Czytanie za granicą – Anglia, spojrzenie drugie
O O Anglii już raz było, ale tym razem jest zupełnie o czymś innym, budki rządzą !
Anglia jednak potrafi zaskoczyć
Agnieszka z blogu A. na Obczyźnie
„No entertainment is so cheap as reading, no pleasure so lasting.”
Mary Wortley Montagu
O czytaniu w Anglii było już sporo konkretnych faktów. Wiecie już, że według statystyk 4 miliony Brytyjczyków nigdy nie przeczytało książki dla przyjemności. Postanowiłam więc przybliżyć Wam, drodzy czytelnicy, jak wygląda to w praktyce.
Z mojego punktu widzenia. Z dwudziestu pięciu Anglików, z którymi pracuję tylko dwoje nie czyta książek w ogóle. Do zeszłego roku mieliśmy informatyka, który przynosił do pracy przeczytane już egzemplarze. Nie lubił gdy książki po prostu leżały na półkach, bo przecież regały nie czytają. W ten sposób zakochałam się w twórczości Iaina Banksa i poznałam „Matkę Noc” Kurta Vonneguta. Recepcjonistka ze sprzątaczką wymieniają się powieściami Danielle Steel i nawet mnie namówiły kiedyś na przeczytanie „Klejnotów”. Inny zaś kolega kupuje tony scince-fiction na swój czytnik gdy wyjeżdża na wakacje. Mój były nauczyciel angielskiego pochłaniał każdą książkę jaka wpadła mu w ręce, był dzięki temu skarbnicą wiedzy na przeróżne tematy. Ja ciągle jeszcze spotykam ludzi czytających w pociągach, autobusach, kawiarniach czy parkach, więc nie jest chyba jednak z tym czytaniem aż tak źle.
Skąd Brytyjczycy biorą książki? Wielka Brytania to kraj, w którym książki są łatwo i ogólnodostępne. Są trochę droższe, duże księgarnie, supermarkety, sklepy charytatywne sprzedające używane książki, na przykład Oxfam, w których przy odrobinie szczęścia i cierpliwości można znaleźć prawdziwe perełki w bardzo dobrym stanie za grosze. Ja na przykład nabyłam w ten sposób między innymi album z okładkami Vogue’a i niesamowitą książkę o Salvadorze Dali, wydaną również w formie albumu. Są też oczywiście biblioteki. Ta główna w moim mieście posiada książki w 16 różnych językach, w tym również polskim. Oprócz tego można tam skorzystać z Internetu, zapisać się do jednej z grup, które zbierają się w danych terminach by podyskutować o przeczytanych książkach (book clubs), pograć i wymienić się grami planszowymi (board games club), poczytać dzieciom wierszyki i przy okazji spotkać się z innymi rodzicami (Rhymetime) lub po prostu wypić kawę (Coffee morning). Jest jednak jeszcze parę innych opcji na zdobycie książek w Anglii.
Book People. Na ich stronie internetowej można przeczytać historyjkę o tym, jak to pewien Edward Smart wraz z innym molem książkowym, Seni Glaister wpadł na genialny pomysł dostarczania książek do drzwi ludzi, którzy normalnie nie poszliby do księgarni, by mogli odkryć magię ukrytą za kolorowymi okładkami. Zebrali kilka ciekawych książek, zapakowali je do zaufanego vana i w ten sposób razem z Book People zyskali pierwszych klientów w biurach rozsianych po okolicy Guilford w hrabstwie Surrey. Po dwóch latach mieli już 140 sprzedawców w całym kraju rozwożących książki czerwonymi autami do wszystkich możliwych miejsc pracy. Od żłobków poprzez biura, magazyny, gabinety dentystyczne po zakony a nawet więzienia. Wraz z rozwojem techniki przyszedł też czas na sklep internetowy, co mimo wszystko nie zaszkodziło dotychczasowej formie sprzedaży. Dodatkowym plusem Book People są ceny, często nawet o 70% niższe niż w księgarniach. Zastanawiacie się jak to działa? Przyjeżdża czerwony van pod firmę, zostawia zazwyczaj około dziesięciu pozycji wraz z cennikiem i formularzem, na który zainteresowani pracownicy wpisują swoje imiona i zaznaczają interesujące ich tytuły. Po dwóch tygodniach przedstawiciel Book People wraca, zabiera przykładowe książki, zebrane przez wyznaczoną wcześniej osobę pieniądze i z auta wyciąga nowiutkie egzemplarze dla tych, którzy złożyli zamówienia. W repertuarze, który dostajemy u mnie w pracy często są bajki dla dzieci, kolorowanki i różne tak zwane activity books (czyli edukujące przez zabawę), książki kucharskie, hobbistyczne, słowniki oraz od czasu do czasu serie wydawnicze i powieści. Uważam, że jest to świetne rozwiązanie dla ludzi którzy nie mają czasu pójść do księgarni, albo nie po drodze im do biblioteki. Stąd też pochodzą prezenty gwiazdkowe w niejednej skarpecie.
Czerwone budki telefoniczne pełne książek. Tak, tak, budki telefoniczne. Te, które są symbolem brytyjskiej kultury od lat 20tych minionego wieku. W 2009 British Telecomunications (BT) zainicjowało program pod nazwą „adopt a kiosk” (w luźnym tłumaczeniu zaadoptuj budkę), dzięki któremu lokalne władze i społeczności mogły odkupić nieużywane już budki telefoniczne za symbolicznego funta. Od tamtego czasu ponad 1500 kabin zostało przekształconych między innymi w galerie sztuki, kwiaciarnie, herbaciarnie, sklepy, ale najwięcej z nich w biblioteki. Większość tych biblioteczek nie jest zamykana więc o każdej porze dnia i nocy można wejść i wybrać sobie książkę. Niektóre działają na zasadzie wymiany, inne tak jak biblioteki. W takich budkach można też często znaleźć filmy DVD, płyty CD, gazety, magazyny a nawet oldschoolowe kasety VHS. Pomysł jest szczególnie popularny w małych miasteczkach i wsiach, które nie zawsze posiadają zwyczajne biblioteki i księgarnie. W mojej lokalnej budce wybór tytułów jest ogromny jak na tak małą przestrzeń. Można znaleźć stare, dawno zapomniane wydawnictwa, klasyki, albumy, bajki jak również bardziej aktualne bestsellery.
[slideshow_deploy id=’6549′]
Książki kucharskie. Tak, wbrew wielu stereotypom Anglicy lubią i potrafią gotować. W końcu to z tego kraju pochodzi Jamie Olivier, Gordon Ramsay, Nigella Lawson i trochę mniej znana poza Wielką Brytanią ale uwielbiana na wyspach Mary Berry. Kupują więc sporo takich książek a wybór na rynku jest ogromny bo to przecież kraj wielokulturowy. Swoje przepisy wydają nawet niektóre restauracje. Jeden z moich kolegów z pracy posiada multum książek o pieczeniu, pewnie dlatego tak trudno go pokonać w naszym biurowym bake offie*.
Promocja czytelnictwa. Czytanie w Wielkiej Brytanii jest też dosyć mocno promowane przez Book Trust, organizację charytatywną, której głównym celem jest zachęcenie rodziców do czytania swoim maluchom praktycznie od początku. Pomaga też niesłyszącym dzieciom w nauce czytania zaopatrując je w specjalnie zaprojektowane książki, organizuje przeróżne akcje charytatywne w szkołach zachęcając przy okazji młodych Brytyjczyków do częstszego sięgania po nieobowiązkowe lektury.
Polskie książki. W Wielkiej Brytanii, jak za pewne wszyscy wiedzą, żyje bardzo dużo Polaków. Myślę, że spora część z nich czyta chociaż od czasu do czasu, jednak nie znam statystyk na ten temat. Jeszcze kilka lat temu, jak chciałam przeczytać coś po polsku to przywoziłam z Kraju. Teraz jednak jest to zupełnie niepotrzebne. Polskie książki są często dostępne w polskich sklepach a już na pewno w sklepach internetowych, których jest sporo. Ceny są dostosowane do rynku Brytyjskiego, więc bardziej przystępne niż w Polsce. Wiele tych sklepów oprócz książek ma w ofercie również filmy, gry planszowe i płyty CD. Sama chętnie korzystam z kilku takich sklepów. Łatwo, wygodnie i bez nadbagażu.
*Bake off- konkurs cukierniczy. Bardzo popularny jest doroczny program BBC, The Great British Bake Off- jest to coś na zasadzie Master Chef tylko na słodko.
O mnie:
Od 9 lat mieszkam w Wielkiej Brytanii, od roku prowadzę bloga http://a-na-obczyznie.blog.onet.pl/. Książki uwielbiam i czytam od kiedy tylko opanowałam tą umiejętność. Obecnie staram się znaleźć czas, żeby przeczytać choć połowę tych, które mam na liście „do przeczytania”. Poza tym jestem uzależniona od zielonej herbaty i zumby, lubię gotować i podróżować.
Te budki telefoniczne pełne książek są po prostu zjawiskowe :)
Jak byłem w Szkocji jedna stała w szczerym polu :-)
To chyba była budka do teleportacji :)
Moje dwuletnie doświadczenie w UK pokazało mi, że czytają jednak głównie osoby starsze. Ale może to tylko specyfika mojego Miasta Fabryk i Magazynów, gdzie nie ma ani jednej normalnej księgarni (sorry WHSmith, ale tutaj wypadasz mizernie). Są oczywiście stoiska w marketach i jest charity shop – książka za ok. 2 funty.
Ależ bym chciała zobaczyć taką budkę!
A co chodzi, że „Ceny są dostosowane do rynku Brytyjskiego, więc bardziej przystępne niż w Polsce.” Czyżby polskie książki były tam tańsze niż w Polsce? Tylko mnie nie dołujcie ;-( Może chodzi o te z drugiej ręki?
Budki z książkami genialne!! Z moich obserwacji wynika, że Brytyjczycy sporo czytają jak są na wakacjach, leżąc na plaży czy przy basenie i to niezależnie od wieku.
Czerwone budki z książkami – ale chciałabym się z takim czymś spotkać w Polsce! Najlepiej żeby postawiono je koło przystanków autobusowych, abo wręcz zrobiono taką małą wnękę w nich – wtedy człowiek czekający na busa na pewno się nie zanudzi!
Book People też zapowiada się świetnie!