Bleblanie Oisja czyli psychoanaliza dla ubogich
Dziś mały ruch, pewnie wszyscy lepią pierogi, to mogę sobie pozwolić na odrobinę ekstrawagancji i napisać notkę zupełnie z innej bajki. Nawet jak się wygłupię to i tak mało kto przeczyta ;-).
Ostatnio miałem okazję rozmawiać z przemiłą panią psycholog Karoliną Piękoś. W trakcie rozmowy uzmysłowiłem sobie, że tak naprawdę w kontaktach międzyludzkich jest zdecydowanie łatwiej jeśli uświadomimy sobie zupełnie oczywistą rzecz. I choć jest to nawet oczywista oczywistość, to zrozumienie tego, zaakceptowanie i zastosowanie jest piekielnie trudne.
Najważniejsze jest to, aby uzmysłowić sobie, że motywy i potrzeby innych są często zupełnie inne od naszych. Przykładanie do innych swojej miary to skrajny idiotyzm jest. No bo czemu na przykład czasem zakładamy, że inni też chcą mieć czyste zęby? Może nie przeszkadza im zapach z ust i mają to w dupie, że komuś to przeszkadza. Owszem przykład prosty, wręcz trywialny, ale jednak prawdziwy. I wściekanie się na to jest zdecydowanie bez sensu ;-), i tak jest ze wszystkim. Dla mojego kolegi z pracy niewielkie znaczenie ma to co je. Wpierdziela od kilku lat gotowanego kurczaka na przemian z ryżem, białym serem i jabłkami. Ja nie rozumiem co nim powoduje, ale na szczęście od jakiegoś czasu mam to totalnie gdzieś, nie próbuję tak jak niektórzy, przekonywać go, że może z tego powodu mieć problemy zdrowotne. I tak dalej i tak dalej. Przykłady można mnożyć, ale jeśli zaakceptujemy to, że praktycznie WSZYSCY inni mają zupełnie odmienną od naszej motywację, to będzie nam dużo łatwiej. Mnie zrozumienie tego zajęło czterdzieści lat.
Tyle. Jak chcecie możecie się zacząć nabijać, że oisaj zwariował i pisze o bzdurach :-)
Tyle. Jak chcecie możecie się zacząć nabijać, że oisaj zwariował i pisze o bzdurach :-)
Cudze nawyki żywieniowe to generalnie mam w rzyci :-)
…ale niemyte zęby , bez względu na motywację, to wkur…. są tak jakoś ;-)
Zrozumienie dla istnienia innych, cudzych motywacji – tak. Pod jednym warunkiem, wzajemności!
Akceptacja – niekoniecznie. Jeżeli ktoś ma potrzebę łamania ogólnie przyjętych norm i zasad zachowania, to trudno to akceptować. Bądźmy szczerzy jak ktoś ma wielką motywację do tego, żeby dać nami po ryju, bo dajmy na to nie lubi Janków, czy też Andrzejów, bo mu kiedyś jakiś nasz imiennik odbił dziewczynę, albo ostatni egzemplarz poszukiwanej książki sprzed nosa zwinął, albo nie lubi facetów w okularach to będziesz to akceptował, czy raczej pomyślisz o obronie?
Będę starał się zrozumieć jego motywację, ale będę liczył na to, że on będzie się trzymał zasady wzajemności. Co w skrócie oznacza, że jeśli zdecyduje się dać mi po ryju to niech liczy się z tym, że otrzyma w zamian to samo lub ewentualnie kopniaka w krocze.
A uzupełniając myśl z notki. Takie podejście pozwala mi po prostu na zmniejszenie poziomu irytacji w życiu :)
To z tą irytacją to oczywista oczywistość! Mnie też tak się narobiło jak Tobie koło czterdziestki. Objaw dojrzałości:-)
Swoją drogą jak ktoś ma dla swojej niefrasobliwości uzasadnienie wewnętrzne, albo co gorsza dorobioną ideologię, tak i tak go nie przekonasz. Lepiej przeczytać coś ciekawego niż się irytować ;-)
I staram się właśnie iść tą drogą, nie irytować się, nie przekonywać, tylko zająć się produktywnym lenistwem :)
Śmiechem żartem ja dzisiaj szansy na umycie zębów nie mam, bo moja mama pomyliła moją szczotkę z inną i wyczyściła nią fugi. :<
A teraz, tak całkiem serio, to jestem tolerancyjna na zachowania i sposoby bycia innych osób, niezależnie od ich motywacji, dopóki nie krzywdzą swoim postępowaniem otoczenia. ;)
Ale jeśli jest się facetem „napiętym jak baranie jaja” to trzeba się tego nauczyć :)
Mnie tej prostej prawdy nauczyło mieszkanie z rodziną, w której praktycznie nikt nie czyta (poza mamą, ale raz, że ona lubi zupełnie co innego niż ja, a dwa, ze praktycznie i tak nie ma na to czasu), nie lubi papryki i świeczek zapachowych.;) Tak gdzieś pod koniec podstawówki to do mnie dotarło, choć misja przekonywania otoczenia do tego, co uważam za dobre przeszła mi jakoś dopiero na studiach.
Moreni ja musiałem dojrzeć do tego, od razu przestałem mieć kurcze łydek :) Nie, nie robię sobie jaj, naprawdę po jakimś czasie spadło napięcie mięśniowe w drastyczny sposób :)
Szczera prawda. Warto również założyć, że ktoś robi to, co my, niekoniecznie z tych samych powodów, co my. To również ułatwia życie : )
To dobre jest, w sumie nie spotkałem się jeszcze z taką postawą, ale masz rację, sprzedam dalej :)
Szczera prawda z tą motywacją. Jednak łatwo się mówi, trudniej wprowadzić w życie. Czasami nie daję rady i ingeruję, a po cichu sobie mówię: daj se spokój. Z wiekiem jednak zauważam, że coraz więcej rzeczy mi zwisa i powiewa. Moja młodsza siostra się piekli, deliberuje, coś tam próbuje rodzinie udowadniać, a kiedy szuka we mnie potwierdzenia swoich działań, słyszy: odpuść…chyba się starzeję ;)
Sardegna właśnie o to chodzi, trzeba sobie to uświadomić. A potem to już w pełni suwerenna decyzja, czy coś z tym robisz czy odpuszczasz :)
No. Prosta prawda, ale i tak nie zawsze się na nią godzę. Mam misyjne zapędy, ale coraz częściej mi się już nie chce nawracać innych. I tak do końca nie wiem, czy leniwieję, czy mi się próg tolerancji zmienia…
Zaczyna mi przechodzić chęć nawracania innych, niektórzy są niereformowalni, a nerwy i tak stracę :)
Mój nieoceniony ojciec wpaja mi tę prostą prawdę od wczesnego wieku :) Nie zliczę, ile razy słyszałam rzeczy w rodzaju „Pozwól im tak myśleć, mają prawo”, „Dla nich ważne jest co innego” czy „Uśmiechaj się, kiwaj głową i rób swoje”. Ja generalnie staram się nie ingerować w życie bliźnich, natomiast kiedy ktoś próbuje nawracać MNIE (bo sądzi, że jego prawdy i jego racje są jedynymi słusznymi), może się to skończyć odgryzieniem głowy ^___^
Mój nie wpoił, ale ja spróbuję to sprzedać chłopakom. Żyje się z tym dużo łatwiej :)