[Z zakurzonej półki] Prawda jest córką czasu…
Ryszard III York |
Książątka z Tower |
Inspektor Scotland Yardu, Alan Grant, w wyniku niefortunnego wypadku leży w szpitalu ze złamaną nogą i uszkodzeniem kręgosłupa. Nudzi się, będąc przykutym do łóżka na bliżej nieokreślony czas. Pewnego razu zaprzyjaźniona aktorka przynosi mu reprodukcje starych portretów zbrodniarzy i innych osób, które miały to i owo na sumieniu. Proponuje zabawę polegającą na abstrakcyjnym rozwikłaniu historycznych, niewyjaśnionych mordów. Inspektor jest bowiem wprawionym fizjonomistą, czego nauczyły go lata pracy w policji. Zatrzymuje się na portrecie Ryszarda III, który w dziwny sposób emanuje tajemnicą i wysyła sprzeczne sygnały co do charakteru pozującego. To nie jest twarz zimnego mordercy. Grant postanawia rozwikłać sprawę sprzed blisko czterystu lat, nie ruszając się ze szpitalnego łoża. Czeka go iście intelektualna gra…
Przyjaciółka poleca inspektorowi Amerykanina Carradine’a Brenta. Nowy kompan prowadzi w Londynie badania historyczne i godzinami przesiaduje w British Museum. Staje się on swoistym łącznikiem śledczego ze światem zewnętrznym, znosi mu mnóstwo publikacji, książek historycznych i wykluczających się nawzajem przekazów, niczym kolejne materiały dowodowe i zapisy z przesłuchań. Grant wsiąka w labirynt rodowych układów z wyższych sfer Anglii, staje się historykiem-amatorem przeprowadzającym krytykę źródeł. My zaś krążymy po stronach, od dalszego tekstu do drzewa genealogicznego domu Yorków. Tajemnica wisi w powietrzu, ale przyzwyczajonym do tradycjonalizmu kryminalnego trudno będzie się przerzucić na innowacyjność wykreowaną przez Josephine Tey. W końcu cała intryga dawno się zakończyła, mimo że nigdy nie została wyjaśniona. Każda z postaci historycznych długo już egzystuje w innym świecie, ale dzięki „Córce czasu” na nowo wracają do życia i ich decyzje znane z wielu źródeł wydają się dziać na bieżąco, przy nas. Możemy dotknąć historii Anglii, naprawdę się w niej zatopić, poznać szereg ciekawostek i zainteresować się jej najmroczniejszymi aspektami. Nawet jeśli rozwiązanie sprawy i niektóre z jej szczegółów są fikcją, to na tyle sprawnie zawiązaną, by w nią wierzyć. Jeśli dodatkowo tę fikcję idealnie osadzono w realiach zbudowanych na elokwencji autorki, dostajemy kompletny produkt.
Mnogość przywoływanych postaci i rodowe utarczki są trochę zawoalowane, a fabuła może budzić przemyślenia w stylu: czy tu nie ma za dużo historii? Czy nie za dużo faktów, o których my nigdy nawet nie słyszeliśmy na lekcjach w szkole? Na szczęście z biegiem fabuły staje się to zaletą, a więc umożliwia nadrobienie luk w edukacji w niezwykle przystępny sposób. Teoretycznie do książki mogłaby się wkraść monotonia, bo inspektor zdobywa kolejne informacje, pytając odwiedzających go, a oni rzucają kilkoma cennymi zdaniami i zawsze mówią, że muszą już iść. Każdy z gości, jedna z pielęgniarek czy komendant wydziału, wie o Ryszardzie III i jego postępkach, interpretuje wyraz jego twarzy z portretu i wypowiada się na temat historii – szczegółowej bądź ogólnej. Ale monotonii nie ma, gdyż śledztwo postępuje z zawrotną prędkością, a inspektor z przybranym wspólnikiem wnikają coraz głębiej w knowania, półszepty i portrety psychologiczne władców. Jeżeli macie uprzedzenie do historii z lat szkolnych, uwierzcie mi – przy tej z „Córki czasu” nie będziecie się nudzić ani przez chwilę!
Lubię niespodzianki podobne do takiej, jaką zaserwowała mi Josephine Tey. Ważny temat, bo bogaty historycznie, ujęto w proste ramy czytadła. Kryminał, który pozornie ma dostarczać niezobowiązującej rozrywki i lekkiego zaangażowania intelektualnego uczy bardzo wiele i daje czytelnikowi ciepłe wrażenie, że czytanie „Córki czasu” jest pożyteczne. Nawet, jeśli średnio można ją nazwać kryminałem. Jeśli więc owy gatunek kojarzy wam się tylko z obiegiem literatury popularnej (lub trywialnej wedle nomenklatury Stefana Żółkiewskiego) i z uciechą dla mas, przeczytajcie recenzowaną powieść. To powiew świeżości i książka, która swoim nietuzinkowym pomysłem i interesującym wykonaniem wtargnęła na pierwsze miejsce listy 100 najlepszych powieści kryminalnych według brytyjskiego Stowarzyszenia Pisarzy Literatury Kryminalnej i na czwarte podobnej listy amerykańskiej grupy Mystery Writers of America. Tym sposobem trafiłem na ten tytuł ja i zapewne również większość pozostałych recenzentów. Albo przez serię Jamnika, bo im też zdarzyło się dostrzec „Córkę czasu”. Polecam, nigdzie indziej nie znajdziecie podobnego kryminału :)
Podsumowanie:
Wydawca: Graf (1990)
Moja ocena: 7+/10
Źródło reprodukcji: http://pl.wikipedia.org
Pamiętam ją. Czytałem „jamnikową” wersje. I, tu nie dam głowy, wydaje mi się, że najpierw słyszałem ją czytaną w odcinkach w radio. W latach osiemdziesiątych w „Trójce” mieliśmy swoiste „radiobooki”. Książki czytane przez znanych aktorów. Codziennie jeden odcinek. Dużo fantastyki, kryminały… Dużo nowości. To była świetna inicjatywa. Czasami szczuli przedpremierowo.
Książka niezła, ja tam bym jeszcze „+” dostawił do tej siódemki ;-)
Plusa powiadasz? Właściwie jestem przychylny wszelkim sugestiom, więc niech będzie! I nie robię tego wbrew sobie, bo kryminał rzeczywiście jeden z lepszych, jakie ostatnio czytałem ;)
A w kwestii radiobooków – nie wiem, czy sprawdziłoby się to obecnie, ale byłbym pierwszy do odbiornika ;) Pomysł pierwszorzędny, zwłaszcza jeśli wybierali naprawdę ciekawe tytuły i naprawdę ciekawych aktorów…
Przypominam sobie, że czytałam tę książkę, ale okładki nie pamiętam. Była chyba z biblioteki, więc pewnie była w szarym papierze ;) Ale z całą pewnością książka mi się podobała – otworzyłeś zakurzoną szufladkę mojej pamięci ;)
Okładka z miniaturki jest mało znana, pewnie był to szary papier albo wydanie pierwsze – „jamnikowe” :) Miło mi, że zafundowałem Ci powrót do przeszłości. Kto wie, może jeszcze nie raz trafisz tu na jakąś zakurzoną perełkę ;)
O, z wielką chęcią bym przeczytała, historia Anglii od pewnego czasu mnie bardzo ciekawi i taki nietypowy kryminał jak najbardziej :)
Cudowna. Trafiłam na nią, bo pokochałam Granta w „Tam piaski śpiewają” i zaczęłam kompletować książki autorki, wszystkie, jakie wyszły. „Córka czasu” urzeka, czysty intelekt, żadne tam bójki, pościgi i harce.
Do tego historia Anglii podana w przystępny sposób. Zainteresowałam się troszkę i wysłuchałam „Dwanaście miesięcy czyli historia Anglii’ – o, jaki czad. Po wysłuchaniu zakupiłam papierową wersję :)
Secrus, a czytałeś „Bartłomiej Farrar”?
Wybacz, że odpisuję dopiero teraz – gdzieś mi się Twój komentarz zapodział w powiadomieniach :)
Zgadzam się z opinią nt. „Córki czasu” – czysty intelekt, którego brakuje obecnie, a który w tradycyjnych kryminałach był tym, czego się poszukiwało (a jeśli dodać do tego śledztwo czysto teoretyczne, waga samego intelektu dodatkowo wzrasta). I muszę potwierdzić, że książka jak mało która zachęca do głębszego poznania historii Anglii.
„Bartłomieja Farrara” nie czytałem, a nawet niewiele o nim słyszałem. Tzn. skojarzyłem, że to tej samej autorki, ale chyba trudno będzie dostać, bo to jeden z mniej znanych „kluczyków”… W każdym razie zajrzałem do opisu i – łał! Coś dla mnie ;) Po „Córce czasu” uznałem autorkę za godną czytania i na pewno jeszcze po nią sięgnę (w pierwszej kolejności po Twoje rekomendacje), bo jeśli choć w połowie sprawią mi taką przyjemność podczas lektury jak „Córka…”, to czemu nie :) I recenzje też pewnie jakieś skreślę, więc będziesz na bieżąco!
Bardzo się cieszę, że sięgniesz, jak napiszesz, to z przyjemnością poczytam – to moja ulubiona autorka. A „Bartłomiej Farrar” – podwójnie się ucieszę, jak już przeczytasz, bo mam zagwozdkę małą z tą książką i to od lat. Będę pytać. :)
[…] czasu” kupiona za grosze w pobliskim antykwariacie. Recenzowałem ją już dla was o tutaj, ale tamten egzemplarz pochodził z biblioteki. Chciałem mieć własny i tak trafił na moją […]