Diablero, czyli książkowy Netflix
Jeszcze nie tak dawno można by sądzić, że wszystko, czego dotknie się Netflix to złoto. Od jakiegoś czasu korzystam z tej platformy i przyznam szczerze, że czasy samych perełek odeszły już chyba w przeszłość. Nadal jednak dzieje się tam wiele dobrego, a przynajmniej książki, od których się sporo zaczyna, bywają wciąż niezłe.
Diablero
Diablero na platformie pojawiło sie niedawno. Rebis zdecydował się wydać książkę, na której podstawie powstał serial z okładką netflixową. Wygląda to obrzydliwie, ale cóż, z pewnością liczyli na to, że zadziała afekt połączenia dwóch mediów. Nie zniechęcajcie się jednak, bo to całkiem przyzwoite urban fantasy, pochodzące na dodatek z kraju, którego dokonania na tym polu są w Polsce zupełnie nieznane. Ano tak, F.G. Haghenbeck jest bowiem Meksykaninem.
Ci co czytali mogą się nieco obruszyć na moją klasyfikację, bo znaczna część tej historii dzieje się poza miastem, ale ja jednak będę się upierał z tym urban. Dlaczego? Bo to właśnie miasto określa głównych bohaterów, to miasto ich stworzyło i to tam dzieją się istotne dla fabuły wydarzenia.
Elvis Infante
Główny bohater tej historii to Elvis Infante, były więzień, były żołnierz, weteran z Afganistanu.
Tak na marginesie, można odnieść wrażenie, że Amerykanie zdecydowali się na interwencję w tym kraju przede wszystkim po to, żeby mieć nowych weteranów, bo ci z Wietnamu już zdążyli im poumierać.
Ale wracając do książki. Elvis jest jednak przede wszystkim diablero. To właściwie nazwa zawodu, osoby które noszą to miano, to łowcy demonów. Ludzie będęcy na pozór kimś na kształt wysoce wykwalifikowanych egzorcystów. Jest jednak pewna istotna różnica, egzorcyści najczęściej kojarzeni są z kościołem i działalnością mającą na celu ochronę ludzi przed złem. Tutaj diablero to ludzie nie tyle wypędzający demony, co łapiący je na potrzeby walk na arenie. Diablero łapią poza demonami również diabły i niektóre rodzaje aniołów. Któż bowiem lepiej sprawdzi się w takiej walce niż anioł.
Podsumowanie
Książkę czytało się bardzo dobrze, choć przyznać trzeba, że na początku sposób prowadzenia fabuły, ciągłe przeskakiwanie w tył i retrospekcje mogą wyglądać nieco chaotycznie. Szybko jednak udało mi się połapać i docenić taką zabawę formą ze strony autora. Zarówno Elvis jak i ksiądz, z którym współpracuje, budzą sympatię, choć żaden z nich nie jest z pewnością typowym bohaterem pozytywnym.
Mam wrażenie, że pozostawienie kilku niewiadomych, wychodzi książce na dobre. Brak jasnych odpowiedzi na to, kto tak naprawdę stoi za Konklawe, czym ono właściwie jest wydaje się dodawać powieści tajemniczości. Czy też pytanie do czego biskup potrzebuje demona, by kogoś opentać, czy też może by wystawić go do walki, stanowią ciekawe pole do popisu dla wyobrażni czytelnika.
Właśnie chyba dzięki temu Diablero okazuje się być tak nietypową i interesującą historią.
Info:
Tytuł: Diablero
Autor: F.G. Haghenbeck
Tłumaczenie: Tomasz Pindel
Wydawca: Rebis
Do tramwaju: też