Nomen Omen 2: Nie dajcie się zwieść, autorka Dożywocia cały czas pisała!
Marta Kisiel nie zatraciła swej świeżości z poprzednich dzieł i dalej leje miód na serca filologów, a z całą resztą miłośników literatury wdaje się w radosną polemikę okraszoną humorem i niezwykłym wyczuciem języka. Konsekwentnie, pamiętając aluzje do „Dziadów” z pierwszej części, ałtorka przemyca co smaczniejsze kąski z epoki rodzimego romantyzmu. Mamy więc ponurego grabarza nucącego pod nosem wiadomy czterowiersz z „Lilii”, gracza Warcrafta kryjącego się pod chwytliwym pseudonimem Beniowski, zbója wrażliwego na modlitewne prośby dzieci, nowe miejsce spotkań sióstr Bolesnych – przepaść w Czufut-Kale oraz karczmę, do której podobno bez wypalenia lulka nie ma wstępu. I wiele, wiele więcej, wszystko wprowadzone płynnie i nie na siłę. Akcja brnie galopem, aż słychać tętent kopyt o powierzchnię i czuć wiatr we włosach. Pamiętacie skrawek historii Breslau z „Nomen Omen”? Dwójka to również nie sam śmiech i parodia, lecz co ciekawego Pani Kisiel przygotowała dla czytelników… Tego nie zdradzę, to trzeba przeczytać!
Jest kolorowo, fakt, ale nie na tyle, by pochwałom nie znać końca i zapomnieć o drobnych niedociągnięciach. Przede wszystkim książką rządzą schematy. O ile w poprzedniej części opowieści elementy typowe dla urban fantasy tworzyły świetną całość i czerpały z najlepszych źródeł, o tyle teraz… Jest właściwie tak samo – bez urozmaiceń, może odrobinę wtórnie? „Ale to już było…”, chciałoby się zanucić, choć w tym wypadku powielanie sprawdzonych patentów tworzy poziom, taki sam i czasem łudząco podobny do pierwszego „Nomena…”, ale to jednak poziom wysoki i solidny. Oczywiście każdy wie, że archetypiczny motyw trzech sióstr (no, teraz sześciu…) to zaledwie prosty schemat, a postać romantycznego poety (no, teraz dwóch…) jest przynętą na szkolną młodzież – „bo szkoły pójdą” zmienia delikatnie swój wydźwięk na: „bo szkoły kupią i przeczytają” ; ) Dodam jeszcze kilka słów o szacie graficznej: ilustracje Katarzyny Babis jak zwykle cieszą oko, są stylowe, ze świetną kreską i jestem pewien, że współpraca z Martą Kisiel jeszcze długo będzie wydawała tak smaczne, dojrzałe owoce. Natomiast nie wydaje się wam, że okładka łudząco przypomina tę z pierwszej części? Kosmetyczne zmiany kolorystyczne i dwójka w tytule nie sprawią, że będzie to w pełni oryginalny twór. Mógłbym zganić ten projekt i uznać go za typowy chwyt reklamowy działający na zasadzie skojarzenia, ale… Tak jak okładka z jedynki prezentowała się świetnie, tak i tej niczego nie brakuje. Po prostu dobra marka intryguje przy każdej okazji.
A więc szczerze polecam wszystkim, którzy świetnie bawili się, czytając pierwszą część, i skaczą z radości na myśl o kontynuowaniu perypetii Salomei Przygody. Książka już niebawem powinna zawędrować do sklepów w całej Polsce, lecz jak prędko i w ilu egzemplarzach, tego nie zdradza nawet ałtorka. A może ona sama nie wie? W każdym razie życzę, by „Nomen Omen 2” trafił do łapek każdego zainteresowanego i dostarczył tyle samo frajdy, ile ja czerpałem z lektury i sporządzania tego tekstu. Jeszcze Mickiewicz i Słowacki nie zginęli!
* I to nie żaden błąd, zapytajcie ałtorki! ;)
Podsumowanie:
Tytuł: Nomen Omen 2
Autor: Marta Kisiel
Wydawca: Uroboros
Moja ocena: 8+/10
Dziwię się ocenie, bo z tego co piszesz wydaje się być o niebo lepiej od takiej sobie części pierwszej.
Świetne!… Szkoda, że dziś pierwszy kwietnia ;-)
ciekawe co na to sama ałtorka ;p
Widzę, że „Doskonałą próżnię” Lema czytałeś ;-)
Czekam na następne takie wpisy…
PS Podniosłeś Ałtorce poprzeczkę, będzie musiała napisać naprawdę bardzo dobrą powieść :-D
Podprowadziłem konwencję zaledwie, nawet nie do końca świadomy, komu i co podprowadzam ;)
A Ałtorka już czuje presję: łatwo wychwalać, gorzej stworzyć materiał idealny do wychwalania :D Ale my w Tramwaju wierzymy, że po „Nomen Omen 2” poziom będzie rósł jeszcze prężniej.
Jeszcze większą presję Ałtorka poczułaby gdybyś… no… napisał swoją powieść?
Dwie przyjazne recenzje już masz awansem;-) (Chyba żebyś kompletnie skopał :-P)
Taka drobna sugestia… Jakaś groza, jakieś new weird…
Ja myślę, że nie tylko mam dwie przyjazne recenzje, ale też dwóch profesjonalnych beta-testerów :) (w razie, gdybym skopał już w przedbiegach :D)
A w ramach odpowiedzi na drobną sugestię… Coś się może urodzi, może Panów wydawców gdzieś, kiedyś, czymś zaatakuję…
Ech, szkoda, że dzisiaj Prima Aprilis…
Szkoda, szkoda… ;)
Coś chyba kręcisz :P
To niech teraz autorka dorówna Twojej recenzji ;-) Żebyś potem jej nie musiał zmieniać.
Takie jest zamierzenie! I innego wyjścia autorka nie ma :)
To jeden z najbardziej kreatywnych żartów na 1 kwietnia, jaki w życiu widziałam ;) A jeśli to nie żart, to cóż… Muszę nadgonić część pierwszą.
Jaki tam żart… ;)
Dziękujemy za miłe słowa.
Ale fajnie! Już skaczę z radości! Tylko ta dzisiejsza data…
PS. Jak ktoś nie czytał części pierwszej, to nie powinien czytać tego posta, bo ciut za dużo się dowie, np. o cudnych siostrzyczkach… Może jakieś ostrzeżenie o czytaniu dalej na własną odpowiedzialność?
Miałem dać taką adnotację, ale w wirze wczorajszych drobnych poprawek o tej właśnie zapomniałem. Dzięki ;)
Polecam się :)
Ja właśnie przy osikanym kołku jestem :D
Się dodało, będę robił za współautora ;)
I po co czytać książki? Można przecież pisać świetne recenzje dla tytułów jeszcze nie istniejących… :)
Prawda? :D Chyba pomyślę o tym na stałe, nie trzeba tracić czasu na czytanie i uważanie, by czasem czegoś w opisie fabuły nie przekręcić. Pełna (do)wolność :)