt temu nie zaprzeczy, gdyż książki od dawien dawna, w każdej kulturze na każdym kontynencie, uznawane były za źródło mądrości, a oczytany człowiek-erudyta za mędrca, osobę niezwykle szanowaną w społeczeństwie. W starożytnych Chinach nie było inaczej. Choć zgodnie z powszechnym prawem każdy człowiek, niezależnie od swojego statusu czy warstwy społecznej, mógł zdawać cesarski egzamin na urzędnika państwowego, nie każdego było stać na kształcenie się i zakup potrzebnych materiałów. Edukacja w Chinach od dawien dawna była przywilejem warstw zamożniejszych, gdyż tylko one mogły opłacić prywatnego nauczyciela dla swoich podopiecznych. Nauka młodego Chińczyka w czasach cesarstwa była niezwykle żmudnym procesem: musiał on nie tylko opanować niezwykle skomplikowany język literacki w mowie i w piśmie (składający się z ponad 10 tysięcy znaków), ale też recytować płynnie dzieła klasyków (pięcioksiąg oraz czteroksiąg) i umiejętnie przytoczyć cytaty starożytnych mędrców dla odpowiedniej sytuacji i konkretnego wydarzenia (zwykle na tle politycznym). Ponieważ edukacja w dawnych Chinach była ściśle związana z polityką, wykształcony człowiek powinien znać wszelkie tajniki etyki konfucjańskiej, wykazywać się cnotami wierności wobec przełożonych, posłuszeństwa synowskiego, humanitarności i sprawiedliwości. Ponadto, powinien być ze wszechmiar utalentowany: tworzyć wzorową kaligrafię, znać się na muzyce, jeździć konno i strzelać z łuku. Umiejętność prowadzenia rachunków też grała ważną rolę. Podsumowując, dobrze wykształcony Chińczyk z czasów cesarstwa był człowiekiem wszechstronnym, ale przede wszystkim uczonym. Wszystkie dzieła klasyczne, które powinien znać, do dziś uznawane są za perły literatury chińskiej, których przeczytanie, ze względu na zawiłość i wieloznaczność klasycznego języka chińskiego, wiąże się z nie lada wyzwaniem, nie wspominając już o wyuczeniu się na pamięć i wykorzystaniu w życiu codziennym.
Mając w głowie obraz starożytnego chińskiego uczonego-erudyty nie możemy odczuć gorzkiego rozczarowania, patrząc na Chińczyka z XXI wieku. To, czym Chiny mogły się szczycić parę wieków temu, pozostało już tylko wspomnieniem, albowiem dzisiejsi Chińczycy zapomnieli, że nauka oraz czytanie książek jest celem w samym sobie, a nie przepustką do świata wielkich pieniędzy czy prestiżu. Ale zacznijmy po kolei…
Współczesne rodziny chińskie inwestują ogromne pieniądze w jak najlepsze wychowanie swoich pociech. Od najlepszego przedszkola po najlepszą uczelnię, każdy etap edukacji musi być wypełniony ogromną ilością przedmiotów. Wśród zwykłych przedmiotów nauczanych w szkole jak język chiński, matematyka, biologia czy fizyka, prym wiedzie język angielski. To właśnie nauka języka obcego spędza sen z powiek młodym Chińczykom, ponieważ będą się go uczyć nieustannie przez całe życie z niekoniecznie dobrym skutkiem. Wina leży w chińskim systemie edukacji i przekonaniu, że nauka na pamięć jest najefektywniejsza. Dzieci „wkuwają” w ten sposób już od najmłodszych lat, co powoduje, że nauka nie kojarzy im się z czymś ciekawym czy wzbogacającym, ale z czymś żmudnym i męczącym. Nie inaczej jest z czytaniem książek. Dzieci nie czytają książek dla przyjemności, tylko z przymusu. Nikt ich nie zachęca do czytania literatury dodatkowej po zajęciach. Czas wolny jest na zrobienie zadania domowego. To właśnie na to kładą nacisk nauczyciele i rodzice. Wcześniej z ich ust padnie pytanie”Czy zrobiłeś/aś już to, co zostało zadane?”, niż „Jaką dziś przeczytałeś/aś książkę?”
W gimnazjum czy liceum sytuacja nie ulega zmianie. Dochodzi do tego tylko stres, związany ze zbliżającym się egzaminem高考gāokǎo, czyli odpowiednikiem polskiej matury. Jego wynik przesądzi o tym, czy licealista dostanie się do dobrej uczelni, czy też nie. Nie trudno sobie wyobrazić zatem, jak wygląda życie przeciętnego gimnazjalisty czy licealisty. Nawet jeśli zrobią sobie przerwę w nauce w ciągu dnia, nie sięgną po książkę, bo będzie im się ona kojarzyć z nauką. Młodzież woli spędzić czas korzystając z dobroci techniki: przeglądając telefony, grając na komputerze, czy oglądając telewizję. Nawet rzadko kiedy już wychodzi się na dwór. Nie oznacza to, że wydawnictwa książkowe nie mają nic do zaoferowania młodym czytelnikom. W kioskach można spotkać wiele czasopism, czy mnóstwo zbiorów opowiadań dla młodzieży, ale te tkwią nietknięte na wystawce obok mnóstwa innych gazet i kolorowych rozkładówek, po które mało kto sięga. Nastolatek może jeszcze od czasu do czasu kupi sobie komiks, japońską mangę ale na pewno nie książkę. Rodzicie czy znajomi też nie wpadną na pomysł, by sprezentować dziecku wartościowe dzieło literackie, czy nawet sympatyczną powieść na letni dzień. Lepiej podarować mu to, z czego się ucieszy i będzie mógł pochwalić się przed kolegami z klasy: lepszy telefon, najnowszego iPad’a czy elektryczną hulajnogę.
Nawet jeśli znalazłby się uczeń, który chciał przeczytać książkę dla siebie, a nie dla stopni czy dla rodziców, nie zawsze spotka się z aprobatą. Zdarza się, że podczas lekcji uczniowe czytają książki niezwiązane z programem nauczania. Gdy nauczyciel taką książkę zauważy, skonfiskuje ją. Szkolne biblioteki i czytelnie raczej świecą pustkami. Nikt dzieci i młodzieży do czytania nie zachęca, bo nikt z dorosłych nie może postawić siebie na wzór. Domowe biblioteczki mogą liczyć co najwyżej 50 tomów książek, przeważnie takich, które kupuje się dla ich reprezentatywności. Ot miłe wrażenie sprawia regał pełen klasyków, szczególnie podczas wizyty gości.
Kiedy licealista zda egzamin i dostanie się na wymarzoną uczelnię, otworzy się przed nim nowy świat. Biblioteki w największych i najbardziej prestiżowych uczelniach w Pekinie są bardzo dobrze wyposażone w książki wszelkiego rodzaju. Znajdziemy w nich pozycje nie tylko związane z poszczególnymi kierunkami studiów, ale też literaturę ze wszystkich stron świata. Nawet uda się wyszperać cały zbiór dzieł Sienkiewicza, Reymonta czy Gombrowicza. Jest więc w czym wybierać. Uniwersyteckie biblioteki otwarte są zwykle od poniedziałku do soboty od godziny 7 rano do 22 wieczorem i w niedziele od 8 rano do 16 po południu. Przez ten cały czas wypełnione są studentami. Na każdym piętrze biblioteki (te największe mogą mieć do 7 pięter) znajduje się czytelnia. To tutaj spędzają wolny czas uczniowie. Na czytaniu książek. Książek ważnych, potrzebnych, polecanych przez profesorów. Chińscy studenci jeśli nie słuchają wykładów, jeśli nie spożywają posiłku, idą do biblioteki. To jedyne miejsce, gdzie mogą znaleźć ciszę i spokój. 6 osobowe pokoje w akademiku nie są najlepszym miejscem do nauki a jedynie miejscem na poobiednią drzemkę i nocny sen. A czytanie książek to poważna sprawa. Chińczycy już od małego mają wpojony zwyczaj czytania jak największej ilości znaków w jak najkrótszym czasie. Jeśli student nie przeczyta w ciągu dnia 200 stron danej książki, nie może nazwać się dobrym studentem. A każdy chce być jak najlepszy. Taki pęd do wiedzy mógłby wzbudzać zachwyt, gdyby był nieco mniej bierny. Nawet ludzie o tak otwartych umysłach jak studenci, wciąż nie mogą pozbyć się złych nawyków wyuczonych w młodości. Cały dzień wtłaczają do głowy wiedzę, której nie mają czasu uporządkować, przemyśleć czy mówiąc obrazowo „przetrawić”. Skończywszy jedną książkę przyjdzie pora na kolejną i kolejną i tak dzień w dzień, aż do końca studiów. Nic dziwnego, że w chwili relaksu trzymają się z daleka nawet od lekkiej literatury. Skoro cały dzień poświęciło się na studiowanie, lepiej odetchnąć nieco przeglądając strony Internetowe, czy grając w koszykówkę na szkolnym boisku.
Te studia są ostatnim okresem w życiu współczesnego Chińczyka, gdy ma szansę zetknąć się z tak olbrzymią ilością książek do przeczytania. Większość dorosłych obywateli Państwa Środka po znalezieniu pracy i założeniu rodziny nie wraca już do książek, tłumacząc się brakiem czasu. A jak wygląda właśnie gospodarowanie czasem wolnym od pracy tutaj, w Chinach? Weźmy na przykład środki komunikacji. Na zachodzie, w krajach europejskich, znajdzie się wiele osób, które zabijają czas w tramwaju czy w autobusie czytając książkę, w sposób tradycyjny lub na czytniku elektronicznym. A w Chinach? Czy w metrze, czy w autobusie widok przedstawia się następująco: każdy wgapia się w swój magiczny telefon. Co druga osoba gra w jakieś gry, znajdzie się grupka, która ogląda tasiemcowe seriale czy chińskie mydlane opery. Wszyscy w międzyczasie trzymają rękę na pulsie i sprawdzają wiadomości na chińskim komunikatorze We-chat. To właśnie zwany po chińsku 微信wēixìn pochłania większość wolnego czasu chińskiej populacji. Bo jest to takie wygodne: można nie tylko za darmo (nie włączając opłaty za Internet) komunikować się ze znajomymi, ale też zamieszczać zdjęcia, przeglądać wiadomości innych, komentować, oglądać śmieszne filmiki, czy czytać artykuły. No właśnie CZYTAĆ. Ale czy takie czytanie może równać się z doznaniami, jakie się przeżywa czytając porządny kawałek literatury? Poświęcanie 10 minut dziennie na czytanie urywkowych wiadomości w sieci w mniemaniu autorki tego artykułu nie można uznać za prawdziwe czytanie. Prawdziwe czytanie to stan, w którym zapomina się o całym otaczającym nas świecie, a zagłębia się w fikcyjnej rzeczywistości powieści, przeżywając wraz z jej bohaterami smutek, rozpacz, gniew, nadzieję, radość czy euforię. Jest to doświadczenie, którego nie zastąpią ani urywkowe informacje z Internetu, ani zabawne filmiki umieszczane na komunikatorach.
Statystyki mówią same za siebie: zaledwie połowa populacji Chin przyznaje się do czytania książek, a w ciągu roku przeciętny Chińczyk przeczyta zaledwie 0.7 książki. Każdego dnia przykładowy pan Wang poświęci 15 minut na ogólnie pojęte czytanie. W latach 90 statystycznie każdy Chińczyk kupował 5 książek w roku. Teraz, jeśli w ogóle jakieś kupuje, to może dwie czy jedną. Na początku trudno zrozumieć, dlaczego. Przecież w Pekinie znajduje się mnóstwo księgarń, od tych największych, kilkupiętrowych jak na deptaku Wangfujing, przez księgarnie Xinhua w każdej dzielnicy miasta, czy specjalistyczne naukowe przy uniwersytetach, po rozsiane na każdej ulicy malutkie kiermasze książek za naprawdę niskie pieniądze. Książki w Chinach są tanie i łatwo dostępne. Sklepy Internetowe prześcigają się w promocjach i obniżkach, a jak ktoś zamówi książki o 8 rano i zapłaci, może spodziewać się dostawy nawet tego samego dnia wieczorem. Studenci otrzymują zwrot pieniędzy za książki, zakupione w celach naukowych, wystarczy zachować paragon i przekazać go do sekretariatu. Wydawałoby się, że nie można nie czytać książek w Chianch. Niestety, jeśli ktoś choć trochę zna język chiński i przyjrzy się dokładnie tytułom książek, które są przez Chińczyków najczęściej kupowane, może się lekko zasmucić. Z jednej strony mamy komiksy, zbiory dowcipów, książki do nauki gry w madżonga oraz książki o chińskiej sztuce geomancji i sztuce czytania z twarzy. Z drugiej strony mamy wszelkiego rodzaju poradniki i przewodniki duchowe traktujące o tym jak odnieść sukces, jak szybko się uczyć, jak być szczęśliwym itp.
Trzeba to w końcu jasno zaznaczyć: Chińczycy nie lubią czytać książek. Można tutaj wymienić kilka podstawowych powodów:
-
Niewykształcony od dziecka zwyczaj sięgania po literaturę w czasie wolnym, czy brak wzorca wśród rodziców i nauczycieli
-
Niezbyt dobrze zorganizowana edukacja szkolna, gdzie dzieci i młodzież nieustannie poddawane są różnym egzaminom. Skutkiem tego, młodzi ludzie nie mają czasu ani chęci na czytanie książek niezwiązanych z programem zajęć.
-
Brak dobrych książek.
Ostatni punkt zasługuje na szczególną uwagę. Poza tytanami literatury chińskiej z XX wieku i współczesnymi wielkimi pisarzami jak Mo Yan czy Jia Pingwa, autorzy książek nie cieszą się w Chinach ogromną popularnością. Nie trzeba tu wspominać, że Chiny to kraj wielki o ogromnej liczbie ludności. Co roku wydaje się tutaj ponad 2000000 nowych książek, najczęściej nieznanych, debiutujących autorów. Większość z nich, to niewarte uwagi, nakręcające rynek, napisane na kolanie historie najczęściej traktujące o miłości. Wartościowe książki na pewnym poziomie dla instytucji wydawniczych są mało obiecujące. I tu rodzi się paradoks, bo nawet jeśli ktoś chciałby przeczytać dobrą książkę, to łatwo takiej nie znajdzie i zostanie postawiony przed wyborem książek z serii: „jak naprawić swój świat”. To jeszcze bardziej zniechęca go do czytania i krąg miłośników książek się zawęża, zamiast się poszerzać.
Władza Chińskiej Republiki Ludowej zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i stara się zapobiec spadku czytelnictwa wśród obywateli. Co roku z okazji Światowego Dnia Książki organizowane są różne akcje, cykle wykładów, plebiscyty książek itp. Niestety, są to tylko coroczne zrywy pełne słomianego zapału. Miesiąc po takim wydarzeniu, wszystko wraca do „normy”.
Dziś poza uczonymi profesorami-humanistami, nikt nie czyta książek dla siebie. Uczniowe zaczytują się w pozycjach obowiązkowych, by zdać dobrze egzaminy. Dorośli przeczytają coś od czasu do czasu głownie po to, by uzyskać awans czy zdać egzamin na urzędnika państwowego. W Chinach wartość człowieka oceniana jest na podstawie dyplomu a nie prawdziwej, rzetelnej wiedzy czy ogólnej prezencji, kreatywności i wyobraźni wykształconej poprzez czytanie książek.
Każdy człowiek chce być szczęśliwy, jednak szczęście szczęściu nierówne. W pojęciu Chińczyków jest to dobrze płatna praca, samochód, mieszkanie, udane małżeństwo i dobrze wychowane potomstwo. By osiągnąć takie szczęście, Chińczycy są w stanie zrobić wszystko, uczyć się od rana do nocy a potem pracować jak wół i wyrabiać ogromne ilości nadgodzin. W tym szalonym pędzie życia, jednak coś im umyka. Znajdują oczywiście czas na relaks. Młodzi grają w gry komputerowe, oglądają telewizję czy grają w piłkę od czasu do czasu. Dorośli zatapiają się w „morzu Internetu”, czasem udają się na wycieczkę czy na karaoke ze znajomymi. Ludzie starsi są bardzo aktywni, dużo ćwiczą na wolnym powietrzu, grają w karty i madżonga, cieszą się dniami spokojnej starości. A mnogość magicznych światów w przysłowiowych skarbnicach mądrości wciąż pozostaje nieodkryta i powoli zapada w zapomnienie.
Po najechaniu myszką na zdjęcie pojawia się jego opis
[slideshow_deploy id=’6850′]
O mnie
Zofia Wybieralska studentka filozofii chińskiej na Pekińskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Uzależniona od chronicznego kupowania ciekawych książek, które skrupulatnie kolekcjonuje. Na pierwszą książkę o tematyce chińskiej natknęła się już w gimnazjum i wtedy właśnie, narodziła się jej wieloletnia pasja dla chińskiej historii i kultury. Obecnie stara się udowodnić, że chińska alchemia nie istniałaby bez starożytnej filozofii.
Z ciekawostek: Jej pierwsze słowo – „tama, tama!” zostało wypowiedziane w chwili, gdy obok jej dziecięcego wózka przejeżdżał tramwaj. Nie spełniła jednak przepowiadanej przez rodzinę przepowiedni i nie została motorniczym. Za to z wielką przyjemnością napisała artykuł dla „tramwaju nr 4”!
Znowu bardzo ciekawy artykuł (o analogiach z Polską nie będę już nawet wspominać) – Chiny kiedyś to faktycznie był kraj uczonych, dlatego rozdźwięk między tym co było kiedyś, a jest dziś – tym większy
Cieszę się i zapraszam w kolejny poniedziałek :)
Również dziękuję za ciekawy artykuł o analogiach z Polską.
Szkoda mi trochę tych Chińczyków. Nikt im nie odkrył za młodu świata dobrej literatury…
Chińczykom nikt nie odkrył za młodu świata literatury, za to odkrył im świat niewolniczej pracy, od dziecka do starości. I to my, Europejczycy, Amerykanie, jesteśmi tego beneficjentami. Możemy pozwolić sobie na literaturę, nawet tę dobrą, ale i tak tego nie robimy bo Polacy nie czytają książek, więc sobie tak za bardzo jako nacja nie schlebiajmy, wytykając Chińczykom „brak obycia” z dobrą literaturą.