[Z zakurzonej półki] „Bartłomiej Farrar” – Rodzinne tajemnice w angielskiej posiadłości
Na wiadomość o angielskiej prowincji w literaturze zacieram ręce. Gdy wieści brną dalej, w tereny rodzinnej tajemnicy skrywanej przez lata, czuję się kupiony. Jeśli do tego autorka uraczy mnie gęstym klimatem, który skrywa się pod powłoką pozornej normalności – nie mam więcej pytań. A w obyczajowo-psychologicznej powieści Josephine Tey (z nazywaniem jej kryminałem byłbym ostrożny…) jest jeszcze ogromny spadek, zaginiony przed laty dziedzic, który mimo wieści o popełnionym samobójstwie zjawia się pewnego dnia w rodzinnej posesji, oraz brat, któremu spuścizna po tragicznie zmarłych rodzicach ma zostać odebrana przez bliźniaka powstałego z grobu. Takie powieści mają swój urok, wołają mnie, obiecując pasjonującą przygodę w mroku, który spowija historie oparte na konflikcie moralnym. Za czym tak pędzę i ile z tego znalazłem w „Bartłomieju Farrarze”?
Patryk Ashby miał trzynaście lat, kiedy według opinii publicznej wyszedł z domu, by skoczyć ze skały, zostawiwszy uprzednio kartkę z pożegnaniem. Kilka miesięcy wcześniej zmarli jego rodzice, choć spokojny jak zawsze chłopiec nie dawał po sobie poznać olbrzymiej rozpaczy. Trudne do zidentyfikowania ciało pewnego topielca zostało odnalezione, uznano je za zwłoki młodzieńca i w tym momencie brata bliźniaka Patryka, Simona Ashby, wyznaczono do odziedziczenia rodzinnego majątku po osiągnięciu pełnoletniości. Po ośmiu latach pod opieką ciotki Bee wreszcie zbliża się jego uroczystość pełnolecia. Wyobraźcie sobie, jak chłodną i nieprzewidywalną atmosferę przyniesie Patryk Ashby’ego odnaleziony po tylu latach, wchodzący w życie rodziny, która zdążyła pogodzić się z jego śmiercią. Pomyślcie też o tym, jaki zamęt wprowadziłaby informacja, że Patryk – w rzeczywistości niejaki Brat Farrar – to podstawiona osoba, sierota tułająca się po świecie, mężczyzna o fizjonomii niemal identycznej do Simona, który pod wpływem starego znajomego rodziny Ashbych próbuje wcielić się w postać Patryka, by przejąć cały spadek. Szczytem tajemniczej intrygi może być fakt, że Brat Farrar to w istocie dobry człowiek, a sposób śmierci trzynastoletniego samobójcy wcale nie musi być tak oczywisty, jak do tej pory myślano. Posesja Ashbych stanie się ośrodkiem niebezpiecznej gry, której skutków nie sposób przewidzieć.
Czujecie się wystarczająco zaintrygowani? „Bartłomiej Farrar” od pierwszych rozdziałów roztacza przed czytelnikiem opowieść, którą chce się poznać, wręcz wyczekuje jej rozwoju. Josephine Tey umiejętnie buduje podłoże psychologiczne swoich bohaterów i na nim opiera cały urok intrygi. Ta z kolei nie należy do rasowo kryminalnych; nie uświadczymy tutaj śledztwa od pierwszych stron, za to w pełni rekompensująca okaże się stylistyka obyczajowo-psychologiczna. Fabuła czerpie z motywu zagadki sprzed lat, którą należy rozwiązać z perspektywy teraźniejszości, a kto czytał chociażby „Córkę czasu” autorki, ten wie, jak potrafiła sobie radzić z takimi historiami. Jeśli z kolei jesteśmy przy analogiach, momentami klimat opowieści przywodził mi na myśl „Dolores Claiborne” – recenzowana książka to również w znacznej części obyczaj, ale podszyty tajemnicą, która zwinnie przemyka między stronicami, jest odczuwalna bez przerwy, ale nie kwapi się, by odkrywać karty. Każe na siebie czekać w napięciu potęgowanym przez całą lekturę, psotnica jedna!
I właśnie tutaj pojawia się cecha charakterystyczna „Bartłomieja Farrar”, która może wywoływać mieszane uczucia. Książka płynie wolnym rytmem i złośliwsi czytelnicy mogliby stwierdzić, że nie dzieje się w niej nic ciekawego. To po części prawda, bo aby czerpać z tej opowieści przyjemność, należy najpierw wyhodować w sobie potrzebę rozwiązania tajemnicy i poddać się urokowi angielskiej prowincji z mnóstwem stadnin koni, z wiejską atmosferą i zwyczajnymi rozmowami prowadzonymi przez bohaterów, jak to w rodzinie. „Bartłomiej Farrar” jest zapisem przeciętnego życia naznaczonego nieszczęściem, które po prostu tkwi wewnątrz postaci, niekoniecznie na pierwszym planie. Sprawa o majątek i śmierć przed ośmiu laty są gdzieś z boku, doskonale wiemy, że zbiegną się w momencie kulminacyjnym, ale historia płynie tak harmonijnie, że nie oczekujemy wyjaśnienia teraz, już! Wolimy pobyć jeszcze trochę z bohaterami, napawać się zapachem szczęścia rodziny, która odzyskała brakujące ogniwo, i wstrzymywać oddech przed tym, jakie skutki przyniesie ewidentna nieprzewidywalność myśli Simona.
„Bartłomiej Farrar” to nie powieść wielka, kryminał z najwyższej półki lub thriller niedający wytchnienia, ale bardzo udany czasopochłaniacz z niegłupią fabułą. Czyta się szybko, a lektura wciąga, bo Tey świetnie rozpisała całą treść. Dawno nie zdarzyło mi się, by książka tak skupiała uwagę, bym do późnej nocy czytał ją w pozycji leżącej i ani na chwilę nie zmrużył powiek ze zmęczenia. To zasługa bezbłędnej relacji między bohaterami, naturalnej ciekawości, co za chwilę powiedzą i zrobią. „Bartłomiej Farrar” nie jest książką oferującą napięcie nie z tej Ziemi, powodującą wypieki na twarzy – ją się czyta i, co jest olbrzymim atutem, ani na chwilę nie chce się przestać. To jedna z powieści, którą można pochłonąć zawsze, bo wymyka się jak może ramom gatunkowym. To wreszcie dobra historia, bez udziwnień i silenia się na wyjątkowość. A dlatego przecież czytamy; lubimy dobre opowieści :)
PS Jak macie wydanie z Klubu Srebrnego Klucza, NIE CZYTAJCIE BLURBA PRZED LEKTURĄ! Po prostu tego nie róbcie, jeśli nie chcecie pogorszyć odbioru wrednym spoilerem.
PPS Agnes, czekam na pytania, ale chyba nie pomogę :D To, co autorka wyjaśniła, wiesz pewnie sama, czyli jak Patryk zginął, ale konkretnie: w jaki sposób, z wszystkimi szczegółami (domyślasz się, o czym mówię…), to my się już raczej nie dowiemy : )
Podsumowanie:
Tytuł: Bartłomiej Farrar
Autor: Josephine Tey
Wydawca: Iskry 1978 (premiera: 1949)
Moja ocena: 7+/10
Joesphine Tey w żadnej swojej książce nie prowadziła szybkiej akcji i za to ją cenimy. Tzn. za Barta Farrara i Trudną decyzję panny Pym oraz Zaginęła Betty Kane. Reszta mnie kręciła dużo mniej, chociaż ma swoich wielbicieli :)
Większość powieści Tey jeszcze przede mną, ale po „Córce czasu” i „Bartłomieju Farrar” już czeka na półce „Tam piaski śpiewają”. A później kolejne kryminały, w zależności od tego, co uda mi się schwytać.
Warto czytać Josephine Tey m.in. właśnie dla tego spokoju i rozważnego budowania napięcia, świata przedstawionego… O miły odbiór można być spokojnym :)
Znaczy ktoś to czytał poza Secrusem i moim ojcem :D
Haha, podtrzymaj tę minitradycję, bo jak widać warto ;D
O ile wiem, to całkiem sporo osób to czytało. A kilka nawet uwielbia:) U mnie najpierw był serial o Farrarze, bardzo dobry zresztą.
Jaki serial?
A Brata Farrara uwielbiam prawie tak jak Piaski, całym sercem mu kibicowałam i chciałam, żeby mu się udało. Choć tak naprawdę to on wchodzi w powieść jako postać negatywna – oszust i tyle. Ale tego się czuje. Mistrzostwo.
Więc nigdy, nigdy, nigdy się nie dowiem, jak ta zbrodnia została przeprowadzona? Jestem w rozpaczy. Może przeczytam sobie książkę po raz fefnasty i coś sama wymyślę?
Zapewne chodzi o ten film telewizyjny z 1986, ale że trwał dwie i pół godziny, prawdopodobnie został potraktowany w TV jako miniserial.
A ja dogrzebałem się do znanej w Ameryce serii „The Philico Televison Playhouse” z przełomu lat 40. i 50., gdzie jeden odcinek zatytułowano „Brat Farrar” ;) I jeszcze było coś takiego jak „Mystery!” z Vincentem Pricem, ale wątpię, by tego typu rzeczy były gdzieś dostępne.
A, no i jeszcze „Paranoja” z ’63, ale baardzo luźno traktująca historię Josephine Tey.
Co do zbrodni… Wiadomo, jakie przyniosła skutki, ale jej przebiegu trzeba się domyślać – ja stawiałbym na podobną metodę, jaką dokonano drugiej „zbrodni”.
Czasem po prostu mam wrażenie, że mój ojciec i Secrus czytali WSZYSTKO.
I zazdrość mnie zżera ;)
A to dziwne, bo mam to samo z Tobą i Andrzejem ^^
No nie! Patrzę, patrzę i oczom nie wierzę: absolutnie kultowa książka Tey! Ile ja się jej naszukałam – po polsku już tylko w antykwariatach, dla mnie nieosiągalna. Po niemiecku jest, a jakże, ceny w antykwariatach zaczynają się od 30 euro. Więc kupiłam oryginał na kindla za 4 euro, ale jeszcze się nie odważyłam zacząć (nie wiem, czy mój angielski wytrzyma taką próbę…).
Kiedyś natknęłam się na jakiś ranking najlepszych kryminałów i właśnie ta książka przodowała w kategorii kryminału angielskiego, a przez znawców uznawana jest za najlepszą powieść tej autorki.
Dziwiło mnie właśnie, jak przez przypadek wpisałem na Allegro oryginalny tytuł i ceny okazały się astronomiczne… A „Barłomieja Farrar” zakupiłem wraz z czterema innymi książkami ze Srebrnego Kluczyka właśnie na Allegro, łącznie za jakieś 20zł. Cena wciąż oscyluje w granicach stawki za małe kręcone lody, a książkę można kupić w dwóch polskich wydaniach.
Ja sporo czasu temu natknąłem się na te rankingi: http://pl.wikipedia.org/wiki/100_najlepszych_powie%C5%9Bci_kryminalnych_wszech_czas%C3%B3w i tam Josephine Tey figuruje, ale z „Córką czasu” na czele – „Bartłomiej Farrar” jednak też się pojawia :)
Nie no, najlepsza książka Tey to „Tam piaski śpiewają”, bezapelacyjnie.
A więc wiedziałem, co nabyć wraz z „Bartłomiejem…” ;) Niedługo spróbuję znaleźć na nią miejsce na [Zakurzonej półce].