[Viv realnie-kryminalnie] Sztokholm Stiega Larssona
Wojciech Orliński napisał przewodnik po mieście, podążając za regułami sztuki w tym zakresie. Pisze, na której stacji wysiąść, jakie są hotele, jakie bilety, jakie lotniska. Opatrzył swój tekst miejscami, do których dotarł, wykorzystując wskazówki zawarte w powieściach. I tylko jedno odróżnia Sztokholm Stiega Larssona od klasycznego przewodnika – wiele opisanych tu miejsc nie istnieje, podobnie jak postaci, których śladami będziemy podążać. Ale czy to ma nas powstrzymać? Autora nie powstrzymało, chociaż w czasie swej podróży zdarzyło mu się zapytać samego siebie: „Czy mnie ze szczętem już pogibało?”.
Po Sztokholmie Larssona poruszać się będziemy niczym Bloomkvist i Salander – szerokim łukiem omijając wszystko to, co fascynuje turystów, czyli Gamla Stan (Stare Miasto) czy muzeum statku Vasa, za to zawitamy na wyspę z tanimi mieszkaniami robotniczymi, powłóczymy się po Södermalmie, popatrzymy (mam nadzieję, że tylko z zewnątrz) na kompleks budynków policji, zjemy być może podobne dania co bohaterowie książek w ich niewątpliwie ulubionej knajpie, wypijemy hektolitry kawy, starając się dotrzymać kroku Bloomkvistowi, ale też w miarę możliwości możemy zajrzeć do tego samego sklepu sieci 7-Eleven i kupić tą samą mrożoną pizzę, którą jadała Salander.
Niesamowite jest to, że wiele miejsc opisywanych w książkach faktycznie znajduje się pod adresami w nich wskazanymi. Dzięki temu trafimy nie tylko do tego samego McDonalda, ale też możemy zrobić sobie zdjęcie przy kamienicy Bloomkvista i spotkać się ze znajomymi w kawiarni dokładnie opisanej w powieści. Larsson swoje postaci umieścił w dobrze znanym otoczeniu, te pozytywne chodzą tam, gdzie autor sam lubił bywać, negatywne zaś znajdziemy w miejscach pogardzanych przez pisarza.
Pomiędzy opisami odwiedzanych miast Orliński pokusił się o swoistą analizę powieści Larssona. Wykazał się tutaj nie tylko olbrzymią wiedzą na temat życia pisarza, społecznej i politycznej historii Szwecji ale i wielką pasją dla powieści (czasami przywołuje takie szczegóły z grubaśnych przecież książek, że tylko ktoś z ewidentnym świrem na ich punkcie będzie o nich pamiętał). Dlatego jest to idealna lektura nie tylko dla tych, którzy planują wyprawę do stolicy Szwecji, ale i dla fanów trylogii Millenium. Musicie mieć tylko wystarczająco dużo wyobraźni, by tam, gdzie dla zwykłego śmiertelnika nic nie ma, zobaczyć coś wyjątkowego.
Moja ocena: 6/6
Wojciech Orliński Sztokholm Stiega Larssona
Wyd. Pascal
Bielsko-Biała 2013
Uzupełnienie tego tekstu znajdziecie na blogu autorki :)
Fajne. Z pozoru wygląda mi to na zwykły wyciskacz kasy od fanów Larssona, ale czytając opinię sam się zachęciłem ;)
Muszę uczciwie przyznać, że widać kawał dobrej roboty w tym przewodniku. Co więcej, ja wprawdzie Millenium lubię, ale bardziej książkę kupiłam dla Sztokholmu. A teraz mnie nęci, by do Larssona po latach powrócić.
Muszę uczciwie przyznać, że widać kawał dobrej roboty w tym przewodniku. Co więcej, ja wprawdzie Millenium lubię, ale bardziej książkę kupiłam dla Sztokholmu. A teraz mnie nęci, by do Larssona po latach powrócić.
Gratuluję debiutu:-) Chociaż zdaje się, że chwalenie wpisu w komentarzach to jest teraz podejrzane;-)
Bo też trzeba mieć wyjątkowy talent, żeby kogoś (na przykład mnie) poszczuć na cztery książki jednocześnie.
Mam co do książek Wojciech Orlińskiego mieszane odczucia, niektóre bardzo lubię, niektóre jakby mniej (takie gdzie się trochę „wymądrza” w stylu „Ja wiem (naj)lepiej”.
Ten „Przewodnik” mam, tyle, że nie bardzo wiem gdzie, bo przed moim czytaniem poszedł w świat i muszę go poszukać i przyprowadzić do domu;-)
A cztery? No to oczywistość… Najpierw znowu Trylogia Stiega Larssona, potem Przewodnik…
Odwieczne pytanie kiedy, ach kiedy? Ale to już jest inna historia.
Gratuluję debiutu:-) Chociaż zdaje się, że chwalenie wpisu w komentarzach to jest teraz podejrzane;-)
Bo też trzeba mieć wyjątkowy talent, żeby kogoś (na przykład mnie) poszczuć na cztery książki jednocześnie.
Mam co do książek Wojciech Orlińskiego mieszane odczucia, niektóre bardzo lubię, niektóre jakby mniej (takie gdzie się trochę „wymądrza” w stylu „Ja wiem (naj)lepiej”.
Ten „Przewodnik” mam, tyle, że nie bardzo wiem gdzie, bo przed moim czytaniem poszedł w świat i muszę go poszukać i przyprowadzić do domu;-)
A cztery? No to oczywistość… Najpierw znowu Trylogia Stiega Larssona, potem Przewodnik…
Odwieczne pytanie kiedy, ach kiedy? Ale to już jest inna historia.
Też mi się zachciało znów przeczytać Larssona, ten przewodnik chyba tak działa :) To była moja pierwsza książka Orlińskiego, od dawna marzy mi się „Ameryka nie istnieje”, a i ta o internecie zdaje się interesująca.
Poszczucie Ciebie na cztery książki jednym wpisem umieszczam na czele moich życiowych osiągnięć :)
Takie niekonwencjonalne przewodniki są rewelacyjne! Marzy mi się co najmniej kilka przygotowanych specjalnie pod moim kątem, a co! :P
Oczywistymi dla mnie byłyby takie przewodniki po Londynie i Barcelonie :)
Takie niekonwencjonalne przewodniki są rewelacyjne! Marzy mi się co najmniej kilka przygotowanych specjalnie pod moim kątem, a co! :P
Świetny, lekki tekst, a książka to z pewnością prawdziwa gratka dla pożeraczy skandynawskich kryminałów :)
Zapewne po takiej lekturze zupełnie inaczej jest odwiedzić Sztokholm. Można stracić cały dzień na szukaniu miejsca, które Pan Larsson sobie wymyślił ;p
Już i tak samo przeglądanie zdjęć z wycieczki w poszukiwaniu opisywanych miejsc było nie lada przyjemnością, aż by się chciało pojechać raz jeszcze, by nadrobić zaległości. Ale niestety, Skandynawia jest wciąż droga…
OOO podobały mi się dwa pierwsze tomy Stiega Larssona i z przyjemnością, jak natknę się na tę książkę, przeczytam :)
Pozdrawiam :>
Polecam jeszcze przed lekturą nadrobić trzeci tom, wprawdzie autor stara się unikać spoilerów, ale wiele miejsc przez niego opisanych znajduje się właśnie w tomie trzecim. :)
Prawie 2 lata temu zakochałam się w Sztokholmie! A tej pozycji nie znam, za to chętnie poznam!
Dla zakochanych w tym mieście lektura absolutnie obowiązkowa!