Witajcie w comiesięcznym podsumowaniu – mym, Secrusowym (ja to ten gość, co nie dba o książki i ciągle mu się one kurzą, a on je wytrwale czyta i recenzuje :P). Dzisiaj podaruję sobie długie wstępy, bo zauważyłem ostatnio, że jak ktoś chce przeczytać dużą ilość zbitego tekstu, to sięga po książkę, a nie blogowe podsumowanie literacko-filmowo-stosikowe. Przejdźmy zatem do stałych już tematów, które skrystalizowały się w poprzednich miesiącach.
Prześwietliłem blogowe wpisy minionego kwietnia i muszę przyznać, że
działo się całkiem sporo! Razem z Oisajem przygotowaliśmy
żart primaaprilisowy szyty grubymi nićmi, Tramwaj nr 4 był także oficjalnie pierwszym recenzentem
„Swoją drogą” Tomka Michniewicza. Oprócz tego zorganizowaliśmy
megakonkurs na pierwszą setkę wyświetleń bloga, w którym dzięki zaledwie jednemu słowu mogliście wygrać sporą pakę fantastycznych książek. Ruszył też nowy cykl –
[Warto zajrzeć], wyrosły z inspiracji webinarium Andrzeja Tucholskiego, i od razu zaskarbił sobie Waszą sympatię.
[Z zakurzonej półki] powiększyło się o trzy nowe tytuły,
[Czytam synkowi] nie spuściło z tonu, a i komiksy wciąż utrzymują swoją pozycję na blogu. Mieliśmy też kilka unikalnych recenzji, oprócz wspomnianej już „Swoją drogą”:
Rzeki Londynu,
Znaki szczególne,
Anielski śpiew oraz
Szamanka dla umarlaków.
Dużo się działo, prawda? Zapewniamy więc, że maj utrzyma dobry poziom i będzie pretendował do jego polepszenia ;)
KWIETNIOWE ZDOBYCZE:
Książki zakupione lub otrzymane, musiałem sobie czymś zrekompensować miesiąc przerwy od konkursów ;) Mimo to bardzo okazały stos jak na moje standardy:
„Szklany dom” to prezent od mojego współblogera (ładny neologizm, a co…) Oisaja, za co bardzo dziękuję :) Od Niego dostał pozytywną notę, więc pewnie i u mnie spotka się z ciepłym odbiorem.
„Głęboki sen” to taka książka-przypadek. Kupowałem właśnie prezent urodzinowy dla koleżanki, miałem już w dłoni pożądany tytuł i wychodziłem, aż grzbiet z nazwiskiem „Chandler” przykuł mój wzrok. Było niedrogo, a ja od dłuższego czasu polowałem na tę książkę w bibliotece. Zazwyczaj nie poddaję się takim impresjom, ale w tym wypadku…
A „Ciężarówkę”, „Wszystkie strony świata”, „Taniec ze smokami”, „W małym dworku/ Szewcy”, „Cudzoziemkę”, „Człowieka w labiryncie”, „Pożegnanie z bronią” (to czarne bez napisu ;p), „Solaris/Niezwyciężonego” (to pod tym czarnym bez napisu) oraz „Hannibala: Po drugiej stronie maski” kupiłem łącznie za 18zł! Wyszukałem te perełki na regałach w dwóch filiach bibliotecznych, które odwiedzam – tych specjalnych półkach mieszczących książki podarowane przez ludzi. Można trafić na naprawdę świetne okazje: Martin z 2011 za 5zł, Lem i Ursula Le Guin po złotówce, Hannibal w grubej oprawie za 5zł… I tylko „Ciężarówki” za 1,50zł żałuję, zobaczywszy ocenę internautów. Ale to tylko moja wina – łudziłem się, że trafię na coś godnego uwagi w tych nowszych, czarno-białych wydaniach „Jamnika” ;)
FILMY:
Kwiecień przyniósł mu trzynaście seansów filmowych i o nich – treściwie i skrótowo – opowiem Wam w tym miejscu. Ponieważ jednak najsłabszy widziany tytuł mógłbym nazwać średnim/niezłym/przeciętnym, nagłówek najgorsze nie odda w pełni ich poziomu.
Najlepsze:
1)
Człowiek słoń – Gra na emocjach pięknymi, choć momentami nieco ckliwymi scenami. W każdym razie to niezwykła historia, której nie sposób zapomnieć – opowieść o inności i niebywałym pragnieniu człowieczeństwa. Czerń i biel idealnie tworzą atmosferę, kreacje aktorskie są wiarygodne, a
„Adagio for strings” w końcowych scenach chwyta za serce, podobnie jak kilka wcześniejszych zdarzeń. Czy to nie wstyd, że dopiero teraz zobaczyłem ten film po raz pierwszy?
2) Chce się żyć – Musiałem, no musiałem obejrzeć po wielu pochlebnych opiniach i sygnałach, które dochodziły do mnie od dłuższego czasu. Tak prawdziwy, że aż chce się płakać… i śmiać w niektórych momentach. Gra na emocjach i podsuwa wiele przemyśleń, oprócz tego powtórzę się: ge-nial-ne aktorstwo. Film z serii tych, dla których krzywdą jest stawianie w kategorii: „Jak na polskie realia…”. Nie widzę żadnej przepaści między nim a innym kinem europejskim.
3) Wichry namiętności – Chyba trudno go nie znać :) Epicka opowieść z epicką muzyką i epickim wykonaniem. Zastrzegając, że nie lubię używać słowa „epicki” w znaczeniu po neosemantyzacji… Melodramat kompletny, a nawet o wiele więcej.
4) Amelia – Wydaje mi się, że jakakolwiek zwięzła opinia tutaj będzie banalna. Tego filmu się nie ogląda, jego się czuje… Lub nie.
5) Okno na podwórze – Sceneria i pomysł wytwarzają znakomitą, gęstą atmosferę. Podglądanie dziwnych zachowań lokatorów i domysły składające się na morderstwo w mistrzowskiej narracji Hitchcocka. Jeden z jego bardziej znanych filmów. Świetni Kelly i Stewart, wielką przyjemność czerpałem z tego seansu :)
6) Witaj w Klubie – Godne uwagi spojrzenie na AIDS. Oszczędny w środkach i szarżujący aktorsko dramat, z którego można wiele wynieść. Z uwagi na stylistykę, za którą nie przepadam, zapewne nieprędko powtórzę seans, ale to nie umniejsza solidności tego oscarowego objawienia.
7) Wyścig – Hunt i Lauda w natarciu. Świetny Bruhl, dobra dramaturgia i temat przyciągający do ekranu. To nie jest film, do którego będę wracał, ale swoją rolę spełnił bardzo dobrze.
8) Czarnoksiężnik z Oz – Leciało na TCM, to przysiadłem :) 75 lat temu zrealizowano tak przemyślane i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach widowisko! Targetem nie jestem, ale film mnie zauroczył ;) Świetne utwory.
9) Amator – Niezwykle mądry film. O tak wielu tematach, że po seansie jeszcze się je rozważa. Widziałem w ramach stopniowego poznawania twórczości Kieślowskiego – przeplatam jego późniejsze pełne metraże z wczesnymi krótkimi.
Najgorsze:
1) Dzieci niebios – Czegoś mi w nim zabrakło. Piękna, prosta, autentyczna historia bez prób utrudniania przekazu, która jednak mogłaby być bardziej rozbudowana. O biedzie i trudzie dzieciństwa w irańskich rodzinach. Oczywiście spodobał mi się, ale coś musiałem wsadzić do worka „najgorsze z kwietnia”.
2) Artysta – Wydmuszką na pewno bym tego filmu nie nazwał ;) Prosta historyjka, ale z odrobiną magii tkwiącej w przepięknej formie. Bliżej końca zaczyna delikatnie nużyć.
3) Kwiaty dla Algernona (TV, 2000) – Podobałoby mi się bardziej, gdybym nie czytał wcześniej genialnej książki… Przesłodzona, spłycona w nieodpowiednich momentach adaptacja – a szkoda. Muszę obejrzeć adaptację z 1968 roku z Robertsonem, o tytule „Charly” (niestety jest mało znana i nie ma polskiej wersji językowej, ale nie z takimi rzeczami dawało się radę ;p).
4) Kumple – Widziane w telewizji. Karate Kid dla marzycieli z domieszką Chucka Norrisa, czyli kolejny familijniak-karate na leniwe popołudnie ;)
KSIĄŻKI:
Miałeś jakichś przyjaciół?
Tak, miałem.
Dużo?
Dużo.
Pamiętasz ich?
Pamiętam.
Co się z nimi stało?
Umarli.
Wszyscy?
Tak.
Brakuje ci ich?
Brakuje.
Dokąd idziemy?
Na południe.
Dobrze.
Droga (Cormac McCarthy) – Cormaca McCarthy’ego nie trzeba przedstawiać ani znawcom literatury, ani miłośnikom amerykańskiego kina. Jego najnowsza książka to właśnie
„Droga”, wydana w 2006 roku, a spopularyzowana przez adaptację filmową trzy lata później. Ja dziś krótko o lekturze, która dostarczyła mi mnóstwo emocji i skłoniła do zastanowienia nad jej formą – nietuzinkową, bardzo sugestywną, ale też być może przesadzoną.
Ziemia po kataklizmie, ostatnie chwile na planecie, ostatni, pozbawieni uczuć ludzie tonący w czerni i szarzyźnie, a w centrum tego wszystkiego ojciec i syn, wędrujący przez pustkowia ograbione z duszy. Szkoła przetrwania w dramatycznym widmie postapokalipsy, ludzie żyjący po to, by za wszelką cenę przeżyć. Nie wiadomo, co dokładnie się stało, jaka katastrofa spotkała tych, którzy przetrwali oraz tych, którzy wyginęli. Jeśli szukacie wyciszenia, ta powieść idealnie spełni wasze oczekiwania. Urywane dialogi, pozornie suche i wyzute z uczuć, tak naprawdę z łatwością przerastają górnolotne sentencje z bujnie dialogowanych dramatów. Jednocześnie jest w tej historii i formie pierwiastek czegoś, co może nie dotrzeć do wszystkich i całkowicie to rozumiem. Bo to po prostu wędrówka w stronę nieznanego, przeczesywanie opustoszałych supermarketów, odnajdywanie pożywienia i napotykanie żądnych krwi ludzi. To podróż prowadząca donikąd, bo nic już nie pozostało. Trudno poddać opinii
„Drogę”, która wynika się wszelkim schematom.
Myślę, że warto przeczytać, nawet gdybyście mieli później sarkać, że to coś zupełnie nie dla Was. 8/10I to już prawie koniec. Z racji tego, że w podsumowaniach zdarzało mi się zamieszczać luźne myśli i inicjatywy, które mogłyby Was zainteresować, i teraz chcę się czymś pochwalić. Niech zjawi się reklama!
Od niedawna udzielam się na portalu o zróżnicowanej tematyce, który z racji swej młodości nie istnieje wiele dłużej niż czas, w którym ja piszę dla niego artykuły. Inicjatywa jest świeża, plany idealistyczne, ekipa skora do działania. Chodzi o to, by stworzyć coś własnego z gronem osób chcących publikować pod własnym nazwiskiem, na razie w formie internetowego portalu, a później, kto wie… może lokalnej gazety? W każdym razie: tematyka jest przeróżna, działów wiele i każdy pisze o tym, czym sam się interesuje i na temat czego ma dużo do powiedzenia. Ja jestem redaktorem działu film oraz udzielam się w części poświęconej książkom. O ile blog jest dla mnie pasjonującym przeżyciem i nie zamierzam z blogowania rezygnować, o tyle pisanie artykułów w pewien sposób podporządkowanych normom dziennikarskim jest nowym wyzwaniem, które z pewnością da mi potrzebne w przyszłości doświadczenie. Piszemy o polityce, kinie, modzie, kulinariach, społeczeństwie, motoryzacji, ekonomii… O najnowszych wydarzeniach, z których wychodzimy, dając zaczątek dalszym przemyśleniom. Robimy to z pasją i zapałem, chcąc wiedzieć, że jesteśmy odwiedzani i czytani.
Będzie mi bardzo miło, jeśli odwiedzicie tę stronę i zerkniecie, jak to wszystko wygląda. Początki bywają trudne, jednak jesteśmy dobrej myśli. Jeżeli chcielibyście przeczytać coś mojego, zachęcam, by kliknąć TUTAJ. Piszę zarówno luźne artykuły, jak i wpisy podporządkowane cyklowi dotyczącemu produkcji krótkometrażowych. W planach mam też serię „Książka vs. Film”, w której będę porównywał literackie pierwowzory z ich adaptacjami na zasadzie kilku określonych kryteriów. Kto wie, może na pierwszy ogień pójdzie „Droga”? ;) Ale dość już, bo reklama reklamą, ale trzeba znać umiar!
Żegnam się z Wami, dziękuję za poświęcony czas i czekam na wszelkie opinie. Trzymajcie się, do zobaczenia za miesiąc :)
Zapowiedzi niczego sobie, będę czekała na recenzje. ;)
Zapowiedzi niczego sobie, będę czekała na recenzje. ;)
Wzięłabym się za książkę Raymonda Chandlera ,,Głęboki sen”. Mam tę książkę na półce, a więc pewnie niedługo się za nią wezmę :>
To chyba druga najbardziej popularna u nas powieść Chandlera, zaraz po „Żegnaj, laleczko” (której stare wydanie też zakupiłem po okazyjnej cenie…), więc faktycznie wypada znać. A później można zasiąść do bardzo docenionego filmu z nurtu noir z Bogartem :)
To chyba druga najbardziej popularna u nas powieść Chandlera, zaraz po „Żegnaj, laleczko” (której stare wydanie też zakupiłem po okazyjnej cenie…), więc faktycznie wypada znać. A później można zasiąść do bardzo docenionego filmu z nurtu noir z Bogartem :)
O książkach nie słyszałam, ale czekam na recenzje. Szczególnie „Głębokiego snu”. Pozdrawiam!
Na pewno będzie niebawem w cyklu [Z zakurzonej półki] ;) Również pozdrawiam.
Ten „Charly” z Cliffem Robertsonem jest świetny! Bądź co bądź jego oskarowa rola!
No i widzę Wszystkie strony świata – lektura obowiązkowa:-) Chociaż w tym wydaniu brakuje jednego opowiadania – Ci, którzy odchodzą z Omelas:-(
Właśnie muszę zobaczyć tę wersję, bo telewizyjniak w żaden sposób nie sprostał opowieści. Ale wcześniej chwilę odpocznę od „Kwiatów dla Algernona” – w końcu ileż można poznawać tę samą historię w różnych wydaniach, nawet tak dobrą ;)
Co do „Wszystkich stron świata” – dzięki za informację, zapamiętam i w trakcie lektury spróbuję zdobyć brakujący tekst.
Ten „Charly” z Cliffem Robertsonem jest świetny! Bądź co bądź jego oskarowa rola!
No i widzę Wszystkie strony świata – lektura obowiązkowa:-) Chociaż w tym wydaniu brakuje jednego opowiadania – Ci, którzy odchodzą z Omelas:-(
Chce się żyć robi wrażenie niemałe. „Witaj w klubie” również nie.moja stylistyka, dlatego nie żałuję, że nie poszłam do kina. Z „Amelią” i „Amatorem” się zgodzę. ;)
Sporo filmów i książek. Chętnie obejrzałabym „Chce się żyć”, a co do pozostałych filmów naj-, zgadzam się niemal całkowicie (nie widziałam „Wyścigu” i „Witaj w klubie”, więc nie mama zdania). Ciekawa jestem Twojego odbioru „Cudzoziemki”…
„Cudzoziemkę” teoretycznie czytałem w liceum, kiedy była lekturą obowiązkową… Niestety to jeden z tych tytułów szkolnych (niewielu co prawda, ale jednak), które poznałem bardziej teoretycznie, niż praktycznie. W każdym razie warto mieć go na półce, by móc sięgnąć w dowolnej chwili – a że ja stale nadrabiam wszystko, co wcześniej z jakichś powodów mnie ominęło, a ominąć nie powinno, na pewno niedługo przeczytam i wyrażę swoje zdanie w podobnym do tego podsumowaniu ;)