Adrian (Secrus) 

Nomen Omen 2: Nie dajcie się zwieść, autorka Dożywocia cały czas pisała!

[Uwaga, tekst może zawierać drobne spoilery dotyczące części pierwszej]
W ciągu kilku ostatnich miesięcy sporo mówiło się o Marcie Kisiel, która, wparowawszy na rynek ze swoim debiutem powieściowym „Dożywocie”, potwierdziła poziom, z początkiem lutego prezentując światu swoje nowe dziecko – „Nomen Omen”. Pochwałom nie było końca z wyjątkiem małego szkopułu: fani zdecydowanie zaprzeczali, że byliby w stanie czekać kolejne trzy lata z hakiem na następną powieść. Blogowe ptaszki niewiele ćwierkały, jakoby przed „Zombie Grey”, drugą częścią „Dożywocia” i „Mickiewicz – Pogromca upiorów” (to będzie coś!) ałtorka* miała czymś zaskoczyć swoich wiernych czytelników. A jednak, kiedy do Tramwaju dotarł jeszcze cieplutki egzemplarz znajomego tytułu, w paczce-niespodziance, okraszony podpisem „materiał przedpremierowy”, pomyślałem, że między mną a Oisajem wybuchnie krwawa potyczka. Wielki Motorniczy bez słowa pozwolił mi poddać unikalnej recenzji „Nomen Omen 2”. Poważnie, to nie żart? Dzięki, dozgonna wdzięczność, kompanie. A więc do rzeczy: czy jest tak dobrze jak przy pierwszej odsłonie?
„Nomen Omen” odznaczał się niebanalną fabułą, ciekawymi rozwiązaniami w obrębie wydarzeń i humorem, zarówno sytuacyjnym, jak i słownym. Myślę, że krótki opis zawiązania akcji w drugiej części rozwieje wszelkie wątpliwości dotyczące tego, czy można było wydumać coś jeszcze bardziej zwariowanego! Miejsce trzech sióstr Bolesnych zajmują nowe, Cierpiętnicze, które muszą przejść internetowy samouczek, by docenić powierzoną im z nagła odpowiedzialność. Niestety już we wstępnej fazie szkoleń nowicjuszki popełniają kardynalny błąd, czego konsekwencją jest ożywienie zmarłej Bolesnej ze znalezionego przypadkiem skrawka nici. Mila staje się krwiożerczą wampirzycą, a Jaga i Matylda dochodzą co wniosku, że nadal mogłyby dzierżyć w swoich dłoniach nieskończoną władzę. Przechodzą więc na ciemną stronę mocy, siejąc zgrozę na obrzeżach Wrocławia i coraz śmielej zbliżając się do centrum na ostateczną walkę z nowymi siostrami. Ponieważ Cierpiętnicze są zbyt słabe, z pomocą przychodzą im Salomea, Bartek i Niedaś. Narzeczony bohaterki odnajduje dziewiętnastowieczny manuskrypt Adama Mickiewicza, za pomocą którego wywołuje wieszcza, by wsparł siły walczących o sprawiedliwość. Złowieszcze parki odgryzają się pięknym za nadobne i przy użyciu metempsychicznych obrzędów wzywają z zaświatów najpotężniejsze z wcieleń Juliusza Słowackiego. Kiedy jedna z sióstr Cierpiętniczych zabija drugą, wszystko staje się jasne – wstąpił w nią narzucony przez Słowackiego duch Balladyny i teraz Salomea wraz z paczką musi rozwikłać kolejną zagadkę. Rozpoczyna się wielopłaszczyznowa walka: poetycka, ideowa i, przede wszystkim, romantyczna. Siostry kontra siostry, wielcy poeci po przeciwnych stronach barykady. Czytelnik pośrodku tej batalii, niewiedzący, na który obóz wyleją się łzy jego czyste, rzęsiste. Postawiony u kresu wielowiekowego konfliktu zmierzającego ku ostatecznemu rozstrzygnięciu. Któż nie chciałby uczestniczyć w takiej, nomen omen, przygodzie?

Marta Kisiel nie zatraciła swej świeżości z poprzednich dzieł i dalej leje miód na serca filologów, a z całą resztą miłośników literatury wdaje się w radosną polemikę okraszoną humorem i niezwykłym wyczuciem języka. Konsekwentnie, pamiętając aluzje do „Dziadów” z pierwszej części, ałtorka przemyca co smaczniejsze kąski z epoki rodzimego romantyzmu. Mamy więc ponurego grabarza nucącego pod nosem wiadomy czterowiersz z „Lilii”, gracza Warcrafta kryjącego się pod chwytliwym pseudonimem Beniowski, zbója wrażliwego na modlitewne prośby dzieci, nowe miejsce spotkań sióstr Bolesnych – przepaść w Czufut-Kale oraz karczmę, do której podobno bez wypalenia lulka nie ma wstępu. I wiele, wiele więcej, wszystko wprowadzone płynnie i nie na siłę. Akcja brnie galopem, aż słychać tętent kopyt o powierzchnię i czuć wiatr we włosach. Pamiętacie skrawek historii Breslau z „Nomen Omen”? Dwójka to również nie sam śmiech i parodia, lecz co ciekawego Pani Kisiel przygotowała dla czytelników… Tego nie zdradzę, to trzeba przeczytać!

Jest kolorowo, fakt, ale nie na tyle, by pochwałom nie znać końca i zapomnieć o drobnych niedociągnięciach. Przede wszystkim książką rządzą schematy. O ile w poprzedniej części opowieści elementy typowe dla urban fantasy tworzyły świetną całość i czerpały z najlepszych źródeł, o tyle teraz… Jest właściwie tak samo – bez urozmaiceń, może odrobinę wtórnie? „Ale to już było…”, chciałoby się zanucić, choć w tym wypadku powielanie sprawdzonych patentów tworzy poziom, taki sam i czasem łudząco podobny do pierwszego „Nomena…”, ale to jednak poziom wysoki i solidny. Oczywiście każdy wie, że archetypiczny motyw trzech sióstr (no, teraz sześciu…) to zaledwie prosty schemat, a postać romantycznego poety (no, teraz dwóch…) jest przynętą na szkolną młodzież – „bo szkoły pójdą” zmienia delikatnie swój wydźwięk na: „bo szkoły kupią i przeczytają” ; ) Dodam jeszcze kilka słów o szacie graficznej: ilustracje Katarzyny Babis jak zwykle cieszą oko, są stylowe, ze świetną kreską i jestem pewien, że współpraca z Martą Kisiel jeszcze długo będzie wydawała tak smaczne, dojrzałe owoce. Natomiast nie wydaje się wam, że okładka łudząco przypomina tę z pierwszej części? Kosmetyczne zmiany kolorystyczne i dwójka w tytule nie sprawią, że będzie to w pełni oryginalny twór. Mógłbym zganić ten projekt i uznać go za typowy chwyt reklamowy działający na zasadzie skojarzenia, ale… Tak jak okładka z jedynki prezentowała się świetnie, tak i tej niczego nie brakuje. Po prostu dobra marka intryguje przy każdej okazji.

A więc szczerze polecam wszystkim, którzy świetnie bawili się, czytając pierwszą część, i skaczą z radości na myśl o kontynuowaniu perypetii Salomei Przygody. Książka już niebawem powinna zawędrować do sklepów w całej Polsce, lecz jak prędko i w ilu egzemplarzach, tego nie zdradza nawet ałtorka. A może ona sama nie wie? W każdym razie życzę, by „Nomen Omen 2” trafił do łapek każdego zainteresowanego i dostarczył tyle samo frajdy, ile ja czerpałem z lektury i sporządzania tego tekstu. Jeszcze Mickiewicz i Słowacki nie zginęli!

* I to nie żaden błąd, zapytajcie ałtorki! ;)

Podsumowanie:
Tytuł: Nomen Omen 2
Autor: Marta Kisiel
Wydawca: Uroboros
Moja ocena: 8+/10

Powiązane posty

20 Thoughts to “Nomen Omen 2: Nie dajcie się zwieść, autorka Dożywocia cały czas pisała!”

  1. Dziwię się ocenie, bo z tego co piszesz wydaje się być o niebo lepiej od takiej sobie części pierwszej.

  2. Świetne!… Szkoda, że dziś pierwszy kwietnia ;-)

  3. ciekawe co na to sama ałtorka ;p

  4. Widzę, że „Doskonałą próżnię” Lema czytałeś ;-)
    Czekam na następne takie wpisy…

    PS Podniosłeś Ałtorce poprzeczkę, będzie musiała napisać naprawdę bardzo dobrą powieść :-D

    1. Podprowadziłem konwencję zaledwie, nawet nie do końca świadomy, komu i co podprowadzam ;)
      A Ałtorka już czuje presję: łatwo wychwalać, gorzej stworzyć materiał idealny do wychwalania :D Ale my w Tramwaju wierzymy, że po „Nomen Omen 2” poziom będzie rósł jeszcze prężniej.

    2. Jeszcze większą presję Ałtorka poczułaby gdybyś… no… napisał swoją powieść?
      Dwie przyjazne recenzje już masz awansem;-) (Chyba żebyś kompletnie skopał :-P)
      Taka drobna sugestia… Jakaś groza, jakieś new weird…

    3. Ja myślę, że nie tylko mam dwie przyjazne recenzje, ale też dwóch profesjonalnych beta-testerów :) (w razie, gdybym skopał już w przedbiegach :D)
      A w ramach odpowiedzi na drobną sugestię… Coś się może urodzi, może Panów wydawców gdzieś, kiedyś, czymś zaatakuję…

  5. Ech, szkoda, że dzisiaj Prima Aprilis…

  6. To niech teraz autorka dorówna Twojej recenzji ;-) Żebyś potem jej nie musiał zmieniać.

    1. Takie jest zamierzenie! I innego wyjścia autorka nie ma :)

  7. To jeden z najbardziej kreatywnych żartów na 1 kwietnia, jaki w życiu widziałam ;) A jeśli to nie żart, to cóż… Muszę nadgonić część pierwszą.

    1. Jaki tam żart… ;)
      Dziękujemy za miłe słowa.

  8. Ale fajnie! Już skaczę z radości! Tylko ta dzisiejsza data…

    PS. Jak ktoś nie czytał części pierwszej, to nie powinien czytać tego posta, bo ciut za dużo się dowie, np. o cudnych siostrzyczkach… Może jakieś ostrzeżenie o czytaniu dalej na własną odpowiedzialność?

    1. Miałem dać taką adnotację, ale w wirze wczorajszych drobnych poprawek o tej właśnie zapomniałem. Dzięki ;)

    2. Polecam się :)
      Ja właśnie przy osikanym kołku jestem :D

    3. Się dodało, będę robił za współautora ;)

  9. I po co czytać książki? Można przecież pisać świetne recenzje dla tytułów jeszcze nie istniejących… :)

    1. Prawda? :D Chyba pomyślę o tym na stałe, nie trzeba tracić czasu na czytanie i uważanie, by czasem czegoś w opisie fabuły nie przekręcić. Pełna (do)wolność :)

Leave a Comment